Decyzja Komisji Weryfikacyjnej w sprawie Poznańskiej 14 rodzi szereg konsekwencji, których efekt wcale nie jest tak oczywisty, jak się niektórym wydaje.
Można PiS-u nie lubić, można mówić, że Komisja Weryfikacyjna jest Komisją Inkwizycyjną i teatrem. Nie zmieni to jednak faktu, że właśnie Prawo i Sprawiedliwość, a nie jakakolwiek inna partia, dało lokatorom i lokatorkom tyle nadziei na zmianę. To PiS czyni niemożliwe możliwym i uchyla decyzje reprywatyzacyjne, które ich skrzywdziły. To PiS publicznie nazywa lokatorów poszkodowanymi, a nie roszczeniowcami żyjącymi na koszt państwa i bezczeszczącymi święte prawo własności.
Nie bez przyczyny lokatorów trudno było wypatrzyć w tłumie protestujących w obronie sądów. Jak mogli popierać sądy, bez których dzika reprywatyzacja nie byłaby możliwa? Jak można było bronić sądów, które nie dopuszczały lokatorów do postępowań „na prawach strony” i zwracały się do nich językiem tak skomplikowanym, że po opuszczeniu sali rozpraw pytali sami siebie: „To wygraliśmy, czy przegraliśmy?”. Tak ma wyglądać sprawiedliwość? Otóż nie. Okazuje się, że sprawiedliwość mogą przywrócić nie sędziowie, ale Komisja – nie przez ciągnące się latami postępowania, ale w dwa tygodnie, i nie na podstawie jakiejś wyszukanej intepretacji przepisów, tylko ot tak, po prostu. Zwykli ludzie oszukani przez elitę w końcu zwyciężają.
Chmielna 70, czyli gruba kasa, znane nazwiska i… odgrzewany kotlet
czytaj także
Chodzi o warszawską kamienicę na Poznańskiej 14 – po raz pierwszy Komisja zajęła się nieruchomością, która po reprywatyzacji do dziś jest zamieszkiwana przez lokatorów i lokatorki. W poniedziałek 18 września 2017 roku Komisja Weryfikacyjna postanowiła o uchyleniu decyzji reprywatyzacyjnej wydanej przez Prezydent m.st. Warszawy. Dla lokatorów tam mieszkających to ogromne święto – przez reprywatyzację ich czynsz wzrósł o kilkaset procent, a oni sami latami doświadczali uciążliwych remontów i byli nękani bezprawnymi groźbami. Naprawdę mało kto wierzył, że uda się unieważnić łańcuszek sprzedaży, przez które kamienica przeszła od momentu zwrotu. A w to, że lokatorzy będą mogli ubiegać o odszkodowanie za doznaną krzywdę, jeszcze kilka lat temu nie wierzyli nawet najbardziej niepoprawni optymiści z grona ruchów lokatorskich.
*
Zacznijmy od tego, że kamienica została zreprywatyzowana nie na rzecz handlarza roszczeń, ale na rzecz prawowitego spadkobiercy Aleksandra Włodawera. Włodawer po odzyskaniu nieruchomości sprzedał ją adw. Robertowi Nowaczykowi, a ten z kolei sprzedał spółce Jowisz zajmującej się „przywracaniem blasku warszawskim kamienicom”.
Włodawer, mieszkający obecnie w USA, okazał się dziedzicem dość bogatej żydowskiej rodziny, która przez lata upominała się o zwrot kilkunastu warszawskich nieruchomości, w tym nawet części Parku Szczęśliwickiego. Po tym, jak „powrót żydowskiego właściciela sprzed wojny” zaczął obrastać atmosferą nieokreślonej tajemnicy, Aleksander Włodawer sam zgłosił się do polskiego dziennikarza, żeby sprawę wyjaśnić. W wywiadzie stwierdził, że przyjął skromne 4 miliony za prawa do pokaźnego majątku, ponieważ nie robił tego dla pieniądzy, ale dla zasady. Po wieloletnim procesie odzyskiwania Poznańskiej doszedł jednak do wniosku, „że życia mu nie starczy, bo dochodzić własności do pozostałych gruntów”. Dlatego początkowo te 4 miliony wydawały mu się w porządku. Gorzej, że jak się później okazało, Nowaczyk nie powiedział mu o 10-milionowym odszkodowaniu, które można było od miasta wyciągnąć za to, że niektóre lokale w kamienicy zostały sprzedane. Dlatego dziś Włodawer czuje się oszukany – i przez swojego mecenasa, i przez państwo polskie.
czytaj także
Decyzja została uchylona ze względu na to, że jak się okazało, osoby, po których Włodawer dziedziczył, zostały zaspokojone umowami odszkodowawczymi zawartymi jeszcze w PRL z rządem USA i Wielkiej Brytanii. Największe kontrowersje wzbudza jednak jak dotąd uznanie przez Komisję „złej wiary” kolejnych kupujących, co umożliwiło uchylenie decyzji mimo uruchomionego łańcuszka kolejnych sprzedaży. Zdaniem Komisji samo to, że spółka Jowisz, czyli aktualny właściciel kamienicy, jest podmiotem profesjonalnie działającym na rynku nieruchomości, wystarczy, by uznać, że mogła się domyślać tego, że decyzja reprywatyzacyjna była niezgodna z prawem. Tyle przynajmniej wynika z ustnego uzasadnienia decyzji, pisemnego na razie nie mamy.
Lokatorzy mogą spać spokojnie?
Takimi słowami (bez znaku zapytania) przewodniczący Komisji Patryk Jaki ogłosił swoje zwycięstwo w kolejnej bitwie z dziką reprywatyzacją. Niestety, trochę się pospieszył.
Wydaje się, że aby miasto znów mogło zostać wpisane do księgi wieczytej jako właściciel, musi zostać unieważniona umowa oddania nieruchomości w użytkowanie wieczyste. Tym z kolei musi zająć się sąd. Trzeba bowiem pamiętać, że to nie decyzja reprywatyzacyjna jest podstawą wpisu właściciela do księgi wieczystej w postępowaniu reprywatyzacyjnym, ale właśnie umowa zawierana w formie aktu notarialnego. To po pierwsze. Po drugie prawdopodobnie decyzja Komisji zostanie zaskarżona do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Tak przynajmniej stało się jak dotychczas w przypadku wszystkich decyzji, które zostały wydane przez Komisję Weryfikacyjną. Jak się te sprawy się zakończą? Czy sądy potwierdzą decyzje Komisji? Czy zawieszą wszystkie inne postępowania związane z kamienicą na Poznańskiej 14 do czasu sprawdzenia prawidłowości decyzji Komisji? Tego jeszcze nie wiemy. Wiemy za to tyle, że niezależnie od decyzji sądu PiS i tak zawsze będzie wygrany. Jeśli sąd potwierdzi decyzję Komisji, okaże się, że Komisja działała słusznie, a jeśli decyzji nie potwierdzi, będzie to tylko świadczyło o konieczności dalszych „reform” sądownictwa.
Historie ludzi. Z jakimi sprawami ludzie przychodzą do Rzecznika
czytaj także
*
To wszystko oznacza, że odwracanie reprywatyzacji przez Komisję wcale się tak szybko nie zakończy. Jeśli się okaże, że trzeba unieważnić umowy sprzedaży w sprawie Poznańskiej 14, to prawdopodobnie Włodawer będzie musiał oddać te 4 miliony Nowaczykowi, a z kolei Nowaczyk te paręnaście Jowiszowi. OK, to jeszcze można uznać za śmieszne. Gorzej jeśli się okaże, że Ratusz wydał błędną decyzję w sprawie słynnej Chmielnej 70, to Marzenie K., adw. Grzegorzowi Majewskiemu i Januszowi Piecykowi trzeba będzie oddać 8 milionów, które zapłacili w czynszu za nieruchomość. A zresztą tylko czekać, aż za „decyzje Prezydent m.st. Warszawy wydane niezgodnie z prawem” zaczną się sypać pozwy o odszkodowanie od Skarbu Państwa. I pewnie znów nie będą to małe kwoty. A na odpowiedzialność odszkodowawczą państwa, podobnie jak na reprywatyzację, składamy się my wszyscy, podatnicy.
*
Poza tym trzeba powtórzyć po raz kolejny, choć jest to wołanie na puszczy, że Komisja leczy tylko skutki, a nie przyczyny problemu. Lokatorów mieszkających na Poznańskiej 14 jest kilkunastu. Lokatorów, którzy obecnie mieszkają w zreprywatyzowanych kamienicach również poza Warszawą – tysiące. Oni też czekają. Czy ktokolwiek zatroszczył się o ich los? Póki co, tylko PO w swoim projekcie ustawy reprywatyzacyjnej zaproponowanym po wybuchu afery w 2016 roku (a więc też „rychło w czas”) zaproponowało zapis uniemożliwiający zwrot budynków z lokatorami. Żaden poseł nie zaproponował ograniczeń w czynszu dla emerytów w zreprywatyzowanych kamienicach. Żadna posłanka nie apeluje o natychmiastową i systematyczną rozbudowę zasobu komunalnego. Pomysłem na kryzys mieszkaniowy w kraju, pogłębiający się bez wątpienia przez proces reprywatyzacji, ma być projekt Mieszkanie plus. Jak wiemy, projekt ułatwia eksmisje na bruk, bez prawa do lokalu socjalnego, a nawet bez wyroku sądu. Taka to troska o prawa lokatorów …i sprawiedliwość.