Przyjęłabym propozycję zostania wicemarszałkinią. Ale pod pewnymi warunkami: że pomoże mi klub i Wanda Nowicka – mówi Anna Grodzka.
Robert Kowalski: Powinienem zacząć od przeprosin, bo poznała pani posłankę Pawłowicz u mnie w audycji, w Sterniczkach.
Anna Grodzka: Za co pan mnie przeprasza?
Za to, że naraziłem panią na wątpliwą znajomość.
Ani ja, ani pan o tym nie wiedzieliśmy. Pani Pawłowicz była nową posłanką i nie spodziewaliśmy się, że zacznie grać taką rolę. Fighterki, strzelca. Osoby, która sieje nienawiść dookoła, do wszystkich ludzi, którzy w myśl jej koncepcji powini być tacy sami, a nie są. To, że ktoś jest inny, już wystarcza, by nienawistnie i napastliwie się do niego odnosić. To jest rzeczywiście i oburzające, i zasmucające.
W ogóle jest żenujące, że musimy o tym rozmawiać, że takie sprawy są przedmiotem wielkiej publicznej dyskusji.
Media niezwykle się tym zainteresowały, a pani Pawłowicz przecież ma już niejedną taką wypowiedź na koncie. Wszystko to do mnie dociera. Z tego zrobiła się sensacja, a przecież mowa nienawiści nie jest czymś nowym, i w Sejmie, i poza Sejmem. Niestety, zamiast rozmawiać o tym, co zrobić, żeby nam wszystkim było lepiej, a w Sejmie dyskutować o tym, jak zmienić prawo, żeby społeczeństwo funkcjonowało optymalnie, zajmujemy takimi rzeczami. Ale tym razem musimy się tym zająć, bo dalej tak nie może być.
Zgadzam się. Nie jest to sprawa, którą można tak po prostu zostawić i udawać, że jej nie ma. Chociaż – co do faktów – pani Pawłowicz kłamie na tym filmie, na którym robi „skecz” pani kosztem i opowiada tę historię z audycji „Sterniczki”. Ona przepraszała panią, a mnie dawała słowo honoru, że po prostu się przejęzyczyła, i w ogóle bała się procesu.
Widać wyraźnie, że lęk jej minął. Słyszałam wypowiedź prezesa Kaczyńskiego, któremu przytoczono jej słowa. Odpowiedzial, że nie będzie tego komentować. Ale tym razem moim zdaniem Pawłowicz posunęła się za daleko.
Prezes Kaczyński powiedział, że dopóki TVN nie zajmie się posłem Niesiołowskim, on nie zajmie stanowiska w sprawie pani Pawłowicz.
Niesiołowski też ma ostry język. Wczoraj w telewizji pozwolił sobie na sugestie, że ja niczego w Sejmie nie dokonałam. A mam ponad 56 poważnych interpelacji. Założyłam i prowadzę zespół parlamentarny „Społeczeństwo fair”, należą do niego posłowie SLD i Ruchu Palikota. Poszukujemy merytorycznych rozwiązań różnych problemów ważnych dla Polski. Jestem wiceprzewodniczącą Komisji Kultury i koordynuję pracę nad programem Ruchu Palikota. Jesteśmy nową partią i nie we wszystkich kwestiach mamy uwspólnione stanowiska. To jest długi proces. W każdym razie mam ogromnie dużo pracy. Trzeba sobie zdawać sprawę, że to, co pokazują media, nie zawsze oddaje całość tego, co naprawdę dzieje w parlamencie. A pan Niesiołowski miał dwa skromne zapytania poselskie w tej kadencji i nie zauważyłam, żeby się mógł pochwalić jakąś szczególną aktywnością.
Jaki obrót wydarzeń usatysfakcjonowałby teraz panią?
Ja nie jestem generalnie za karaniem.
Niedawno w Sejmie odbyła się debata nad wnioskami o związkach partnerskich. Pierwsza tak duża. Niestety głosowanie przegraliśmy. Ale muszę panu powiedzieć, że związki partnerskie, czyli projekt, który jest w życiu społecznym od wielu lat, za którym opowiada się wiele ogranizacji, nie tylko LGBT, ten projekt wygrał i myśmy to wygrali. Wygraliśmy w społeczeństwie.
Jest pani o tym przekonana?
Tak. I teraz tylko społeczeństwo musi wymienić posłów, wybrać nowy Sejm. Na to trzeba będzie trochę poczekać, ale to już jest wygrane. I teraz, jak pan pyta o panią Pawłowicz, myślę, że w tej kadencji ona jeszcze trochę powalczy i będzie sobie dalej strzelać. Natomiast społeczeństwo ludzi młodych, dynamicznych, otwartych, młodych umysłowo i młodych emocjami rozliczy ją za to wstecznictwo. Za koszmarny, katastrofalny brak wiedzy, za wypowiadanie się o rzeczach, o których nie ma zielonego pojęcia. To zostanie rozliczone. I jestem pewna, że dyskusja, którą teraz prowadzimy na temat zachowania Pawłowicz, spowoduje, że polskie społeczeństwo stanie się otwarte, nowoczesne i europejskie.
Pani poseł, a jak pani rozumie eksponowanie swojej seksualności?
Jak to?
Taki zarzut usłyszałem pod pani adresem, że nadmiernie ją pani eksponuje.
W jaki sposób ja to robię pana zdaniem? Nie wiem, nie pokazywałam swoich organów seksualnych publicznie ani nie zachowywałam się w sposób, który mógłby sugerować coś takiego. To jest przejaw głębokiej niewiedzy o transseksualności.
A jak ktoś stawia sobie zdjęcie na biurku, na przykład mężczyzna, z żoną i z dziećmi, to jest eksponowanie czy nie?
Na pewno. Bo gdzieś tam w domyśle oni przutulają się razem do snu. I bardzo dobrze. Poza tym co złego jest w seksualności? Pan ma jakiś wstręt do seksu?
Wręcz odwrotnie.
Ja też nie mam żadnego wstrętu do seksu. Uważam, że jest to bardzo ważna dziedzina naszego życia, ale też nie widzę nic takiego, żeby można było powiedzieć, że ja eksponuję swoją seksualność. Uważam też, że kwestie seksualne są w pewnym sensie moją misją. Od wielu lat, od kiedy postanowiłam skorygować moją płeć prawną, chcę uświadamiać innych, że istnieją ludzie transpłciowi. Ta nazwa tłumaczona z angielskiego – transsexuality – przeszła do języka polskiego jako transseksualność, ale tak naprawdę nie ma nic wspólnego z seksem, tylko z płcią. Seks to nie płeć.
Po angielsku płeć to sex.
Tak, płeć biologiczna. Transseksualność to przechodzenie przez płeć biologiczną. Po polsku mówi się transpłciowość. Tylko politycy umyślnie nie dostrzegają tych faktów, nie chcą zmienić swojego języka, posługują się czymś nieadekwatnym do rzeczywistości albo siedzą w głębokiej niewiedzy, w czarnej dziurze.
Występuje tu ten sam mechanizm, co wobec gejów – róbcie w domu po kryjomu, ale my możemy chodzić za ręce z naszymi dziewczynami.
Tak. Problem polega na tym, że przez wszystkie czasy, przez dzieje całego świata, przez wszystkie strefy geograficzne, kraje i narody zawsze i wszędzie były osoby transpłciowe i osoby homoseksualne, bo naturą biologii jest różnorodność. Żadna nasza komórka nie jest zerojedynkowa, to tylko komputery posługują się bitami. Normalna jest różnorodność.
A to, o czym mówimy, to głównie przypadek polskich katolików, takich właśnie jak pani Pawłowicz czy pan Terlikowski, ludzi ograniczonych przez doktrynalność. Choć znam katolików z innych krajów, którzy mają zupełnie inne podejscie do seksualności, transseksualności. Tylko ten polski Kościół taki zahamowany, gdzieś tam w XIX wieku pozostał, właśnie przez takich ludzi.
Ta awantura z Pawłowicz może paradoksalnie pomóc Pani w czasie głosowania nad stanowiskiem wicemarszałkini dla pani.
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że nie ma jeszcze oficjalnej decyzji klubu. W czwartek będzie prezydium i zebranie klubu parlamentarnego, który taką decyzję podejmie. Jestem po rozmowie z Januszem Palikotem. Pytał mnie, czy przyjęłabym taką propozycję. Odpowiedziałam, że tak, ale pod pewnymi warunkami: że klub mi pomoże, że pomoże mi również Wanda Nowicka, bo chcę kontynuować – jeżeli zostanę marszałkinią – to, co robiła Wanda, która była – jest – świetną marszałkinią. I jeżeli tak się stanie, to będę próbowała sprostać zadaniom.
A chciałby pani wprowadzić coś dodatkowego do tych projektów, które realizowała Wanda Nowicka?
Przede wszystkim absolutnie nie chcę rezygnować z tego, co ona robiła – i z tego, co ja do tej pory robiłam. Powiedziałam Januszowi Palikotowi, że bardzo wiele przeszłam, żeby być sobą, i teraz już nie ma takiej siły, żebym sobą nie pozostała. Także będąc marszałkinią. Pytanie, czy ja, taka, jaka jestem, zostanę zaakceptowana przez klub parlamentarny.
Aż tak?
Tak. Na razie nie ma tej decyzji.
Przecież w partii jest tak, jak chce Janusz Palikot.
A skąd. Partia nazywa się Ruch Palikota, a Janusz Palikot jest rzeczywiście charyzmatycznym przywódcą, natomiast nie ma tam żadnego zamordyzmu. To nie jest taka partia jak Platforma czy SLD. U nas się rozmawia i dyskutuje, jesteśmy bardziej otwarci.
No ale cała historia z Wanda Nowicką jest bardzo nieciekawa i strasznie populistyczna.
Ja też nie wiem, co się będzie działo, jeżeli zostanę wicemarszałkinią. Być może popełnię jakiś błąd, być może przestanę się podobać kolegom, być może z ich punktu widzenia nie będzie to wyglądało najlepiej.
A pani uważa, że Wanda Nowicka popełniła błąd?
W polityce marszałkiem się bywa, więc nie ma w tym nic dziwnego, że ich odwołujemy. Wanda tłumaczyła nam, że nie wiedziała o nagrodach i nie uczestniczyła w decyzji o ich przyznawaniu. Zupełnie jej ufam i broniłam jej otwarcie w czasie zebrania klubu parlamentarnego i w czasie obrad prezydium. Natomiast faktem jest, że Ruch Palikota przyjął sobie jako założenie, że nie będziemy zabiegać o pieniądze czy o funkcje, że będziemy starali się być czyści. Wanda była czysta, ale jak widać, nie wszyscy jej zaufali i głosowanie było takie, jakie było. Uważam, że to błąd klubu, dlatego że Wanda była naprawdę bardzo dobrą marszałkinią.
To na koniec tak pół żartem, pół serio: jest taka zasada w Kościele katolickim, że biskupi mają swoje motto, dwa, trzy słowa – motto życia, motto biskupiej posługi. Ma pani coś takiego?
Tak: być sobą i robić swoje!
Anna Grodzka – posłanka Ruchu Palikota, wspołzałożycielka Fundacji Trans-Fuzja