Polemika z felietonami Tomasza Piątka i Hanny Gill-Piątek oraz przeprosiny redakcji Dziennika Opinii.
Agresja i obelgi to standard w internetowych dyskusjach pod każdym moim (i nie tylko) tekstem, który racjonalnie i w oparciu o dane naukowe podchodzi do kwestii szczepionek, GMO, homeopatii czy jasnowidzów. Dlatego do epitetów typu „agent Monsanto” (i znacznie gorszych) już przywykłem, a nawet zaczęły mnie trochę śmieszyć.
Zatem stwierdzenia, takie jak „wyrwać superchwasta”, „dziennikarski gangster” czy „zasługujący na Nagrodę Judasza” pewnie specjalnie by mnie nie dotknęły. A jednak czuję spory niesmak i smutek po lekturze felietonu Tomasza Piątka, ponieważ został on zamieszczony na stronie internetowej „Krytyki Politycznej”. Rozumiem, że felietony mają swoje prawa, autorom więcej wolno, ale tu chyba granica przyzwoitości została mocno przekroczona. Bo ten tekst niczym się nie różni pod względem poziomu agresji, zwykłego chamstwa i stężenia pseudonaukowych bzdur od tego, co wypisuje na blogach np. Astromaria czy Jacek Kefir, a więc ludzie tak celnie określeni kiedyś przez Bartka Kuzię na łamach właśnie „Krytyki Politycznej” jako internetowa „Otchłań”. Przypomina mi też agresywną publicystykę niektórych prawicowych „dziennikarzy”.
Nie mam czasu konfrontować z faktami tego, co napisał Piątek, bo musiałbym się odnieść chyba do każdego akapitu i powtarzać po raz kolejny to, co już wielokrotnie pisałem na łamach „Polityki”. Ograniczę się więc tylko do kilku uwag. Już pierwsze zdanie felietonu: „Dwadzieścioro dwoje dzieci w Indiach zmarło po zjedzeniu obiadu, ponieważ ziarna były zbyt mocno spryskane chemią”, jest nieprawdziwe. Gdyby Piątek zechciał zweryfikować swoje informacje, to okazałoby się, że przyczyną nie były „za mocno spryskane ziarna”, ale olej, który ktoś przechowywał w pojemniku (lub w jego pobliżu) po pestycydzie…
Z kolei powoływanie się w ocenie bezpieczeństwa odmian roślin GMO obecnie uprawianych na świecie na francuskiego naukowca Gillesa-Erica Seraliniego jest równie mocnym argumentem, jak przytaczanie symulacji autorstwa prof. Biniendy w dyskusji o katastrofie smoleńskiej. Także straszenie glifosatem (herbicydem) to zwyczajne robienie ludziom wody z mózgu.
Ale nawet takich jak wyżej, czyli pseudonaukowych argumentów Piątek oszczędza czytelnikowi, za to jego tekst skrzy się od inwektyw typu: „Domyślam się, że jako zwolennik zmutowanego żarcia [Rotkiewicz] namiętnie je spożywa – a więc sam jest dowodem na to, że GMO bardzo szkodzi. Niszczy smak, niszczy mózg, a jak nie mózg, to przyzwoitość”. Albo: „<<Polityka>> znana jest z tego, że w całej swojej historii potrafiła się zachować, jeśli nie przyzwoicie, to inteligentnie. Niech Pan [redaktor naczelny Jerzy Baczyński] teraz zachowa się inteligentnie. Niech Pan wyrwie ewidentnego chwasta. Superchwasta.”
Tak przy okazji tych mutantów: ciekaw jestem na przykład, czy Piątek zdaje sobie sprawę, że ok. 3 tysiący odmian roślin, które dziś uprawia się na całym świecie, to mutanty, ale bynajmniej nie GMO. Bo są to rośliny powstałe dzięki mutagennym substancjom chemicznym i promieniowaniu jonizującemu, czyli starym, nieprecyzyjnym, ale do dziś stosowanym metodom modyfikacji genetycznych. Czy wie, że są wśród nich m.in. odmiany pszenicy, ryżu, owsa, jęczmienia, grejpfrutów, sałaty i fasoli? Fani włoskiego spaghetti z dużym prawdopodobieństwem jedzą makaron przygotowany z pszenicy durum o nazwie Creso. Nawet jedna trzecia zasiewów tym typem ziarna na Półwyspie Apenińskim to odmiana powstała dzięki bombardowaniu nasion promieniami rentgenowskimi i wysokoenergetycznymi neutronami. Spośród setek odmian pszenicy wysiewanych na całym świecie, aż 200 to wynik mutagenezy radiacyjnej bądź chemicznej…. Tak więc Piątek codziennie sam wcina ze smakiem mutanty i to również te spod znaku eko. I chyba raczej nie mnie one szkodzą…
Niedługo po Tomaszu Piątku głos na stronie internetowej „Krytyki Politycznej” zabrała Hanna Gill-Piątek. Pani ta jest mi znana, gdyż rok temu na łamach „Przekroju” próbowała zrobić ze mnie „agenta Monsanto” za pomocą wyssanych z palca oskarżeń (na które zresztą odpowiedziałem w „Polityce” nr 34/2012 i umieściłem na stronie łódzkiej fundacji INSPRO. W najnowszym felietonie daleka jest na szczęście od retoryki swojego łódzkiego kolegi Piątka, bo nie określa mnie mianem „superchwasta do wyrwania”, a tylko „podręcznikowym przykładem wcielenia przemocy symbolicznej, na którym można już spokojnie uczyć studentów”. Poza tym Gill-Piątek powtarza nieprawdziwe informacje o samobójstwach w Indiach z powodu upraw bawełny GMO (stały element anty-GMO propagandy) oraz stwierdza autorytatywnie, że mój tekst w „Polityce” o mitach wyrosłych wokół żywności ekologicznej „zawiera też sporo błędów rzeczowych”. Czy podaje jakieś przykłady? Nie. Ma tego dowodzić wpis bliżej nieznanej osoby na blogu na stronie internetowej radia TOK FM (sic!). Elementarna przyzwoitość nakazywałaby napisać (jeśli już Gill-Piątek tak bardzo chciała mi dołożyć), iż tekst w Polityce, jak twierdzi pewien bloger, zawiera błędy rzeczowe. Ale pewnie nie byłoby wówczas tak mocnego efektu retorycznego, na jakim autorce chyba zależało.
Nie mam monopolu na prawdę, nie jestem też osobą nieomylną. Ale oczekiwałbym od adwersarzy polemik merytorycznych, a nie steku obelg i agresji. Mogę więc tylko wyrazić w tym miejscu nadzieję, że publikacja tekstów zawierających głównie inwektywy (przede wszystkim chodzi mi o felieton Tomasza Piątka), to wypadek przy pracy redakcji „Krytyki Politycznej”, którą cenię jako lewicowy think tank. I że zechce ona podjąć poważną debatę na temat GMO – bardzo obiecującej i pożytecznej technologii, o której naprawdę warto racjonalnie rozmawiać. Nie pozostawajmy wyłącznie na poziomie całkowicie nieprawdziwych stereotypów: „GMO = koncerny = Monsanto = zło”. I chyba lepiej, żeby o biotechnologii w rolnictwie wypowiadali się na łamach „Krytyki Politycznej” ludzie mający do tego fachowe przygotowanie, otwartą głowę i wiedzę.
Marcin Rotkiewicz, dziennikarz naukowy Tygodnika „Polityka”
Od redakcji:
Redakcja „Dziennika Opinii” uważa za właściwe dać felietonistom jak najwięcej wolności, ale granicą powinna być tu przyzwoitość. Ta granica została przez Tomasza Piątka przekroczona, za co przepraszamy Marcina Rotkiewicza. Jednocześnie deklarujemy, że w kwestii GMO pragniemy przeprowadzić na naszych łamach dyskusję.