Miejscy aktywiści przygotowują się do startu w wyborach lokalnych. Idzie nowe i to na dodatek nowe, które rozumie politykę jako działanie na rzecz autentycznej zmiany społecznej.
Które ma jakąś wizję miasta i wprost o niej mówi. Dotychczasowa polityka partyjna przyzwyczaiła nas do tego, że całościowy pomysł na to, jaka ma być Polska, ma tylko prawica PiS-owska, a jako że jest to projekt wielu przerażający, to odpowiedzią na niego jest nie inny projekt, ale właśnie brak jakiejkolwiek wizji państwa. Wprost wyrażało go hasło wyborcze PO zaczynające się od słów „Nie róbmy polityki”.
Kandydaci wywodzący się z tzw. ruchów miejskich podzielą się zapewne na dwie grupy i część rękami i nogami podpisze się pod hasłem PO, przekonując wszystkich, że nie politykę chcą robić, lecz zmieniać miasto. Jak długo słowo „polityka” źle się kojarzy nawet politykom, trudno się dziwić, że kandydaci do lokalnych władz też mogą woleć go unikać. Nie unikają na szczęście mówienia o pewnej wizji miasta. Mają pomysł, jaki kształt ma mieć ich miasto, w jak zarządzanym mieście chcą mieszkać.
Program wyborczy przedstawiła właśnie kandydatka Zielonych na prezydentkę Warszawy Joanna Erbel. Jest on ambitny, ale takiego właśnie powinniśmy oczekiwać od osób ubiegających się o najwyższe w mieście funkcje. Jednocześnie jest to program bardzo bliski mieszkańcom. Część mediów i komentatorów już zdążyła zadać pytania, których należało się spodziewać, czyli „ile to będzie kosztować?”.
Kibicuję Joannie Erbel, ale i ja zadaję sobie to pytanie. I kilka innych. Są to pytania, które nauczyłam się stawiać, przez lata działając w ruchach społecznych, organizacji pozarządowej, grupach formalnych i nieformalnych, które chcą zmieniać świat. Tak, chcę zmieniać świat. I zawsze kiedy zastanawiam się nad tym, „co” możemy zrobić, równocześnie myślę też o tym – „jak”. To „jak” mam nawet całkiem nieźle zoperacjonalizowane. Od razu zadaję sobie pytania: za co?, kim?, ile potrzeba na to czasu? Każdy, kto działa w trzecim sektorze, może sobie od razu przypomnieć dokumenty wnioskowe, gdzie opisując swój projekt, najpierw pisze się, co chcemy zrobić, a później dodaje budżet, listę osób, które za realizację tego działania będą odpowiadać, i harmonogram. Wymogi działania projektowego (szczególnie finansowanego z grantów publicznych) często prowadzą do patologii w trzecim sektorze, ale doświadczenie działania w instytucji jest bardzo często pomocą w zmienianiu marzeń w realne programy społeczne.
Do wyborów zostało jeszcze sporo czasu. Joanna Erbel rozpoczyna właśnie spotkania z mieszkańcami Warszawy, inni kandydaci i kandydatki, którzy wystartują w wyborach samorządowych, zapewne dopinają programy.
Wszyscy oni muszą być gotowi na odpowiedzi na pytania o to, ile kosztować będzie realizacja tych programów, jakie w związku z tym nastąpią przesunięcia w budżecie (żeby na coś wydać więcej, na coś innego trzeba wydać mniej), kto będzie je realizował, ale też kto je pisał, czy są to eksperci akademiccy, teoretycy czy praktycy z doświadczeniem pracy w samorządzie albo średnich czy dużych instytucjach i jaka jest perspektywa czasowa realizacji tych programów.
Wiadomo, że nie wszystko da się zrobić od razu, że inwestycje zwracają się przez lata. Ale czy wiemy już, przez ile lat?
I nie dziwcie się, że takiej Hannie Gronkiewicz-Waltz nikt takich pytań nie zada. Ona startuje z innej pozycji, takiej, w której większość wyborców nie oczekuje już od niej wizji miasta, wystarczy, że będzie dalej budować drogi. Po drugie takiej, w której zakłada się, że skoro ktoś rządził tyle lat i jakoś to było, to dalej jakoś to będzie. Joannie Erbel jest sto razy trudniej. Nie dość, że usłyszy trudne pytania – nawet od osób przychylnych, choćby ode mnie – to jeszcze jeśli na nie dobrze odpowie (przedstawi sposób finansowania, znajdzie eksperta), odpowiedzi te wejdą do mainstreamu, mogą się spodobać i po wyborach zwycięski prezydent coś tam z tego dobrego społecznego programu zrealizuje jako swoje (już raz to widzieliśmy w okolicy referendum odwoławczego w Warszawie), ale z jakąkolwiek całościową wizją miasta to będzie miało niewiele wspólnego.
Trzymam kciuki, żeby tak się nie stało.
***
Wybory samorządowe, którym z reguły poświęca się najmniej miejsca w ogólnopolskich mediach, są jednocześnie najbliższe ludziom i choćby z tego względu warto o nich mówić. Tegoroczne, listopadowe, będą wyjątkowe z wielu względów – pokażą siłę ugrupowań alternatywnych, krytykujących polityczny mainstream z prawej i lewej strony, a także rozstrzygną o taktyce, którą przyjmą główne partie w przyszłorocznych kampaniach: parlamentarnej i prezydenckiej. Nas najbardziej interesuje jednak nie los poszczególnych partii, ale pytanie, czy te wybory zmienią jedynie polityków, czy sam model uprawiania polityki – wprowadzając nowe postulaty, oddając głos ludziom, uprawniając oddolne i niehierarchiczne metody? Czego brakuje dzisiejszej polityce na poziomie lokalnym i jak można ją zmienić? I kto może to zrobić, tak aby skutki odbiły się na polityce w ogóle? O to chcemy pytać aktywistki, ekspertów, polityczki i działaczy.
Czytaj także:
Joanna Erbel: Skończmy z manią wielkości w Warszawie!
Igor Stokfiszewski, Szansa na inną politykę
Witold Mrozek, Róbmy politykę!
Joanna Erbel: Chcemy odzyskać miasto dla życia codziennego
Maciej Gdula, Erbel do ratusza!