Po kampanii Caroline Criado-Perez Twitter zmienia regulamin: nie będzie tolerował ataków i obraźliwych zachowań. Ale to na razie pojedyncze zwycięstwo.
Wśród dziennikarzy prasowych i telewizyjnych jest zaledwie 32% kobiet – alarmowali niedawno autorzy i autorki kampanii „Media bez kobiet”. Badania częstotliwości występowania kobiet w mediach tradycyjnych potwierdzają tylko to, co wszyscy bardzo dobrze wiemy: media te prezentują głównie męski punkt widzenia.
A co z mediami społecznościowymi, blogosferą, Facebookiem, Twitterem? W końcu tu same decydujemy, kiedy i na jaki temat będziemy się wypowiadać. Może dlatego wśród twittujących po polsku jest blisko 44% użytkowniczek. Czy jednak rzeczywiście spełnia się tu demokratyczna obietnica, że każdy głos może wybrzmieć z podobną siłą?
„Olej feministki, pokaż cycki”
Trista Hendren, założycielka fanpage’a Rapebook zamieszczała na nim seksistowskie „żarty” oraz agresywne treści wymierzone w kobiety znalezione w sieci. Po jakimś czasie zaczęła otrzymywać anonimowe pogróżki; dla dobra własnego i swoich dzieci usunęła stronę. Bez problemu natomiast funkcjonuje polska strona „Olej feministki, pokaż cycki”, która pełni funkcję galerii kobiecych biustów. Każda z użytkowniczek może wysłać zdjęcie swoich piersi w staniku i liczyć, że zostanie opublikowane. 338 tysięcy (!) użytkowników lajkujących stronę może wziąć udział w głosowaniu, a w nagrodę dostanie… jeszcze więcej „cycków”. Masturbacyjne wynurzenia „koneserów kobiecego ciała” połączone z paradą nienawiści wymierzoną w feministki nie przeszkadzają administratorom Facebooka.
Ciekawe, że jednocześnie z paranoiczną wręcz gorliwością usuwają akty czy jakiekolwiek artystyczne przedstawienia, w których pojawia się kobiecy sutek lub wzgórek łonowy. Fotografie nagiej kobiety w ciąży opublikowane niedawno przez rosyjską artystkę zniknęły prawie od razu. Anastasia Chernyavsky pokazała kobietę przygotowującą się do macierzyństwa – w odpowiedzi dostała ostrzeżenie od Facebooka.
Groźby na Twitterze
Caroline Criado-Perez – niezależna dziennikarka, jedna z założycielek strony Thewomensroom.org.uk i Week Woman blog – zorganizowała kampanię internetową przeciwko zmianom planowanym przez Bank Anglii. Wizerunek Elizabeth Fry – działaczki społecznej żyjącej na przełomie XVIII i XIX wieku – na banknocie pięciofuntowym miał zostać zastąpiony przez Winstona Churchilla. Jedyną Brytyjką przedstawioną na banknotach zostałaby wtedy królowa Elżbieta. Bank wycofał się z tej zmiany po tym, jak pod petycją Criado-Perez podpisało się ponad 35 tysięcy osób. Ale to nie wszystko – dzięki jej zaangażowaniu Bank Anglii w 2017 roku wprowadzi do obiegu banknoty z wizerunkiem pisarki Jane Austen.
Dziennikarka jednak długo nie cieszyła się zwycięstwem. Użytkownicy Twittera zaczęli masowo atakować Perez. Wykorzystując anonimowe konta, grozili jej gwałtem, a nawet śmiercią. Criado-Perez odpowiedziała nową kampanią. Tym razem zbiera podpisy (w tej chwili jest ich ponad 139 tysięcy) pod petycją, w której apeluje o możliwość zgłaszania obraźliwych treści na Twitterze.
– Najbardziej zaskoczyło mnie to, że wszystko rozpoczęło się od tak niewielkiej sprawy. Chciałyśmy, żeby na banknocie pojawił się wizerunek kobiety. Jak to mogło w ogóle kogoś irytować? Doszło nawet do tego, że grożono mi gwałtem. Niesamowite – mówiła Caroline.
Dziennikarka spotkała się z dużym wsparciem ze strony innych kobiet, celebrytów, a także polityczek. Na Twitterze powstał nawet hashtag #TakeBackTwitter – użytkownicy oznaczają nim dyskusje na temat słabości serwisu społecznościowego. Sprawa Perez pokazała, że Twitter nie potrafi chronić użytkowniczek przed atakami ze strony internetowych trolli. Stella Creasy, posłanka brytyjskiego parlamentu, po tym, jak wsparła i broniła Criado-Perez, również zaczęła dostawać anonimowe groźby. Ataki zgłosiła na policję, a na Twitterze odpowiedziała: „Idioci! Groziliście mi gwałtem. Zgłoszę was na policję i gwarantuję, że zajmę się sprawą”. Dziennikarka „Guardiana” Hadley Freeman, Grace Dent z „Independent” oraz Catherine Mayer pisząca dla magazynu „Time” oświadczyły, że tak samo jak wiele innych kobiet były ofiarami przemocy słownej w mediach społecznościowych.
A co na to przedstawiciele Twitter, Inc.? Tony Wang uspokajał, że firma potraktuje nadużycia poważnie, i wezwał do zgłaszania naruszeń. „Odpowiedź Twittera jest mocno niewystarczająca. Nie pomaga ani Caroline, ani wielu innym kobietom i dziewczynom, które musiały zmierzyć się z podobnymi groźbami”, komentowała Yvete Cooper, członkini Partii Pracy, w liście do Wanga.
„Ludzie zasługują na to, by czuć się bezpiecznie” – odpowiedzieli administratorzy Twittera w kolejnym, już znacznie bardziej zdecydowanym oświadczeniu. Tym razem za słowami poszły konkretne zapowiedzi zmian. Przebudowano regulamin, gdzie pojawiła się informacja, że Twitter nie będzie tolerował obraźliwego zachowania. W ciągu miesiąca ma być dostępna nowa funkcja, która umożliwi atakowanym zgłaszanie gróźb oraz innych przemocowych treści.
Czy równość się opłaca?
Dyskusje o aktywności kobiet w mediach internetowych, seksizmie i ich bezpieczeństwie w sieci nie zaczęły się wczoraj. Akcje Caroline i Stelli nie będą ich końcem, choć wskazały one istotne problemy i zmusiły duży serwis społecznościowy do reakcji. Nie łudźmy się jednak, że komercyjne firmy takie jak Twitter czy portale społecznościowe będą zmieniać swoją politykę samoistnie – w imię wolności, równości i siostrzeństwa. Zrobią to tylko wtedy, kiedy będzie to dla nich opłacalne. Jeżeli więc zbierzecie ponad 300 tysięcy fanów na Facebooku, będziecie mogli olewać kogo tylko chcecie.