Jedno z haseł demonstracji pod Sejmem brzmiało: „Ubój rytualny jest nienormalny”. Ale jaka jest norma? Co powinno nią być?
Wraz z kwestią tzw. uboju rytualnego zwierzęta znów stały się obiektem zainteresowania mediów i sporej części opinii publicznej. Dokładniej mówiąc: część zwierząt. Te z nich, które w naszej kulturze zabijane są w sposób nietypowy i uznany przez większość za gorszy niż zwyczajowy. W dodatku zabijane głównie dla innowierców żyjących poza granicami naszego kraju. Dla obcych, obcymi metodami.
Są ważne powody, żeby uznać pozbawianie życia bez uprzedniego ogłuszenia ofiary – jak to się dzieje między innymi w trakcie rytualnego zabijania – za gorsze niż po ogłuszeniu. Zabijanie kogokolwiek, kto jest w pełni świadomy, to więcej bólu, strachu i cierpienia. Niezależnie od tego, jak dobrze byłby naostrzony nóż, którym przecina się gardła zwierząt, w momencie zadawania rany czują one porażający ból, a czas od momentu przecięcia skóry do momentu śmierci trudno sobie nawet wyobrazić. Do zła odbierania życia dochodzi znęcanie się w ostatnich jego chwilach.
Powinno wystarczyć jedno spojrzenie na zabijane w ten sposób zwierzę lub posłuchanie jego krzyku, żeby wyjść na ulicę i nie zejść z niej, dopóki proceder szlachtowania przerażonych zwierząt nie zostanie zakończony. Dlatego właśnie podczas niedawnej demonstracji pod Sejmem na telebimie pokazywano realia rytualnego zabijania. To wygląda strasznie i jest straszne dla większości ludzi, których się o to zapyta.
Słusznie więc temat legalności tej praktyki religijnej stał się publiczną kontrowersją. Jest przy tym wielką tragedią, że w obszar systemu prawnego dzisiejszego społeczeństwa daje się wepchnąć, i to na siłę, głównie rozważania, w jaki sposób zabijać zwierzęta zdolne do odczuwania i chcące żyć, a nie – czy to robić.
Tragedią, którą można łatwo przeoczyć, gdy kwestię rytualnego uboju wyizoluje się z szerszego kontekstu i przedstawi jako niepożądany wyjątek od akceptowalnej normy, egzotyczną patologię kontrastującą ze swojską normalnością.
Jedno z haseł demonstracji pod Sejmem brzmiało: „Ubój rytualny jest nienormalny”. Ale jaka jest norma? Co powinno nią być? Rzeźnie, które przy okazji zabijają wedle zasad szechity czy halal, pracują głównie dla miejscowych smakoszy. Są normalne. Najbardziej przeraża to, że powszechne traktowanie zwierząt jak towar i surowiec jest uważane za normalne. Oswojenie z widokiem milionów zwierzęcych ofiar, nierozpoznanie, że nimi są.
Mówi się, że brak ogłuszenia w ramach zwyczajowej rzezi zwierząt jest raczej efektem zaniedbań, a regułą jest dbałość, żeby zabijane zwierzę było pozbawione przytomności. Obawiam się, że zaniedbania te, które są integralną częścią dzisiejszej technologii masowej rzezi, są torturą dla ogromnej liczby zwierząt. Ten fakt oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwia praktyk takich jak szechita. No chyba że ktoś próbuje usprawiedliwić jedno zło innym.
Jednak twierdzenie, że tortura w ramach nie-rytualnej rzezi jest tylko wypadkiem przy pracy, jest nieprawdą. Przemysł wie, że jakaś część zwierząt będzie świadoma w momencie śmierci, ten nieunikniony koszt jest wkalkulowany w zasady działania mechanizmu. Znacznie gorzej jest z wiedzą konsumentów na ten temat.
Nie ma się jednak co obrażać na rzeczywistość i skupiać wyłącznie na tym, co mogłoby być dylematem hipotetycznego wrażliwszego społeczeństwa. Choć dobrze jest widzieć i pokazywać innym całość problemu, dobrze też rozwiązać go tam, gdzie się da. Skoro określona praktyka powodująca krzywdę zwierząt może być nielegalna, wszyscy powinniśmy o to zabiegać.
Protest połączył więc różne środowiska, chociaż ich retoryka jest odmienna. Wśród protestujących są zarówno ortodoksyjni mięsożercy, jak i weganie. Wydaje się przy tym, że wszystkie strony sporu wyartykułowały już swoje argumenty i pokazały pełną pulę emocji. Publicznie wypowiedzieli się znani komentatorzy życia społecznego, prawnicy, duchowni i aktywiści organizacji społecznych. Dostaliśmy do przemyślenia bezcenny materiał.
Nie odkładajmy jego analizy na później, bo sposób prowadzenia akcji przeciwko tzw. ubojowi rytualnemu jest faktem społecznym. Oprócz ewentualnego wpływu na przyszłe zapisy prawne ma niewątpliwy wpływ na przekonania i zachowania społeczne teraz i w przyszłości. To my budujemy dobroczynny potencjał tego protestu i wciąż jest on niewykorzystany. Każda nuta antysemityzmu oddala nas od sukcesu. Wszelkie uproszczenia i przekłamania, jakkolwiek mogą być doraźnie skuteczne, osłabiają możliwość zrozumienia istoty problemu przez opinię publiczną. Bez tego zrozumienia będziemy wiecznie dreptać w miejscu, spierając się o metodykę stosowania przemocy wobec zwierząt.
Czy dzięki tej akcji dostrzeżemy dramat normalności eksploatacji zwierząt, czy go przeoczymy?
Gdyby społeczna norma traktowania zwierząt była inna – lepsza – łatwiej byłoby również kwestionować odstępstwo od niej w postaci praktyk podobnych rytualnemu zabijaniu.
Im większy kontrast kwestionowanej praktyki z tłem, na którym się ją pokazuje, tym gorsza się wydaje i tym łatwiej ją zdelegalizować.
Wydaje się przy tym, że na zwierzęta uwikłane w kontrowersyjny proceder, jak i w ogóle będące ofiarami szowinizmu gatunkowego, wielu patrzy przez specyficzne okulary. Czasem kolor szkieł zaczyna dominować nad widokiem ofiar. Antykapitaliści podkreślają, że winny jest kapitalizm, anarchiści, że system, ateiści, że religia, jedna partia, że inne partia, katolicy, że żydzi i muzułmanie, uduchowieni, że materialiści, konsumenci, że rzeźnicy, a rzeźnicy, że konsumenci.
Oczywiście, kapitalizm wiąże się z utowarowieniem innych i to jest problematyczne. Owszem, instytucje państwowe podkopują autonomię jednostek i w nieunikniony sposób bywają represyjne. Niezaprzeczalnie nie da się sprowadzić problemów tego świata do kwestii wadliwej postawy moralnej jednostek, więc rozsądne jest obwiniać również system. Profesor John Sanbonmatsu, który zredagował między innymi książkę Critical Theory and Animal Liberation, mówił w jednym z wywiadów: „Szowinizm gatunkowy nie jest tylko i wyłącznie publiczną ignorancją czy też brakiem właściwego szkieletu moralnego. To określony system materialny, totalizująca ideologia i struktura egzystencjalna”.
Prawdą jest również, że religijny dogmat powoduje automatyzm myślenia, osądu moralnego i postępowania. I że moc uzasadnień religijnych da się kwestionować. Skoro nieco dziwaczne wydawać się może – będące przebojem internetu i stosunkowo niegroźne – rytualne machanie feretronami, to równie dobrze można traktować z niedowierzaniem konieczność przecinania, przy akompaniamencie stosownej modlitwy, przełyku i tętnicy szyjnej świadomego zwierzęcia.
Oczywiście wiadomo też, że katolicyzm zabija inaczej. Dzieli zresztą przekonanie o słuszności swojej metody z wieloma świeckimi partnerami. W przypadku rzezi krów i cieląt stosuje pistolety bolcowe, a nie noże, na czym można zbudować przekonanie o wyższości moralnej, jakkolwiek fundament będzie chwiejny.
Bez wątpienia też rząd skrupulatnie liczy także brudne pieniądze, usprawiedliwiając to celem nadrzędnym wydolności finansowej państwa, które dba o miejsca pracy i dobrobyt. Widać także wyraźnie, że konsumeryzm przypomina nowotwór z przerzutami, nieuchronnie sięgający po mózg. I że przedmioty wydają się mieć władzę totalną, przy zaniku bezpośrednich relacji między ludźmi, życzliwości, bezinteresowności i empatii. Nie ma też jak negować faktu, że rzeźnie miewają księgowych, a pieniądze znieczulają niemal doskonale. Przy czym te od zagranicznych klientów sumują się równie dobrze, jak od krajowych.
Wszystko to prawda. Ale oprócz tysiąca zewnętrznych, systemowych, politycznych, ekonomicznych i strategicznych powodów i motywów podrzynania gardeł, wciąż pozostaje nieusuwalny akt jednostkowej konsumpcji. Pierwotny powód łańcucha śmiercionośnych zdarzeń. Mniej lub bardziej urojona i podważalna osobista potrzeba określonego produktu na talerzu. Tworzy normę, wbudowana jest w ideologie, zaanektowana przez religie, wkomponowana w system praktyk społecznych, kulturę i ekonomię. Czy nie warto o tym mówić i przywracać jednostkom moc decydentów, podpowiadając wybór?
Obecny premier w komentarzu do sporu o rytualne zabijanie podzielił się ze społeczeństwem swoim dylematem: gdyby tylko mógł, to „w odruchu serca głosowałby przeciwko jakiejkolwiek krzywdzie wobec zwierząt”. Na razie nie może, bo czuje się „odpowiedzialny za rynek pracy i za powodzenie polskich przedsiębiorstw”.
To my tworzymy dylematy naszych premierów. Akceptujemy istnienie przedsiębiorstw krzywdzących zwierzęta i wspieramy je codziennie własnymi pieniędzmi. Sprawiamy, że zarządzanie państwem to zarządzanie krzywdą.
Nie musi tak być. Codzienne akty nieposłuszeństwa wobec normalizacji krzywdy mogą mieć ogromną moc sprawczą. Większą niż wszystkie demonstracje, odezwy, petycje, buńczuczne komentarze na portalach społecznościowych, a nawet nawalanki z policją razem wzięte. W miejscu, w którym przekonani o własnej sile przychylni zwierzętom ludzie rzeczywiście chcą decydować, do protestu i zmiany prawa wystarczy delikatna sugestia możliwej krzywdy zwierząt.
Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net.