Kraj

Środa: Dlaczego Balcerowicz broni Gowina

W Polsce liberalizm nigdy się nie przyjął, zamiast niego panuje siermiężna ideologia rynku.

Cezary Michalski: Dlaczego Balcerowicz w kluczowym momencie wystąpił w obronie Gowina? Dlaczego „ikona polskiego liberalizmu lat 90.” jednoznacznie wsparła polityka, który postanowił być wzorcowo antyliberalny? I co nam to mówi o kłopotach polskiego liberalizmu w ogóle? Tym bardziej, że problem jest szerszy, Instytut im. Adama Smitha stał się ekonomiczną przybudówką Klubu Ronina, wolnorynkowiec Korwin-Mikke dostaje antyliberalnego amoku…

Magdalena Środa: Kiedyś Jerzy Szacki zaczął jedną ze swoich książek od stwierdzenia, że Polacy zawsze walczyli o wolność, a kiedy już udało się im ją wywalczyć, zaczynali ją natychmiast ograniczać. W Polsce nigdy nie przyjęło się pojęcie liberalizmu w sensie normatywnym, politycznym; jako doktryna, która chroni pełnej wolności.

Czyli w rozumieniu właściwym.

Tak, ponieważ liberalizm Milla to była przecież pełna koncepcja ludzkiej wolności, wolności od władzy, od presji tradycji, religii, obyczaju. Ta właściwa koncepcja liberalizmu nigdy się w Polsce nie przyjęła, nigdy nie była zrozumiana, nigdy nie była sztandarem jakiejkolwiek politycznej formacji czy nawet środowiska. Także po roku 1989. Wolność poglądów, wolność przekonań, wolność opinii, wolność wyznania, wolność stylów bycia. Tu nigdy nie rozumiano, że feminizm jest dialektyką liberalizmu. I to dialektyką liberalizmu właściwą. Tu nigdy nie pamiętano, że Mill uważał, iż bieda czy nierówności społeczne są takim samym wrogiem wolności jednostki jak autorytarna władza. Wielu polskich liberałów, szczególnie konserwatywnych, udawało, że nie wie, iż to właśnie na gruncie liberalizmu rozwinęła się koncepcja odbierania jakiejkolwiek władzy – świeckiej, religijnej – prawa do ograniczania wolności sumienia jednostek. W Polsce liberalizm natychmiast miał twarz Hayeka i Friedmana. Tylko i wyłącznie rynkową, bardzo siermiężną. W dzisiejszym kształcie polskiego neoliberalizmu ta siermiężność już jest niesłychanie widoczna.

Hayek był jednak również bardzo ambitnym myślicielem, jeśli chodzi o rozważania antropologiczne. Reprezentował „konserwatywne Oświecenie”, chwalił religię jako ateista. Uważał ją za proste, skuteczne narzędzie przystosowania i walki o przetrwanie. Jak kły i pazury.

Ty wchodzisz w subtelności, ale pamiętaj, że klasyczny polski liberał lat 80. i 90., skupiający się wyłącznie na wolności ekonomicznej, o istnieniu antropologicznych pism Hayeka nawet nie słyszał. Jeśli już coś Hayeka czytał, to najwyżej Konstytucję wolności, a i tę książkę rzadko do końca. A tam wolność to wolność ekonomiczna, a jej jedyny fundament to własność. Musiało się zatem w Polsce pojawić i umocnić przekonanie, że idealne społeczeństwo to wolny rynek, na którym prawdziwi mężczyźni walczą o sukces ekonomiczny, a jak wracają do domu zmęczeni z łupami, to chcą tam mieć tradycyjną kobietę, tradycyjne wartości i tradycyjną rodzinę akceptującą tradycyjną koncepcję posłuszeństwa czy władzy. Wyznawcami takiej właśnie wizji byli tzw. „polscy liberałowie”. W Polsce nie przyjęła się promocja wolności jako wolności jednostki mającej prawo negocjować z każdą spośród „odziedziczonych prawd” – w imię rozumu, autonomii czy sprawiedliwości. Przyszedł, został zrozumiany i zaakceptowany wyłącznie tzw. liberalizm rynkowy, bez żadnej korekty, który niesłychanie szybko brutalizuje i zobojętnia, buduje dysproporcje, różnice społeczne i nawet tego nie zauważa. Przeciwnie, nierówności zaczynają być dla tych „wolnorynkowców” wartością samą w sobie i nie tylko, że nie ma u nich jakiegoś normatywnego „poczucia winy”, ale pojawia się tendencja do dodatkowego wykluczania „tych, którzy nie dają rady”. Piętnowania ich, pojawiają się skłonności do dodatkowego pozbawiania ich praw.

Na twoje oskarżenie, że w Polsce nie ukształtował się liberalizm eksponujący wolność od władzy, od Korwin-Mikkego po Balcerowicza, od Ziemkiewicza po Wildsteina usłyszysz okrzyk protestu: Jak to?! Przecież my jesteśmy zwolennikami wolności od państwa, uważamy państwo za przerośniętego, niepotrzebnego darmozjada, który zabiera nam nasze pieniądze; głosimy wolność od władzy, która narzuca nam reguły politycznej poprawności, która wymyśla jakieś brednie na temat pomocy wykluczonym i słabszym. Wolność to my!

Jeśli poczytasz pierwszych liberałów – począwszy jeszcze od Hobbesa, a u Milla jest to już ewidentne, a nawet u Locke’a – wszędzie masz powiedziane, że państwo powstaje po to, by w istocie chronić wolności obywatelskie, a wolność ekonomiczna jest tylko jedną z nich.  Równie ważne, a dla wielu liberałów nawet ważniejsze, są wolności o charakterze politycznym, normatywnym, obyczajowym itp. Ja myślę, że nieprzyjęcie się tego właściwego liberalizmu w Polsce bierze się z takiego mocno ugruntowanego patriarchalizmu tej kultury. Balcerowicz i Lewandowski – z tym, że Balcerowicz zawsze z dużo większą pogardą – byli wielkimi przeciwnikami kwot i parytetów. Miejscem kobiety jest dom, a jak się któraś w życiu zawodowym przebije, to oni nawet skłonni są ją w swoim otoczeniu tolerować.

Bo się przebiła na zasadzie wolnej konkurencji, więc można ją dopuścić do grona uprzywilejowanych?

Dokładnie tak. Pani Thatcher, w porządku, ona się przebiła, w dodatku brutalność, z jaką się przebijała, wniosła do polityki brytyjskiej. A więc jeszcze lepiej. Natomiast tworzenie jakichkolwiek strukturalnych, instytucjonalnych konstrukcji, które miałyby pomagać grupom wykluczonym, żeby wchodziły w politykę czy w rynek, to jest absolutnie niedopuszczalne. My mamy w ogóle do czynienia z wielką koalicją zachowawczą w Polsce. Różne będą powstawały konfiguracje. Balcerowicz i Gowin. Balcerowicz, Gowin i Klub Ronina. Ale także Tusk, kiedy mówi, że nie będzie „rewolucji kulturalnej”, chodzi o to, żeby budować drogi i żeby był rynek, w miarę otwarty. A że bez „rewolucji kulturalnej” ani dróg, ani otwartego rynku ostatecznie nie będzie, tego już nikt nie rozumie, bo właśnie myślenia liberalnego tutaj zabrakło.

W najnowszej „ustawce” Balcerowicz z Gowinem sprzymierzają się jednak przeciwko Tuskowi, bo Tusk znalazł się akurat na czele państwa i w jakimś stopniu państwa musi bronić przed fundamentalizmem Gowina i fundamentalizmem rynkowym.

Dystans między Tuskiem a Balcerowiczem jest jednak tak naprawdę dużo mniejszy, niż dystans między myśleniem Tuska a myśleniem liberalnym i oświeceniowym.

Jako „młody liberał” Tusk miał jednak na swoim koncie wypowiedzi na temat tradycji, za które prawica do dzisiaj go ściga. Kiedyś w „Znaku” powiedział, że nie chciałby, aby młodym ludziom polskość kojarzyła się z nienormalnością. „Historycy” z prawicowej prasy do dziś dnia piszą: „Tusk powiedział, że polskość to nienormalność”.

Zatem kiedyś mówił, teraz już nie mówi. A praktyka rządzenia jego, Rostowskiego i innych nie różni się aż tak bardzo od praktyki Balcerowicza. Oni wszyscy patriarchalnym unisono domagają się wolności rynkowej, a zarazem uważają, że całą resztę można oddać „tradycji”, „naturze”, ewentualnie „woli Boga”.

Jednak Tusk stoi akurat na czele państwa, podczas gdy Gowin wybrał Kościół przeciwko państwu, a Balcerowicz OFE przeciwko państwu. To przeciwstawiło ich Tuskowi frontalnie, bez względu na fundamentalne wybory ideowe, które rzeczywiście mogą być jakoś podobne.

Oni zostali sobie przeciwstawieni przez sytuację, ale w pewnych kwestiach podstawowych jest im blisko do siebie. To pozwala Tuskowi grać tak elastycznie Gowinem, raz go dyscyplinując, innym razem chwaląc. To pozwala Balcerowiczowi się z Gowinem sprzymierzać. Chciałabym jednak odnieść się jeszcze do stwierdzenia Balcerowicza, że „Gowin jest dobrym menadżerem”. Skąd Balcerowicz to wie? Gowin fatalnie zarządzał Wyższą Szkołą im. Tischnera, a większość jego ministerialnych pomysłów pochodzi od prawników – doradców, z którymi pracuje. Trudno zatem powiedzieć, na czym polegają talenty, które tak bardzo cenią sobie Balcerowicz. Ale na pewno nie są to talenty menedżerskie, na pewno nie są to talenty prawnicze, na pewno nie są to talenty naukowe. Gowin dobrze wygląda i na tym polega jego główna zaleta, no i jest wiernym synem Kościoła. Jak to się ma do talentów menadżerskich? Tylko Balcerowicz to wie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij