Rzeki w Polsce nigdy nie miały szczęścia do rządzących. Co szykuje im rząd PiS?
Rzeki w Polsce nigdy nie miały szczęścia do rządzących. W PRL-u, żeby zwiększyć powierzchnię rolną, osuszano mokradła. Lata 80. i 90. to masowe prostowanie, betonowanie, tamowanie cieków. Zwyczaj ujarzmiania wody w złudnym celu ochrony przed powodzią i pozyskiwania energii niestety utrzymał się i nadal stoi mocno w praktykach i planach zarządzania wodami w Polsce. Plany te, a raczej braki w nich, zostały już zaskarżone do Komisji Europejskiej z powodu łamania obowiązującego prawa. Polskie władze zdają się jednak nie przejmować ochroną przyrody i najnowszymi trendami oraz nauką zarządzania rzekami. Myśl techniczna, podręczniki i działania nadal tkwią w czasach PRL-u, a rządzący dążą do panowania nad przyrodą, urządzenia jej zgodnie z doraźnymi potrzebami, bez uwzględnienia dalekosiężnych skutków i kosztów dla gospodarki i społeczeństwa.
czytaj także
Obecny rząd wielokrotnie już zaskakiwał zmianami w planach zarządzania wodami, programie ochrony wód morskich, prawie wodnym czy projekcie przekopu Mierzei Wiślanej. Wszystkie te zmiany łączy wspólny mianownik: brak konsultacji z ekspertami i społeczeństwem, brak argumentów naukowych, niebranie pod uwagę unijnych dyrektyw dotyczących ochrony przyrody, silne zmiany w morfologii rzek oraz brak kontroli organizacji przyrodniczych nad wprowadzanymi działaniami.
Niedawno znów zostaliśmy zaskoczeni. Ministerstwo Żeglugi i Gospodarki Morskiej przygotowało, a rząd przyjął Założenia rozwoju śródlądowych dróg wodnych w Polsce na lata 2016-2020 z perspektywą do 2030 roku. To plan tak daleki od realiów ekonomicznych, społecznych i ekologicznych, że aż trudno uwierzyć, że rzeczywisty. Na jego temat wypowiedział się krytycznie m.in. Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN, Koalicja Ratujmy Rzeki, wspólny apel sformułowały organizacje pozarządowe, naukowcy i samorządy.
Realizacja planu ma kosztować 80 mld zł, co według jest niektórych kwotą znacznie zaniżoną. Pieniądze na jego wdrożenie mają pochodzić z pożyczki z Banku Światowego (504 mln dolarów) oraz Banku Rozwoju Rady Europy (329 mln dolarów), ale także dotacji Unii Europejskiej (219 mln dolarów). Obliczenia nie uwzględniają kosztów utrzymania nowo powstałej infrastruktury, która rokrocznie obciąży budżet państwa. Kolejnymi kosztami będą koszty zniszczenia środowiska i potencjalnych kar związanych ze złamaniem unijnych dyrektyw (ramowej dyrektywy wodnej oraz dyrektyw ptasiej i siedliskowej tworzących sieć Natura 2000).
Ekonomiczne uzasadnienie projektu również kuleje, a cele są nierealne. Plan zakłada transport rzekami 28 mln ton towarów w 2020 roku – tylko że nie wiadomo, jakie właściwie towary mielibyśmy transportować. Istniejące fabryki znajdują się z dala od Odry i Wisły, nie są przystosowane do przyjmowania towarów drogą wodną, a podwójny przeładunek (barka – TIR) jest nieopłacalny. Warto dodać, że w Europie spada ilość towarów transportowanych drogą śródlądową. Obecnie stawia się raczej na transport kolejowy, który jest bardziej przyjazny środowisku, a poprawa infrastruktury służy również szeregowym pasażerom (w Polsce przekonuje o tym kampania Tiry na tory).
czytaj także
Planowane zmiany w morfologii rzek zakładają pogłębianie, poszerzanie koryt oraz umacnianie ich brzegów. Dodatkowo zakłada się budowanie kaskady zbiorników wody, ze względu na niski poziom wód. W wyniku zmian klimatu poziom ten jeszcze bardziej się obniży, co zwiększy nakłady inwestycyjne i koszty środowiskowe całego projektu. Bardziej prawdopodobne staną się też konflikty pomiędzy sektorami korzystającymi z wód powierzchniowych: spożywczym i energetycznym.
Skutki środowiskowe mogą być jeszcze bardziej dotkliwe. Prawo środowiskowe i przyrodnicze zostanie złamane, bo planom nie towarzyszy odpowiednia analiza i ocena oddziaływania na środowisko. Jednocześnie analizy takie być właściwie nie może, bo planowane działania są sprzeczne z celem Ramowej Dyrektywy Wodnej, którym jest dobry stan ekologiczny każdej rzeki i jeziora w UE osiągnięty najdalej w 2027 roku.
Trzeba pamiętać, że raz zniszczonej przyrody nie da się przywrócić do pierwotnego stanu. Koszty renaturalizacji są ogromne, o czym przekonują się Holendrzy, Belgowie i Brytyjczycy, którzy teraz naprawiają błędy z przeszłości w zarządzaniu wodami. Tymczasem Wisła jest jedną z najdzikszych rzek w Europie. Poza kilkoma obszarami ma naturalny bieg, przecina 20 obszarów Natura 2000, 16 rezerwatów przyrody, 5 parków krajobrazowych, 13 obszarów chronionego krajobrazu oraz otulinę podwarszawskiego Kampinoskiego Parku Narodowego. Wszystkie stworzono właśnie ze względu na wyjątkowy ekosystem, jaki tworzy rzeka. Wisła i Odra są ostoją wielu cennych i chronionych gatunków ptaków, ryb i wyjątkowych siedlisk. Wszystko to, nasz skarb narodowy, może ulec zniszczeniu i zabetonowaniu.
Nauka i praktyka zna już wiele metod skutecznego chronienia przed powodziami, suszami i zmianami klimatu, które służą człowiekowi, nie skutkując jednocześnie niszczeniem środowiska naturalnego. Są to zwykle proste rozwiązania niewymagające wielkich nakładów finansowych na tworzenie i późniejsze utrzymanie, a jedynie logicznego myślenia i porzucenia idei o ujarzmianiu przyrody, raczej podjęcia współpracy z nią (opis metod można znaleźć tutaj).
Wisła i Odra są ostoją wielu cennych i chronionych gatunków ptaków, ryb i wyjątkowych siedlisk. Wszystko to, nasz skarb narodowy, może ulec zniszczeniu i zabetonowaniu.
Poldery i tereny zalewowe, czyli obszary niezabudowane w dolinach rzek, które pozostawiane są dla rzeki w czasie podwyższonych stanów wody, nie wymagają praktycznie żadnej infrastruktury, jedynie zaplanowania ich w planach zagospodarowania terenu – i rezygnacji z budowania na nich nowych osiedli, jak to nierzadko mam miejsce teraz. Dla spowolnienia spływu wody kluczowe jest utrzymanie mokradeł, terenów podmokłych, bagien, lasów łęgowych i meandrów rzek. Zwiększają one bezpieczeństwo powodziowe, tworzą magazyny dwutlenku węgla, który nie jest uwalniany do atmosfery, budują specyficzny mikroklimat i ostoję bioróżnorodności.
W miastach można stosować na przykład przepuszczalne dla wody kratki na parkingach, zielone dachy, zbiorniki wody deszczowej – wszystkie te rozwiązania zatrzymują wodę na dłużej, nie blokując kanałów odpływowych. Metody te są stosowane z powodzeniem tam, gdzie błędy już zostały popełnione, odtwarzając naturalne warunki rzek. Może jednak warto ominąć etap niszczenia i zająć się efektywnym kosztowo i środowiskowo planowym zarządzaniem zasobami wodnymi.
Bieg rzek chciano już zawracać za czasów stalinowskich – to naprawdę nie są dobre wzorce!
Czy Jan Szyszko popełnił przestępstwo, strzelając do bażantów?
czytaj także
***
Monika Kotulak – biolożka, zajmuje się prawem ochrony przyrody, aktywistka pozarządowa.