Po apelu premiera jest nadzieja, że PO poprze skierowanie do komisji także lewicowych projektów.
Cezary Michalski: Premier zaapelował na Twitterze o skierowanie do prac w komisjach wszystkich trzech projektów ustaw legalizujących związki partnerskich. Adresatem tego apelu jest klub PO, wciąż w tej sprawie mocno podzielony, bo partie prawicowe już uznały związki partnerskich za „sprzeczne z naturą”, a SLD i RP ideę związków partnerskich w całości wspierają. Czy klub Platforma tego apelu premiera posłucha?
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz: To jedno zdanie Premiera ma znaczenie, może przeważyć szalę. Na środowym klubie taką samą rekomendację – przekazania wszystkich projektów do komisji – złożyliśmy też marszałek Sejmu Ewa Kopacz, ja, Artur Dunin, autor naszego projektu o związkach partnerskich oraz prowadząca projekt w klubie Joanna Kluzik-Rostkowska.
Wymienia pani członków liberalnego skrzydła PO, nie jest ich wielu.
Podobnie wypowiadało się wielu naszych posłów, choć byli i przeciwnicy, więc jest odrobina niepokoju, czy uda się tę rekomendację zrealizować.
PO przesunęło głosowanie własnego projektu na koniec, co sprawi, że nawet gdyby konserwatywna większość sejmowa, także przy wsparciu części głosów PO, odrzuciła oba projekty lewicowe, zakładacie, że SLD i RP będą musieli poprzeć wasz projekt.
Myślę, że głosowanie przeciwko jakiemukolwiek projektowi ustawy o związkach partnerskich byłoby dla RP i SLD politycznym samobójstwem, bo zamknęłaby możliwość dalszych prac nad ustawami, liderzy nie potrafiliby wytłumaczyć tego swoim wyborcom. Dlatego sądzę, że wszystkie trzy projekty, trafią do pracy w komisjach, a jeśli nie trzy – to chociaż jeden.
Mimo że nadal pojawiają się głosy posłów czy nawet jednego z ministrów Platformy, widzące nawet w ostrożnych sformułowaniach projektu PO zagrożenie dla „naturalnej rodziny”?
Nie wiem, w czym związki partnerskie zagrażają rodzinie, przecież ta ustawa nie zamyka ani nie osłabia możliwości zawierania sakramentalnych małżeństw. Jest skierowana do tych, którzy nie zdecydowali się na małżeństwo albo np. nie chcą zawierać związku małżeńskiego. Bez tej ustawy nadal będą żyli w wolnych związkach, bez papierów. Dzięki ustawie nie będą żyć w małżeństwie, ale jednak sformalizują swój związek. Argumenty na rzecz odrzucenia projektów mają charakter ideologiczny, a nie merytoryczny, i wierzę, że w głosowaniu posłowie, którzy tak myślą, będą w zdecydowanej mniejszości. Tym bardziej, że my decydujemy tylko o tym, czy o danym projekcie rozmawiać w komisji, a nie o przyjęciu ustawy tej czy tamtej. Kneblowanie dyskusji na ten temat jest naprawdę niepotrzebne. Ale jeśli oceniać sytuację w oparciu o rozkład głosów podczas czwartkowej debaty w Sejmie, to 90 procent wystąpień posłów Platformy było na rzecz uchwalenia ustawy formalizującej związki partnerskie. Podczas debaty przypominaliśmy, że jest to rozwiązanie uniwersalne – dla par heteroseksualnych i nieheteroseksualnych. Wśród par żyjących w niesformalizowanych dzisiaj konkubinatach odsetek par homoseksualnych jest raczej znikomy.
Nie przekona pani tą ostrożnością PiS czy SP, skoro nawet nie wszystkich konserwatywnych polityków PO to przekonuje.
Moim zdaniem także konserwatywne argumenty przemawiają na rzecz ustawy o związkach partnerskich. Nie zgodzę się, że to rozwiązanie zagraża rodzinie czy małżeństwom sakramentalnym albo że może uczynić nasze instytucje społeczne bardziej niestabilnymi. Adresaci tego rozwiązania nie żyją w związkach sakramentalnych. A sformalizowanie ich dzisiejszych związków bez wątpienia doprowadzi do ich większej stabilności. Każda formalizacja wydłuża czas trwania związku, gdyż energii i determinacji wymaga nie tylko zawarcie, ale i rozwiązanie związku.
W waszej propozycji pojawia się nawet propozycja alimentów w przypadku rozpadu związku partnerskiego.
Nasz projekt jest konserwatywny w tym sensie, że nie akceptuje łatwości rozpadu takiego związku, nie przyznaje praw bez obowiązków. To nie jest tylko odpowiedzialność alimentacyjna, ale także odpowiedzialność za ewentualne długi partnera, zobowiązanie do wzajemnej opieki. Zatem prawa tak, ale też obowiązki wobec siebie. Państwo powinno wspierać każdą rodzinę, także taki rodzaj mniej sztywnych niż małżeństwo związków, bo, po pierwsze, w nich też rodzą się dzieci, a po drugie, z dziećmi czy bez, ludzie tworzący trwałe związki pomagają sobie wzajemnie, wspierają się, rzadziej i później korzystają z opiekuńczych instytucji państwa. Tak więc z perspektywy państwa wspieranie związków partnerskich to nie tylko wykonanie Konstytucji, która mówi o poszanowaniu prywatności oraz wspieraniu rodziny bez przesądzania, czy jest oparta o sakramentalne małżeństwo czy nie, ale też jest to działanie uzasadnione ekonomicznie.
To jest świetna argumentacja kierowana do polskich „thatcherystów”, w tym Jarosława Gowina, szkoda, że jej nie słuchają. Czytelników „Krytyki Politycznej” nie musi pani w ten sposób przekonywać do przyznania zupełnie podstawowych praw ludziom ze środowisk LGBT.
Po pierwsze, dyskusja jaka się na ten temat toczyła, z wykorzystaniem wszystkich argumentów, doprowadziła do realnego przesunięcia opinii w Platformie. A po drugie, ja tu mówię wyłącznie o momencie ekonomicznym, ale przecież równie ważne, o ile nie ważniejsze, są momenty godnościowe czy tożsamościowe ludzi, którzy pragną żyć w takich związkach. Ale choćby z ekonomicznych powodów państwo powinno związki partnerskie włączyć w swój system prawny.
Pani mówi o pozytywnym przesunięciu w poglądach i deklaracjach posłów Platformy, ale czy rzeczywiście większość z nich wysłucha apelu premiera o skierowanie do prac w komisjach także projektów lewicy, czy też będzie to dla nich wyłącznie alibi do zagłosowania – nawet jeśli w części przypadków bez entuzjazmu – tylko za projektem PO?
Sądzę, że jeśli chodzi o samo tylko skierowanie projektów do prac w komisjach, przytłaczająca większość członków naszego klubu może poprzeć także projekty lewicowe. Choć oczywiście w głosowaniu ostatecznym oni na pewno niektórych elementów projektów lewicowych nie zaakceptują. Nawet jeśli wypowiadający się na środowym klubie posłowie PO widzieli więcej błędów prawnych w projektach lewicy, uznawali, że można się tym wszystkim zająć w komisjach i wypracować wersję, którą oni będą już mogli poprzeć w ostatecznym głosowaniu nad projektem ustawy o legalizacji związków partnerskich.
Jakie elementy lewicowych projektów mogą być zaakceptowane przez posłów PO?
Jest tam kilka interesujących punktów, które powinny trafić do ostatecznego projektu ustawy. Np. prawo do dodatku pielęgnacyjnego przy opiekowaniu się chorym partnerem. W tej chwili, po nowelizacji ustawy o świadczeniach opiekuńczych, zupełnie inne są rozwiązania dla członka rodziny, a inne dla osoby z zewnątrz. Zatem to miałoby ogromne znaczenie. Takie uprawnienie powinno być jak najbardziej przyznawane związkom partnerskim.
Sądzi pani, że kluczowa różnica między waszymi projektami – możliwość wspólnego opodatkowania, której projekt PO stronom związku partnerskiego nie przyznaje, a projekty SLD i RP tak – nie jest do zaakceptowania w tym parlamencie?
Sądzę, że to nie przejdzie. Bardzo mało jest osób w Platformie, które to popierają, a biorąc pod uwagę układ sił w całym parlamencie, oznacza to, że wspólnego opodatkowania nie udałoby się przeprowadzić.
Pani jednak wspólne opodatkowanie związków partnerskich nie przeraża? Nie uważa pani tego za zagrożenie dla tradycyjnej rodziny czy dla konstytucyjnego porządku naszego państwa?
Nie budzi to mojego przerażenia (śmiech). W ogóle idea ustabilizowanych, obudowanych w prawa i obowiązki związków partnerskich nie budzi mojego przerażenia. Natomiast dzisiaj wspólne opodatkowanie jest politycznie nie do przeprowadzenia.
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, ur. 1969, doktor nauk medycznych, polityczka Platformy Obywatelskiej, pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania.