Sejm nas zagania na kościelne place i zmusza do wymachiwania papieską flagą.
W dobrze urządzonym społeczeństwie, przestrzegającym zasady rozdziału Kościołów i państwa, słysząc o kanonizacji Jana Pawła II, mógłbym spokojnie wzruszyć ramionami. Nie jestem katolikiem, niech Kościół na ołtarze wynosi sobie, kogo pragnie. Są wśród katolickich świętych postacie fikcyjne, przywódcy wypraw krzyżowych, zdziwaczali eremici i słupnicy, niech sobie i będzie Jan Paweł II.
Niestety, uchwała upamiętniająca kanonizację Jana Pawła II nie pozwala nie zabrać głosu. Zgłoszona przez PSL, przeszła dziś w Sejmie przy 34 głosach sprzeciwu. Z tego 33 były z klubu Twojego Ruchu. Zachowanie zwolenników uchwały – dla mnie, Polaka, obywatela nie-katolika – pokazuje wszystko to, co w jest nie tak w sferze symbolicznych relacji Rzeczpospolitej z Kościołem katolickim.
Sam pomysł uchwały upamiętniającej czyjąkolwiek kanonizację uważam za absurdalny. Jej tekst głosi:
Dziewięć lat temu, kilka dni po śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II, posłowie i senatorowie zebrani na uroczystym zgromadzeniu oddali Mu hołd, nazywając Go głosicielem ewangelii Jezusa Chrystusa, wielkim moralnym autorytetem, Ojcem i Nauczycielem, a także „człowiekiem pokoju i nadziei” oraz „najważniejszym z Ojców niepodległości Polski”. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uważa, że określenia te nie straciły niczego ze swojej aktualności. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyraża nadzieję, że kanonizacja Ojca Świętego Jana Pawła II będzie dla wszystkich Polaków okazją do radosnego i solidarnego świętowania, a także zachętą do głębszego poznania Jego intelektualnej i duchowej spuścizny oraz do podejmowania i kontynuowania Jego dzieła. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej apeluje do wszystkich członków narodowej wspólnoty o godne uczczenie tego wydarzenia.
Zauważmy, że nie jest to uchwała symbolicznie oddająca szacunek Janowi Pawłowi II za jego zasługi dla Polski (swoją drogą, o to też by się należało pospierać), tylko upamiętniająca fakt przeniesienia Karola Wojtyły w grono świętych Kościoła rzymskokatolickiego. Wzywająca wszystkich obywateli „do radosnego i solidarnego świętowania” towarzyszącego temu rytuałowi oraz zachęcająca „do głębszego poznania Jego [papieża] intelektualnej i duchowej spuścizny”.
Drodzy posłowie, zapowiadam od razu, że kanonizacji Karola Wojtyły „solidarnie świętować” nie mam najmniejszego zamiaru.
Nie będę go godnie czy niegodnie czcił, bo czci świętym ani nikomu nie zwykłem oddawać. Ja i inne osoby, dla których święto katolickie nie jest ich świętem. Dla których Jan Paweł II jest z różnych powodów kontrowersyjny. Którzy uważają katolicką koncepcję świętości za teologiczne nadużycie, którzy nie są katolikami lub uważają, że każda religia to zawracanie głowy i zbiór szkodliwych przesądów. Sejm ich wszystkich, tą uchwałą, symbolicznie zagania w dzień kanonizacji na kościelne place, zmusza do oklaskiwania kanonizacji i wymachiwania papieską flagą.
Czytając tekst uchwały, czuję się, jakbym znowu był w szkole, gdzie – mimo tego, że z religii się wypisałem – musiałem w czasie lekcji uczestniczyć w szkolnych jasełkach czy innych tego typu okołokościelnych uroczystościach.
Nie rozumiem, po co katolikom taka uchwała. Po co wam nasze wymuszone oklaski, po co wygłaszane przez niewierzących w atmosferze moralnego szantażu zapewnienia o „szacunku i podziwie” dla papieża-Polaka? Nikt wam nie broni świętować i cieszyć się z tego, że wasz papież został świętym; ale nie wmuszajcie na siłę tej radości innym, jak to robicie w przytoczonej tu uchwale.
Parlament liberalnej demokracji nie jest miejscem do upamiętniania wewnętrznych rozstrzygnięć żadnej religii. Nawet jeśli tak się składa, że ta religia wynosi na ołtarze jej obywatela. Dobrze urządzona demokracja, szanująca świecki charakter sfery publicznej, na fakt czyjejkolwiek kanonizacji powinna być całkowicie ślepa. Obojętnie, czy kult danej postaci zarządza kuria rzymska, Ławra Peczerska czy szintoiści. Proces legislacyjny demokratycznego państwa i kanonizacyjny jakiegokolwiek Kościoła to dwie zupełne odrębne rzeczywistości.
Pomijam już to, że taka uchwała rodzi mimowolnie komiczne skojarzenia – rzymski Senat uznający za bogów kolejnych imperatorów to nie jest wzór, do którego aspirować powinien polski Sejm. A niestety zbliża się do niego, gdy oficjalnie uznaje byłego biskupa Rzymu za „wielki autorytet, Ojca i nauczyciela” i „głosiciela ewangelii Chrystusa”.
Dla dobra nie tylko państw, ale także i Kościołów, o tym, kto jest, a kto nie jest głosicielem ewangelii, powinny decydować wspólnoty wiernych, a nie posłowie w głosowaniu.
Uparta odmowa zrozumienia tego wszystkiego u rzekomo liberalnych polityków i uczestników debaty publicznej zdumiewa i przeraża. Zwłaszcza biorąc pod uwagę moralny szantaż, przy pomocy którego próbowano zmusić Sejm do przyjęcia rzeczonej uchwały przez aklamację. Tak jakby jednomyślność była wartością samą w sobie, a nie czymś, czego w demokracji liberalnej należy się raczej obawiać.
Dziękuje posłom Twojego Ruchu i SLD, którzy nie ulegli temu szantażowi. Żałuję tylko, że SLD nie starczyło odwagi, by zostać na głosowaniu i opowiedzieć się przeciw skandalicznej tej uchwale.
W szantaż ten zaangażował się niestety także premier Tusk, który spory wokół uchwały kanonizacyjnej uznał za „niesmaczne”, dodając: „Tak nie może być, żeby nawet o tak oczywistą i piękną sprawę, jaką jest pamięć o papieżu, kłócić się i wzajemnie blokować, licytować. Można być wierzącym i niewierzącym, można mieć różny stosunek do Kościoła w Polsce – to przecież nie ma żadnego znaczenia, bo mówimy o wielkim święcie, jakim jest kanonizacja naszego męża opatrznościowego i autentycznego bohatera narodowego”. Trudno przejść do porządku nad słowami premiera.
Panie premierze, kanonizacja nie dla każdego jest świętem. Swoimi słowami wykluczył pan z narodowej wspólnoty wszystkich tych, którzy nie mieszczą się w konformistycznym, kulturowym katolicyzmie, który pańska formacja uznała za granicę liberalnych swobód w Polsce.
Ten „platformerski katolicyzm” sam papieskim „nauczaniem” na co dzień średnio się przejmuje, czasem coś się mu nawet wyrwie o „republice proboszczów”, ale wie, że polska tożsamość to kościół, sianko pod obrusem w Wigilię, święconka na Wielkanoc i święty papież-Polak. Ale nie wszyscy chcą się w takiej formacji kulturowej mieścić. I oni też są obywatelami, mają prawo do wyrażania swojej wrażliwości, postaw i opinii w przestrzeni publicznej oraz do kontestacji (w uczonych wywodach, publicystyce, kabaretowym wygłupie) wrażliwości, postaw i wierzeń katolickiej większości. I pan, jako premier, ma konstytucyjny obowiązek stać na straży tej wolności – nawet jeśli wydawaje się ona panu obrzydliwa wobec dokonań „męża opatrznościowego Jana Pawła II”.