Kraj

Pinior: Ewa Kopacz przełamuje tabu

Na tle tego, co w Polsce jest uznawane za centrum, Ewa Kopacz jest jednak na lewo, nie na prawo. 

Cezary Michalski: Ostatnim razem rozmawialiśmy po ujawnieniu podsłuchów, byliśmy nieco rozgorączkowani, ty z większymi nadziejami, ja z większymi obawami. Tymczasem najpierw podsłuchy uległy zrytualizowaniu w sporze PO-PiS, potem przykrył je wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Wszystko wróciło jakby do normy, tyle że jest to norma nieco smutniejsza.

Józef Pinior: Ta norma jest nieco smutniejsza, ponieważ nierozwiązane pozostały problemy, które się przy okazji podsłuchów wyłoniły na powierzchnię. Ani PO czy PiS, ani żadna z partii definiujących się jako lewicowe, nie były w stanie na poważny polityczny sposób podjąć najważniejszego problemu związanego z podsłuchami, to znaczy nieskuteczności kontroli instytucji demokratycznych nad służbami, nad tą polską wersją deep state. Prawica PiS-owska nie potrafiła tego podjąć, bo dla niej ten temat jest ważny tylko z jednego punktu widzenia, żeby to oni mogli przejąć kontrolę nad służbami i sami podsłuchiwać. A lewica w Polsce nie jest w tej chwili zdolna do politycznego podjęcia żadnego ważnego problemu. Oczywiście, rząd Donalda Tuska też tego nie rozwiązał. Teraz będzie się tym musiał zająć nowy rząd Ewy Kopacz.

Jakie dajesz mu szanse w tym obszarze, zanim zapytam o inne?

W tym sensie ja widzę coś pozytywnego w tym, że osobą nadzorującą MSW będzie kobieta.

Ale nie posiadająca kontroli nad służbami, które znów – jak za czasów Tuska – oddano Cichockiemu, który sam z najszerzej rozumianego obszaru służb, czyli z OSW, przyszedł kiedyś do rządu.

Ewa Kopacz nie ucieknie przed tym problemem – w Warszawie nie będzie efektywnego rządu bez podporządkowania, skutecznego podporządkowania dodajmy, służb instytucjom demokratycznym, parlamentowi, rządowi, prezydentowi. Jeżeli premier Kopacz pozostawi te sprawy własnemu biegowi, to za kilka tygodni czy miesięcy będziemy mieli do czynienia z aferą znacznie poważniejszą niż afera podsłuchowa. Może jestem przewrażliwiony na tym punkcie, patrzę z perspektywy mojego pokolenia – no bo my przecież w PRL zderzaliśmy się na co dzień ze służbami właśnie – ale ten skandaliczny w Polsce brak koordynacji nad działalnością służb podmywa polską demokrację. Jeżeli teraz po Tusku, PO tego nie załatwi to Polska demokracja zapłaci za to ogromną cenę.

Teresa Piotrowska to katechetka, po Akademii Teologii Katolickiej. Wywodząca się z PAX-u, potem w ZChN-ie, ale mająca też za sobą pełnienie funkcji wojewody pod rządami AWS.

Tadeusz Mazowiecki też się wywodził z PAX-u. Katechetka, tak jak ateistka, ma w Polsce prawo pełnić funkcje ministerialne. I ty i ja mieliśmy pewne nadzieje związane z AWS. Teresa Piotrowska jako wojewoda w tamtym czasie (kiedy wojewoda posiadał duże uprawnienia w sferze rządzenia) na co dzień zajmowała się policją. Myślę, że akurat ona jest dobrze przygotowana do kierowaniem MSW. Pamiętaj o tym, w jakim krajobrazie politycznym i społecznym rozmawiamy, przy jakim układzie sił i przechyle na prawo. Rozmawiamy w kraju, w którymi profesor Sławomir Cenckiewicz atakuje IPN za to, że Instytut w ogóle wydał książki poświęcone roli kobiet w „Solidarności”.

Te zupełnie niewinne i potrzebne prace on potraktował jako promocję ideologii gender, którą IPN, „złamane przez rządzącą Platformę”, zajmuje się zamiast właściwej roboty, czyli zamiast lustrowania.

Wystawa i książka o roli kobiet w „Solidarności”, niezideologizowana i nieupolityczniona, zostaje w taki sposób zaatakowana. I to nie jest głos folklorystyczny, ale reprezentatywny dla tego, co się dzieje w polskiej polityce i wokół niej. I ja od tego tła wracam do faktu, że dla mnie pozytywne jest już to, że Ewa Kopacz powołała kobietę na szefową MSW. Ale pozostaje problem, który nowy rząd będzie musiał rozwiązać: jak doprowadzić do skutecznej kontroli służb przez instytucje demokratyczne, żeby służby, poprzez swoją niekontrolowaną działalność lub zaniechanie działań nie wpływały na politykę demokratyczną przy użyciu zupełnie niedemokratycznych mechanizmów.

Są dwa obszary sporu o ten rząd. Po pierwsze, czy on będzie rządem silnym? Po drugie, w jaką stronę będzie przesunięty ideowo?

Ewa Kopacz na tle tego, co jest normą w polityce polskiej jest jednak na lewo od centrum, a nie na prawo od centrum.

Wszystkich zmroziło zdjęcie przez nią z porządku obrad Sejmu debaty nad ratyfikacją konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet.

To było tylko działanie taktyczne, na co dowodem jest powrót konwencji pod nowym kierownictwem Sejmu. Na ile ją znam, ona sama nigdy nie uważała tej sprawy za „kontrowersyjną”, ale wiedziała, że nie będzie mogła tego dopilnować, bo angażowała się już w budowanie rządu.

Zaraz potem jednak konwencja antyprzemocowa wróciła do komisji, z których może nie powrócić przed wyborami samorządowymi albo w ogóle przed końcem roku wyborczego. Teraz marszałkiem Sejmu jest Radosław Sikorski, który prywatne poglądy ma dosyć zokcydentalizowane, jest typem brytyjskiego liberalnego konserwatysty, który nie został nigdy naszprycowany tutejszymi lękami przed wyemancypowaną kobietą czy gejem. Ale wysłano go do Sejmu w roli postPiS-owskiego konserwatysty, który ma wygrywać pojedynki z konserwatystami PiS-owskimi. Także Radziszewska nie będzie entuzjastką przyspieszenia parlamentarnego w kwestiach „kontrowersyjnych”.

Sikorski sam się zaplątał w tę dość egzotyczną politykę i na niej przegrał. Próba „wzmacniania” przez niego Platformy i rządu sojusznikami z radykalnie konserwatywnej strony – myślę o współpracy z Giertychem czy Kamińskim – zakończyła się niepowodzeniem. PO straciło na tym, że Kamiński startował z ich listy w Lublinie. Tam mandat dałoby się uratować, gdyby nie oburzenie i demobilizacja liberalnego elektoratu PO tą kandydaturą.

Ale używanie Sikorskiego, nie tylko zresztą jego, do ściągania prawicy w stronę PO, było od początku do końca pomysłem Tuska, który sam wolał być centrystą, a nawet dawać do zrozumienia, że w głębi serca pozostał liberałem z epoki Kongresu Liberalno-Demokratycznego, więc tę „prawicową” czarną robotę odwalali za niego „konserwatyści” w rządzie i PO.

Jakkolwiek by było, Sikorski na tym stracił. A Tuskowi w tej chwili ani Giertych, ani Kamiński nie są do niczego potrzebni. Jest przewodniczącym Rady Europejskiej z ramienia europejskiej chadecji, która jest bardzo daleko od tego, czym w Parlamencie Europejskim był Michał Kamiński, a w Polsce jest Roman Giertych. Sikorski na tych działaniach przegrał, bez względu na to, jak dalece robił to wszystko w duchu pełnej lojalności wobec Donalda Tuska.

Ale tym bardziej uważam, że on jako marszałek Sejmu nie ma takiej swobody ruchu, żeby na dłużej zablokować ratyfikację konwencji antyprzemocowej akceptowanej przez główny nurt Platformy, żeby być jastrzębiem konserwatystów. On jednocześnie będzie krytykowany i wściekle atakowany przez prawicową stronę tego Sejmu. Sikorski nie ma żadnego interesu w okopywaniu się po prawej stronie barykady. Jeżeli chce powrócić do prawdziwej polityki, na przykład mieć za kilka lat z powrotem szanse w polityce europejskiej, to musi się teraz jakoś legitymizować z lewej strony. Więc jeśli Kopacz tak zdecyduje, to konwencja przejdzie.

Ale po wyborach samorządowych, jeśli nie po całym roku wyborczym.

Nie jestem takim pesymistą, ale to jest rzeczywiście jedno z kryteriów, według których warto ten rząd rozliczać. Pani premier ma dziś tego typu moc sprawczą, że powinna umieć przeprowadzić konwencję antyprzemocową przez parlament.

W dodatku, ze strony rządu nie będzie już konwencji recenzował w Sejmie Michał Królikowski. Choć Monika Płatek też nie będzie tego robić. Zgodnie ze starą zasadą Donalda Tuska, Cezary Grabarczyk na fanatyzm Królikowskiego nie odpowiedział żadną formą ideowości, ale wstępną deklaracją pustki.

Jednak Grabarczyk nigdy w swojej karierze nie grał pod „konserwatystów”. To on stał przecież za obaleniem w Łodzi prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, co jest ważne, jeśli pamiętać, jaki ideowy profil Kropiwnicki temu miastu narzucał. A Hanna Zdanowska w Łodzi jest jedną z ciekawszych postaci w polityce polskiej.

Nie potwierdziły się też plotki, że Radziszewska mogłaby zastąpić Arłukowicza, co oznaczałoby np. zablokowanie „pozaustawowego” programu in vitro. Niełatwo znaleźć inną zaletę pozostawania Arłukowicza w nowym rządzie.

Wiem, że to nie jest częste stanowisko, ale uważam, że byłoby dobrze, gdyby Arłukowicz pozostał do końca kadencji i pokazał, czy jego pomysły, które jednak przedstawił i zaczął wprowadzać, mają jakiś sens. Złudna jest wiara, że istnieje jakiś kamień filozoficzny, który pozwoli naprawić polską służbę zdrowia w warunkach niedofinansowania, w warunkach o wiele szerszego kryzysu instytucji państwa czy usług publicznych, nawet w warunkach kryzysu samego etosu państwowości. Arłukowicz nie wyróżnia się negatywnie na tle wszystkich innych, którzy próbowali ratować polską służbę zdrowia.

Również na tle Ewy Kopacz na tym stanowisku, tu się z tobą zgodzę.

Właściwie oni wszyscy rozbijali się o tę ścianę, bo w Polsce musi w ogóle nastąpić zwrot w myśleniu o instytucjach państwa, o służbach państwowych, o powszechnej dostępności do usług publicznych. Zwrot lewicowy lub chociaż odwrót od neoliberalnej logiki przejawiającej się chociażby w politycznym powrocie Korwina, ale wpływającej na zachowanie wszystkich partii.

Myślenia, że to co „państwowe” albo „powszechne” musi być „dziadowskie”, bo przecież „państwo to socjalizm”. I tylko jak się człowiek stanie milionerem na swoim, co jednak zdarza się niewielu spośród nas, będzie mógł się porządnie leczyć prywatnie.

Tak to mniej więcej wygląda. I na tym tle Arłukowicz walczy o to, żeby uratować jak najwięcej z tej powszechnej, państwowej służby zdrowia. Mając w bardzo wielu kwestiach, choćby finansowych, związane ręce. Nie uważam, żeby Arłukowicz był na tym tle szczególnie złym ministrem. W dodatku on jest daleki od tego modelu służby zdrowia, którego twarzą jest Chazan. Gdzie proces rozpadu i prywatyzacji nadal by postępował, gdzie rozwarstwienie w dostępie do służby zdrowia nadal by się pogłębiało, a jedyny nacisk kładziono by na ideologizację, na wyznaniowość. Uważam, że trzeba temu rządowi dać szansę. Odtabuizowanie polityki polskiej przez Kopacz, poprzez szersze wprowadzenie kobiet, to może znów niewiele na tle polityki europejskiej, ale ogromny krok na tle polityki polskiej.

Kobieta będzie premierem, oprócz niej cała grupa kobiet będzie prowadzić ważne politycznie resorty. Tego nie można bagatelizować.

Tym bardziej, że te nasze lewicowe czy choćby bardziej centrowe marzenia o innej polskiej polityce rozgrywają się w kraju, gdzie praktycznie zamiast lewicy pozostaje puste miejsce. Przynajmniej na tej głównej scenie, która jednak przesądza o kształcie naszego państwa. Miałem nadzieję, że to puste miejsce zostanie wypełnione przez jakiś nowy lewicowy podmiot, przez zreformowane SLD, przez Twój Ruch, przez młode środowiska lewicy, przez jakąś sensowną kooperację wszystkich tych podmiotów. Tymczasem nic takiego nie zaszło. Mamy pustkę w miejsce lewicy i nie mamy silnego lewicowego głosu. My przecież od wielu miesięcy realnie podnosimy wydatki na zbrojenia, mamy zamiar podnosić je w przyszłości, a ja nie pamiętam żadnego wystąpienia lewicowego polityka, który by to zakwestionował. W całej Europie lewica tę sprawę podnosi. Kwestia baz wojskowych z okrętami wyposażonymi w broń atomową, kwestia militaryzacji polityki, była jednym z najważniejszych tematów, obok kwestii socjalnej, w szkockim referendum. Tymczasem w Polsce od kilku miesięcy z lewej strony nie odezwał się żaden głos wskazujący, że jeśli będziemy podnosić wydatki na zbrojenia, to tych pieniędzy zabraknie gdzie indziej.

Jesteśmy w środku kryzysu ukraińskiego, z określoną tradycją, z prawicowymi albo z innych powodów rozhisteryzowanymi mediami, w których jak Leszek Miller powie coś przeciwko podnoszeniu wydatków na wojsko, to usłyszy, że jest od zawsze rosyjskim agentem. I tak dostało mu się za bardziej umiarkowane stanowisko w polityce wschodniej.

Ale to pokazuje ograniczone możliwości ruchu ze strony takiej lewicy, jaką dziś mamy w Polsce. Skoro tego nie mógł powiedzieć Miller, mógł to powiedzieć Palikot, nikt tego nie powiedział. W Polsce większość tematów lewicowych jest niepodejmowana albo podejmowana w sposób karykaturalny.

W tym pejzażu Platforma funkcjonuje jednak w centrum. Na lewo od prawicy „konserwatywno-lunatycznej”. A nowy rząd Ewy Kopacz jest szansą na zdynamizowanie tego centrum.

Kariera Ewy Kopacz w Platformie i rządzie, podobnie jak w przypadku większości ludzi w PO, może poza frakcją Schetyny, to była w ostatnich latach kariera w cieniu Tuska, zależna od Tuska, podejmująca lub unikająca tematów, które Tusk podejmował lub których unikał. Co sprawia, że my nie wiemy, jakie ci ludzie mają realnie poglądy. I jak się zachowają jeśli – i o ile – znajdą się w pozycjach naprawdę podmiotowych.

Ewa Kopacz musi być w tej chwili politykiem samodzielnym. I wydaje się, że jest, czego dowodem jest po pierwsze skład jej gabinetu. To nie będzie rząd, którym Tusk może sterować z oddalenia. To rząd suwerenny, oryginalny.

Czy rzeczywiście? Znam wersję oficjalną, wedle której Tusk był w ogóle nieobecny przy konstruowaniu tego rządu. Ale to jest wersja mało realistyczna. Weźmy choćby powrót frakcji Schetyny. We wtorek dożyna się jego ludzi na poziomie radnych do miast i miasteczek na Dolnym Śląsku, a dwa dni później frakcja dostaje spory fragment rządu. Ale niekoniecznie stanowiska, na których Schetyna odbuduje coś, co kiedyś pozytywnie nazwałeś jego „zakorzenieniem w realu”, którego faktycznie nie miało wiele wytworów Donalda Tuska. Szybkie „zakorzenienie w realu” dałoby Schetynie stanowisko szefa MSW albo ministra infrastruktury. Czy jego nominacja na szefa MSZ to nie było dotknięcie Tuska? Żeby oderwać Schetynę od Prezydenta, ale dać mu taką część tortu, z którą się jednak będzie trzeba bardziej pomęczyć?

Ja tłumaczę jednak nominację Schetyny tym, że Ewa Kopacz jest ponad frakcjami. Popatrzyła dalej w perspektywie strategicznej, a to co się stało na Dolnym Śląsku jest efektem zupełnie sekciarskiej polityki związanej z Jackiem Protasiewiczem.

Czyli z Tuskiem.

Jeśli nawet Tusk jakoś jeszcze uczestniczył w tym rozdaniu, to nie może pozostać w polskiej polityce pracując na pełen etat w Brukseli.

Załóżmy…

Poza tym, nie wiemy, czy MSZ to nie było marzenie Schetyny. Pamiętaj o tym, że Schetyna przez trzy lata był szefem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. To była jego praca, on tam budował swoje kompetencje.

Niektórzy twierdzą, że to było jego zesłanie. Ale z jakim pomysłem na politykę zagraniczną Schetyna wchodzi do MSZ? Unia w kryzysie, katastrofa na Wschodzie…

Moim zdaniem Schetyna wygra, sprawdzi się na tym stanowisku, jeśli Polska zacznie kłaść znacznie większy nacisk na politykę dyplomatyczną, także z Rosją. Myśmy się ograniczyli do jednej drogi postępowania z Rosją, czyli na militaryzację polityki polskiej, także zagranicznej. Tusk i Sikorski w ostatnich miesiącach nie próbowali żadnych poważniejszych kontaktów z Rosją.

Robili to z powodów wewnętrznych, pozostając wewnętrznie realistami, ale czując się zmuszonymi do licytacji z tromtadrackim PiS. Komorowski też to realizuje, żądając wzrostu nakładów na armię i odprawiając rytuał 17 września. Oni uważają, że nie można inaczej, skoro ma się silną prawicową opozycję, która zawsze oskarży o „zdradę wobec Rosji”, choć zaraz potem powie, że przez antyrosyjską politykę rządu jabłek nie możemy sprzedawać.

Właśnie dlatego, że Tusk i Sikorski odeszli z rządu, ten nowy rząd nie ma już ciągłej potrzeby licytowania się z PiS-em, bycia zwierciadłem PiS-u. Może np. pokazać, że Polska ma inne, dyplomatyczne narzędzia, pozwalające odbudować nasze kontakty z Rosją. Pozwalające w ten sposób zbliżyć się do mainstreamu europejskiej polityki wschodniej, która nastawiona jest na sprzeciw wobec rosyjskiej polityki na Ukrainie, na powstrzymywanie Kremla, ale w taki sposób, żeby jednocześnie proponować Rosji alternatywę, odbudowę stosunków, zbliżenie z UE, niepalenie mostów. Polska, poprzez tę licytację wewnętrzną na to, kto jest głośniejszym antyrosyjskim radykałem, nie tylko zniszczyła sobie możliwości utrzymywania żywych dyplomatycznych kontaktów z Rosją, ale także oddaliła się od głównego nurtu unijnej polityki wschodniej.

Przez część polskich mediów i opinii publicznej nazywanego „zdradą”.

Takie wcale nie są nastroje polskiego społeczeństwa.

Stąd deklaracja Ewy Kopacz o „ochronie własnego domu i dzieci”? Nawet jeśli miało to sygnalizować jakiś sensowny zwrot w polskiej polityce wschodniej, to Barbara Labuda, Henryka Krzywonos czy Anna Walentynowicz nie ryglowały się w domu z dzieciaczkami w stanie wojennym, żeby patrzeć przez zasłonkę jak na ulicy „bandziory kopią człowieka”.

Mnie akurat przekonał taki niepolityczny „pacyfizm” tej wypowiedzi. Tak jak w 1982 roku należało organizować konspirację przeciwko dyktaturze, tak dzisiaj należy się przeciwstawiać militaryzacji polityki. Doprowadzenie do porozumienia między Ukrainą i Rosją, przeciwstawianie się wojnie w Europie Wschodniej – to fundamentalne zadanie polityki polskiej w 2014 roku.

Rozumiem, że wobec histerii prawicy i atmosfery panującej dziś w polskich mediach samo wypowiedzenie takiego priorytetu wymaga pewnej odwagi?

Rozumieją to Niemcy, rozumie to Unia Europejska a nie rozumie tego Polska, która zapłaciła straszliwą cenę za wojny europejskie? Polska, której najważniejszy sprzęt bojowy, słynne F-16 kupione za ponad 46 miliardów dolarów, w wypadku realnego konfliktu z Rosją nie będą mogły nawet stacjonować na polskim terytorium, bo nad tym terytorium nie sięga obrona antyrakietowa NATO. Ewa Kopacz ma potencjał do dokonania zwrotu w polskiej polityce wschodniej, oczywiście w obszarze takich propozycji, które mogłyby także być przyjęte przez Ukrainę. A to by oznaczało powrót Polski do głównego nurtu rzeczywistej polityki wschodniej Unii Europejskiej, a nie ograniczanie się do wiecznej licytacji z PiS-em na prawicowe hasła. Schetyna wszedł by do pierwszej ligi polityki, gdyby z poparciem prezydenta Komorowskiego zdołał odbudować kontakty dyplomatyczne z Rosją. Podobnie zbudowałoby pozycję Ewy Kopacz, gdyby ze wsparciem Bronisława Komorowskiego rozpoczęła debatę społeczną i podjęła także działania praktyczne przybliżające moment wejścia Polski do strefy euro.

Właśnie zwiększyła się liczba sondażowych przeciwników euro.

Bo prawica walczy przeciwko, a zwolennicy milczą. Zresztą prawica też tematu euro tak naprawdę nie podejmuje, używa go tylko do straszenia Brukselą. Natomiast dla lewicy to powinien być podstawowy postulat, choćby dlatego, że nasze wejście do strefy euro przekładałoby się na presję w kierunku podniesienia płac, których niski poziom jest dziś najpoważniejszym czynnikiem rozwarstwienia społecznego oraz reprodukowania upokarzającej peryferyjności sytuacji polskiej.

A jeśli niskie płace to dzisiaj rzeczywiście jedyna „przewaga konkurencyjna” polskiej gospodarki?

Tym samym wejście do euro oznaczałoby także nacisk na budowanie prawdziwej konkurencyjności naszej gospodarki, opartej na innowacyjności, wynalazczości, na rozwoju wybranych gałęzi gospodarki, nauki a nie na taniej sile roboczej, bo akurat tę „konkurencyjność” w globalizacji łatwo możemy utracić, już ją właściwie tracimy.

Halicki jako minister cyfryzacji?

On ma kompetencje w obszarze gospodarki. A to, że jest liberałem oznacza, że ma także liberalne podejście do wolności jednostki, do obrony prywatności. Przypominam, że Snowden w 2012 roku, w prawyborach prezydenckich przeznaczył dotację na kandydaturę Ron Paula. Halicki posiada wszystkie kompetencje pozwalające mu rozumieć, na czym polega nowa gospodarka, jakie są najważniejsze związane z nią szanse i zagrożenia.

Tusk naprawdę odszedł?

Skasował wszystkich rywali na wewnętrznej scenie politycznej. Druga kadencja, siedem lat rządzenia i prowadzenia swojej formacji do zwycięstwa we wszystkich możliwych wyborach na wszystkich szczeblach. A wreszcie jedno z najważniejszych stanowisk międzynarodowych. On osiągnął to, czego nie osiągnął przed nim żaden inny polski polityk. Kwaśniewski marzył o czymś takim, kiedy wsiadał do papamobile, a potem miażdżył Krzaklewskiego w pierwszej turze. Ale ta analogia z Kwaśniewskim powinna dać do myślenia Tuskowi, dla którego tym papamobile jest stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej. Kwaśniewski w dziesięć lat po papamobile jest osobą prywatną, nie potrafi nawet zorganizować wokół siebie listy w wyborach europejskich, która przebiłaby granicę 5 procent. A wszystko dlatego, że nie umiał doprowadzić do ukształtowania się trwałej formacji politycznej. On mógł być kimś takim jak Filip Gonzales, który w oparciu o proces wchodzenia Hiszpanii do UE uformował w swoim kraju silną, szerokonurtową socjaldemokrację. W Polsce tylko Kwaśniewski mógł to zrobić, ale mu się nie udało.

A Tuskowi się uda?

Może patronować, wspomagać, ale nie powinien próbować sterować życiem partyjnym w Polsce bezpośrednio, pacyfikować życia partyjnego. Jeśli będzie chciał – jak ty to sugerujesz – zbyt bezpośrednio zarządzać Platformą, doprowadzi do jej rozpadu i nie będzie miał dokąd wrócić.

Ale jeśli będzie wspomagał PO bez „ręcznego sterowania” i Platforma rzeczywiście rozwinie się w polską odmianę amerykańskiej Partii Demokratycznej, to także on będzie miał dokąd wrócić. I będzie miał poczucie, że tworzył trwały, historyczny obóz polityczny.

A nie tylko partię wodzowską, która się rozpadła wraz z odejściem wodza?

On przez najbliższe lata nie będzie miał w Brukseli większych możliwości bezpośredniego zarządzania partią. Natomiast jeśli będzie próbował dyrygować nią ręcznie, intrygować to ta partia po prostu utonie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij