Czy dojdzie do strajku górników na Śląsku? „Cierpliwość górników powoli się kończy, a pandemia może przepełnić tę czarę goryczy” – mówi nam senator Lewicy, Wojciech Konieczny.
Od kilkunastu dni województwo śląskie zmaga się z gwałtownym wzrostem zakażeń koronawirusem, spośród których większość odnotowano wśród pracowników kopalni. W regionie, który zajmuje drugie miejsce po Mazowszu pod względem liczby ludności, znajduje się obecnie największe w skali ogólnopolskiej ognisko SARS-Cov-2. We wtorek poinformowano o rekordowo wysokim wskaźniku zarażeń, spośród których 83 proc. stanowiły przypadki ze Śląska. Na chwilę obecną zarażonych Ślązaków i Ślązaczek jest już ponad 4,7 tysiąca.
Tak intensywne nasilenie pandemii oraz świadomość, że dotyka ona w dużym stopniu środowisko górników, zmusiły władze państwowe i lokalne do podjęcia decyzji o przeprowadzaniu testów przesiewowych wśród pracowników kopalni. Wymazy pobrano już od ok. 12 tys. osób m.in. z kopalni Jankowice w Rybniku i Murcki-Staszic w Katowicach. Znajdują się one w gronie pięciu zakładów, które z uwagi na epidemię zawiesiły prace wydobywcze do odwołania.
A miało być bezpiecznie
Mimo że sytuacja jest niepokojąca, wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin mówił na konferencji prasowej, że wszystko „jest pod kontrolą”, a górnicy będący nosicielami wirusa w większości przechodzą go bezobjawowo.
Mówi pochodzący z województwa śląskiego senator i dyrektor Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie, Wojciech Konieczny: „Górnicy na szczęście są dość młodzi i zdrowi. Tego też wymaga od nich zawód. Wytężona praca w ciężkich warunkach sprawia, że ludzie z problemami zdrowotnymi i słabą odpornością raczej nie są zatrudniani albo nie wytrzymują w kopalniach zbyt długo. To sprawia, że stosunkowo mało górników choruje na COVID-19, ale nosicieli i zakażających jest już całkiem sporo. Jeśli chodzi o ich rodziny, tu wirus może oddziaływać w różny sposób, ale na pewno najdramatyczniej jest tam, gdzie w jednym domu mieszka kilka pokoleń lub osoby chore przewlekle”.
Spokój Jacka Sasina nie udziela się też samym pracownikom kopalni oraz mieszkańcom i mieszkankom Śląska. Twierdzą oni, że rząd ponosi odpowiedzialność za rozwój epidemii. Zaniechania wytykają władzy m.in. związkowcy z Sierpnia 80, którzy w oświadczeniu zatytułowanym W górnictwie dramat i kpina. Eksportować Sasina do Putina!, opublikowanym w sieci i rozesłanym do mediów, wskazują, że górników nie objęto odpowiednimi środkami ostrożności i nie pierwszy raz całkowicie zignorowano ich sytuację.
„Rząd Mateusza Morawieckiego w rzici ma górnictwo, górników, kopalnie i nasz węgiel. Nie obchodzi go to wcale. Zajmują się wyborami prezydenckimi, kolportażem, drukiem, pierdołami. Zrobią wszystko, by utrzymać się u koryta. Po trupach do celu, tu w sensie dosłownym. Po trupach kopalń i górnictwa. A może i górników…” – piszą w tekście oburzeni górnicy. „Ponosicie winę i odpowiedzialność za żniwo, które zbiera koronawirus pośród górników i ich rodzin. To na waszym sumieniu spoczywać będzie każda ofiara tej sytuacji, każda zarżnięta kopalnia. Bo woleliście zajmować się wyborami, zamiast zająć się górnictwem i ochroną ludzi. Bo mówiliście, że górnikom nic nie grozi, podparci zamówionymi przez siebie idiotycznymi ekspertyzami” – czytamy w komunikacie związku.
A wystarczyłyby testy
Do braku konieczności wprowadzania obostrzeń w kopalniach przekonywał wiceminister Adam Gawęda, jeszcze do niedawna sprawujący urząd pełnomocnika ds. węgla kamiennego. Polityk oznajmił , że praca wydobywcza nie zagraża zdrowiu, ponieważ „warunki dołowe, czyli temperatura i przewietrzanie wszystkich wyrobisk, sprawiają, że to środowisko nie pozwala na przenoszenie się wirusa i w związku z tym załogi zjeżdżające na dół są bezpieczne”.
Czy jest tak na pewno?
– Już w marcu pojawiły się głosy ze strony ekspertów i publicystów, że kopalnie są szczególnie podatne na rozwój tej choroby, a praca w nich jest dość specyficzna i wiąże się z dużym zagrożeniem. Teraz te scenariusze się spełniły – mówi Wojciech Konieczny. Przed niebezpieczeństwem ostrzegał wówczas m.in. Jerzy Markowski, były minister odpowiedzialny za restrukturyzację górnictwa, który w rozmowie z Onetem wskazywał, że „ze względu na specyfikę pracy w kopalniach, przemysł wydobywczy, gdzie codziennie pracuje pod ziemią ok. 60 tys. osób, to bomba z opóźnionym zapłonem”.
– Czy wybuchowi tej bomby można było zapobiec? – pytam.
– Utrzymując działanie kopalni na niezmienionym poziomie, bez większych ograniczeń, na pewno nie – odpowiada senator Konieczny. – Przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się tego typu epidemii wśród ludzi pracujących blisko siebie, jeżdżących razem windą itd. jest dosyć kłopotliwe, jeśli nie niewykonalne. Ale można było przedsięwziąć inne środki ostrożności i wdrożyć je odpowiednio wcześnie. Chociażby badać przesiewowo górników, których zobligowano do pracy w trudnych warunkach. To pozwoliłoby wychwycić moment, w którym wirus pojawiłby się w kopalni i zapobiec dalszemu rozwojowi liczby zarażonych – wyjaśnia senator, dodając, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że w chwili, gdy zapadła decyzja o tym, żeby kopalnie pracowały normalnie, powinien również zostać ogłoszony obowiązek przeprowadzania testów.
– Podobnie zresztą jak w przypadku pracowników ochrony zdrowia czy DPS-ów. Wszystkie te miejsca wymagają przebywania w dużych skupiskach i stwarzają ryzyko kontaktu z zakażoną osobą. Dla nich testów przesiewowych czy na obecność koronawirusa zabraknąć nie powinno. Niestety reakcja rządu nadeszła zbyt późno – podsumowuje polityk.
Teraz zarażone są również rodziny górników, w tym dzieci, które w międzyczasie posłano do „odmrażanych” przez rząd przedszkoli i żłobków. Te zdarzenia – jak wskazuje nasz rozmówca – niefortunnie zbiegły się w czasie. Na tym etapie trudno jeszcze ocenić, czy ekspansja SARS-CoV-2 ograniczy się wyłącznie do pracowników przemysłu wydobywczego i ich krewnych czy zacznie zataczać dużo szersze kręgi. – Z uwagi na duże zagęszczenie ludności na Śląsku jest to prawdopodobne, choć oczywiście nie jest to czynnik determinujący przebieg epidemii. Wszystko dopiero przed nami, ale trzeba podjąć wszystkie możliwe działania pomocowe dla Ślązaków – podkreśla Wojciech Konieczny.
„Odłączyć Śląsk od Polski”
Zamiast wsparcia mieszkańcy i mieszkanki południowego regionu Polski otrzymali jednak lawinę hejtu, która spada na nich przede wszystkim w sieci. Internauci i internautki nie przebierają w niewybrednych komentarzach, postulując „odłączenie Śląska od Polski” i zarzucając województwu kolaborację z Niemcami. „Wirusa na Śląsk nie zawiózł rząd, ani Szumowski czy Morawiecki, sami Ślązacy sobie to zrobili, brakiem czystości, przestrzegania higieny i nie dostosowania się do przepisów obowiązujących, a teraz rząd musi pomóc i finansować brudasów – no taka jest prawda!” – brzmi jeden z łagodniejszych wpisów na Twitterze.
Oliwy do ognia dolewają też sami politycy. Z ust ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego mogliśmy usłyszeć, że „gdyby nie Śląsk, w Polsce byłaby tendencja spadkowa”, jeśli chodzi o zakażenia koronawirusem i zachorowalność na COVID-19. Inny przedstawiciel resortu, Waldemar Kraska, winą za rozwój pandemii obarczył „towarzyskość” Ślązaków i Ślązaczek. „Nie uważam, że zignorowaliśmy wcześniej zagrożenie w kopalniach. To tam właśnie skumulowały się wszystkie czynniki ułatwiające rozprzestrzenianie wirusa, a ponadto Śląsk to taki odnośnik do Włoch. Tutaj ludzie spotykają się ze sobą, lubią mieć kontakt” – powiedział polityk podczas wizyty w Katowicach.
– Słowa użyte i skierowane do obywateli przez ministerstwo zostały fatalnie dobrane i równie fatalnie, choć całkowicie słusznie, odebrane. Choroba nie jest winą mieszkańców tego regionu ani samych górników, którzy ciężko pracują i wypełniają swoje obowiązki – zauważa Wojciech Konieczny.
Górnicy tworzący Wolny Związek Zawodowy „Sierpień 80” wskazują z kolei, że względem Ślązaków i Ślązaczek stosuje się coraz ostrzejszy język, który pracowników kopalń czyni „chłopcami do bicia” i „czarnym ludem”. Związkowcy ubolewają, że ofiarami hejtu padają ich rodziny. „Nasze żony, którym każe się przynosić zaświadczenia, że są zdrowe, bo inaczej nie będą dopuszczone do pracy. I nasze dzieci, które wytykane są palcami i traktowane jak zadżumione, jak roznosiciele zarazy, jak gorszej kategorii. I to tylko dlatego, bo rodzic pracuje na kopalni” – pisze Sierpień 80 w liście do rządzących.
– Zamiast krytykować, trzeba docenić trud ich pracy i podjęte ryzyko. Górnicy wiedzieli przecież o potencjalnym niebezpieczeństwie i pomimo tego stawiali się w kopalniach, obdarzywszy zaufaniem zarówno dyrekcje zakładów, jak i przedstawicieli poszczególnych ministerstw, zapewniających ich o niewielkim stopniu zagrożenia. Uważam, że rządzący powinni w pierwszej kolejności uderzyć się w piersi, a potem zadbać o to, by przekaz o liczbie zarażonych był właściwie i niekrzywdząco sformułowany. Polityka informacyjna rządu w tym przypadku zawiodła. Słowa, które padły z ust rządzących, jak i komentarze w sieci, uważam za wysoce niestosowne, w dodatku pogłębiające podziały – zaznacza Konieczny.
Lewicowy senator zwraca uwagę, że fala zakażeń na Śląsku to nie tylko rosnące ryzyko zachorowań na COVID-19, ale także możliwy zwiastun problemów dla osób wymagających hospitalizacji i leczenia innych schorzeń. – Wysoka liczba przypadków zarażenia koronawirusem na Śląsku może przyczynić się do wolniejszego odmrażania placówek medycznych. Ucierpią na tym pacjenci m.in. oddziałów onkologicznych czy kardiologii, a czas oczekiwania na leczenie innych pacjentów będzie zdecydowanie dłuższy niż w reszcie kraju. Nie wyrokowałbym wprawdzie, że system ochrony zdrowia całkowicie się na Śląsku załamie, ale na pewno nie obędzie się bez utrudnień, które mogą być w skutkach nawet fatalne – mówi.
Będzie strajk?
Próbę uspokojenia sytuacji podjął Mateusz Morawiecki, który zadeklarował, że pomoc na Śląsk będzie „płynąć jak najszerzej”. Premier odżegnał się również od planów zamknięcia granic województwa, czemu przyklasnął również wzywany do tablicy przez związkowców Andrzej Duda. Prezydent pytany na Facebooku o to, czy mieszkańcy i mieszkanki Śląska powinni spodziewać się zaostrzenia reżimu sanitarnego na skalę większą, odparł, że takich planów nie ma, i zaapelował o solidarność ze Śląskiem.
Czy to ostudzi narastającą gorycz górniczych związkowców? Na razie sytuacja jest dość napięta z uwagi na pojawiające się pogłoski o możliwości zamknięcia kopalń na dobre. Pandemia koronawirusa wydaje się idealną okazją do tego, by rząd, inwestujący w zagraniczne zapasy węgla, zaczął ciąć zatrudnienie wśród górników, odpowiadających za 1,6 proc. PKB Polski.
Czy dojdzie do strajku górników na Śląsku?
– Wiemy, że węgiel z Kolumbii po cichu płynął do polskiego portu i pewnie został już nawet rozładowany. Do tego od lat sprowadzamy go sporo od Rosji. Cierpliwość górników powoli się więc kończy i pandemia może przepełnić tę czarę goryczy. Sumę politycznych działań i decyzji, które jasno wskazują, że rząd nie zamierza wbrew swoim oficjalnym deklaracjom utrzymywać i inwestować w polski przemysł wydobywczy, korzystać z dostępnych zasobów krajowych i utrzymać miejsca pracy, trudno ocenić pozytywnie z perspektywy pracowniczej. Obecny obóz władzy idzie w zupełnie inną stronę niż życzyliby sobie górnicy, tylko uparcie nie chce tego przyznać. Istnieje więc duża szansa, że pojawi się w końcu pomysł, żeby wykorzystać trwający kryzys do przyspieszenia decyzji, które w normalnych warunkach by nie zapadły, a do tej pory były ukrywane i opóźniane. Takie zagrożenie istnieje. Rezygnacja z węgla i zamykanie polskich kopalni wydaje się wręcz nieuniknione – tłumaczy Wojciech Konieczny.
– Jestem przekonany, że górnicy już teraz bacznie obserwują i analizują ruchy polityków, co ułatwia im dobrze zorganizowana i sprawna struktura związków zawodowych. Oczywiście Solidarność w jakimś stopniu i z uwagi na współpracę z rządem zapewne już próbuje wygaszać niepokoje pracowników kopalni. Jednak można przypuszczać, że po sytuacji z koronawirusem dojdzie w końcu do jakiegoś protestu i poważnych rozmów z rządem – dodaje senator.
Na razie przyjazd do stolicy zapowiadają na swoim Facebooku członkowie Braci Górniczej. Demonstracja, jak podaje Radio Zet, ma odbyć się 16 maja. „Trzeba jechać na Warszawę, póki jeszcze możemy przekroczyć granice Śląska. Przedsiębiorcy już tam są. Musimy się zjednoczyć ponad podziałami. Wiem, że różne podejście macie do »prywaciarzy«, ale już niebawem możecie szukać u nich pracy. Nie pozwólmy, aby zniszczono całą gospodarkę pod pretekstem walki z wirusem” – brzmi komunikat pracowników śląskich kopalni, pod którym jednak nie podpisują się działacze dużych związków zawodowych, w tym Solidarność i WZZ „Sierpień 80”.
– Można się spodziewać, że stan epidemiczny będzie używany do pacyfikowania demonstracji. Nie wiem, czy w związku z tym może pojawić się pokusa zamykania poszczególnych aglomeracji na Śląsku czy całego regionu. Jednak obawy, że protesty posłużą rządzącym do zbudowania przekonania o górnikach przyjeżdżających do Warszawy i rozwożących chorobę, są słuszne. Wiemy, że propaganda w różny i wysoce szkodliwy dla Ślązaków sposób może interpretować takie zachowania, mimo że ewentualne manifestacje będą służyć obronie miejsc pracy. Sytuacja jest gorąca. Moim zdaniem do dużych protestów i pewnego rodzaju przesilenia dojdzie. Pozostaje tylko pytanie, kiedy i w jakiej formie to nastąpi – mówi senator Wojciech Konieczny.
***
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.