W piątkowym „Poranku Tok FM” gościł poseł Paweł Kowal, który powiedział rzeczy, jakich chyba nikt po nim czy w ogóle jakimkolwiek polityku się nie spodziewał.
Paweł Kowal i prowadzący audycję Jacek Żakowski rozmawiali o szczycie NATO w Waszyngtonie – Kowal jak mało kto zna się na Wschodzie, więc bardzo ciekawie komentował ostatnie wydarzenia w Ukrainie, Moskwie i USA. Żakowski zapytał go też o ustawę o prawie autorskim i kwestię relacji mediów z big techami. Ustawa przeszła przez Sejm – nie ma w niej zapisów o arbitrażu w sytuacji, kiedy big techy i media nie dogadają się w sprawie wypłacania wynagrodzeń za treści wytworzone przez dziennikarzy i dziennikarki, ale używane przez wielkie korporacje, jak Google czy Meta. Paweł Kowal głosował za odrzuceniem poprawki, która mówiła, że jak się media i big techy nie dogadają, to do arbitrażu wkracza instytucja publiczna, taka jak UOKiK.
czytaj także
Polityk, odpowiadając na pytanie dziennikarza, zrobił coś niespotykanego. Powiedział, że nie zajmował się tą ustawą i głosował tak, jak mu powiedział klub parlamentarny. Kowal odwołał się do Henryka Wujca, który mawiał, że czasem polityk, poseł, senatorka, się czymś nie zajmuje i nie wie. Zdaje się, że postawa Wujca nie była i nadal nie jest najpopularniejszą, a śmiem twierdzić, że pozostaje w ogóle niepojętą. Żeby tak głośno mówić, jak się robi tę polityczną kiełbasę?
czytaj także
Polityczna kiełbasa parlamentarna wygląda tak, że parlamentarzyści mają swoje obszary tematyczne, jakimi się zajmują, pracują w wybranych komisjach, śledzą ustawy, które dotyczą tego, co i tak każdy i każda z nich ogarnia. Ci od danego tematu czy ustawy mówią potem klubowi, jak ma głosować. I tak to się tworzy w państwie prawo.
Jeśli ktoś myślał, że jest inaczej, to właśnie poznał prawdę. Czy to dobry system? Pewnie jedyny możliwy, bo pomysł, że wszyscy robią wszystko, ma sens w siedmioosobowym kolektywie, ale już w większych strukturach nie działa. Czy to idealny system? Nie, bo jednak dobrze byłoby, gdyby posłowie przynajmniej pobieżnie wiedzieli, o co chodzi w głosowaniach, w których biorą udział.
Bo gdyby to wiedzieli, mogliby z sensem odpowiadać na pytania, np. mediów. A tak politycy zapraszani do przeróżnych programów nawijają makaron na uszy i udają, że są ekspertami w każdej dziedzinie.
Kiedyś w Tok FM Jacek Żakowski zapytał komentatorów, a akurat byłam w tym gronie, czemu politycy nie odpowiadają na pytania mediów. Powiedziałam wtedy, że dlatego, że nie muszą. Bo co z tego, że nie odpowiedzą, coś ściemnią? Następnego dnia i tak znów jakieś medium zaprosi ich do rozmowy. A programów, w których politycy i polityczki mówią, jest w polskich mediach pierdylion. W telewizjach, radiach, każda duża platforma na swój program w sieci. Jest gdzie łazić i objaśniać nam świat.
Rozmowa Kowala i Żakowskiego przejdzie do historii. Polityk, który powiedział publicznie, że nie wie, ale się dowiedział i zmienił zdanie, to wyjątkowa sprawa.