Obowiązkiem miasta jest chronić to, co jest naszą wspólną własnością i w takiej sytuacji znaleźć jakieś miejsce zastępcze dla twórczych skłotersów. O sprawie eksmisji skłotu Elba pisze Agnieszka Holland.
Nie chodzi mi o to, by romantyzować każde takie zjawisko, chodzi o to by je indywidualizować – dlatego oburzyła mnie forma tej interwencji. Rozumiem, że trudno tolerować naruszenie czyjejś prywatnej własności i że o ile legalny właściciel ma jakieś plany związane z tym terenem, to zajmowanie go przez skłotersów jest nie do utrzymania. Ale sprawa wygląda inaczej, kiedy ten skłot stworzył tak wyjątkowo kulturotwórcze i cenne nie tylko dla dzikich lokatorów miejsce na mapie miasta.
Dlatego najbardziej ze wszystkiego oburzyła mnie wypowiedź pani prezydent, która – nie po raz pierwszy – pokazuje, że władze miasta kompletnie nie rozumieją funkcji kultury nieformalnej i alternatywnej w żywej tkance miejskiej, że nie pojmują, że miasto to nie tylko trotuary, autobusy, banki, metro i stadiony i że szczególnie Warszawa, która ma ogromne zaległości w ożywianiu życia miejskiego i budowaniu autentycznych więzi społecznych, tworzeniu kulturalnej mapy, powinna na każdą taką inicjatywę chuchać i dmuchać.
Obowiązkiem miasta jest chronić to, co jest naszą wspólną własnością i w takiej sytuacji znaleźć jakieś miejsce zastępcze dla twórczych skłotersów, jakoś ich wesprzeć.
Tego typu twórcze kolektywy skłotersów widziałam głównie w Berlinie i kiedyś Kopenhadze (słynna Christiania była miejscem wyjątkowym), również w Nowym Jorku, San Francisco zetknęłam się z takim ruchem. Zwykle po jakimś czasie takie inicjatywy kończą się, samoczynnie wypalają, zdarza się, że rozprawiają się z nimi władze miasta czy dzielnicy. Wszystko zależy od tego, jacy biurokraci rządzą w danej sytuacji. Są niewątpliwie prezydenci miast, merowie, burmistrzowie (Paryż, Berlin), którzy lepiej rozumieją sens i korzyści, które społeczność miasta czerpie z takich inicjatyw.
Niestety, obecne władze miasta nie rozumieją również istotności kultury niealternatywnej i konieczności istnienia demokratycznych, prężnych instytucji kultury. Sposób zarządzania teatrami, pogarda dla podmiotowości tych środowisk, nieudolność i opieszałość w realizowaniu najważniejszych inwestycji: Teatr Nowy wciąż nie ma siedziby i gra więcej za granicą niż w Polsce, TR Warszawa cieśni się w mikrej salce, daleko do rozpoczęcia budowy Muzeum Sztuki Nowoczesnej – to wszystko pokazuje, że miasto swą najcenniejszą kulturę po prostu olewa, traktuje instrumentalnie i podpiera się nią tylko dla celów koniunkturalnych.