Obie strony konfliktu były przekonane, że będziemy się obrzucać mięsem, ale nikt bomby nie podłoży.
Cezary Michalski: Dlaczego autorami ataków terrorystycznych motywowanych nacjonalizmem, antysemityzmem, ksenofobią, ideami radykalnej prawicy są zazwyczaj mężczyźni – począwszy od zamachu w Oklahoma City, poprzez Breivika, aż po Bruna K.? Kobiety są wobec takich akcji zdystansowane, a w ostatnim przypadku żona niedoszłego zamachowca nie tylko nie chciała go wspierać, ale nawet gotowa była mu przeszkodzić,
Agnieszka Graff: Nacjonalizm jest w ogóle ideologią maskulinistyczną. Odkąd ktokolwiek bada nacjonalizm, centralnym motywem jest tam postać twardego mężczyzny, który broni czystości swojej rasy, stara się nie dopuścić „obcych” do „swoich kobiet i dzieci”. O tym pisali Benedict Anderson i George Mosse, a później feministyczne badaczki nacjonalizmu, jak Nira Yuval-Davis, Cynthia Enloe czy Gail Bederman. To jest oczywistość.
Natomiast w tej ostatniej historii jest też zupełnie wyjątkowy rys szaleństwa i poczucie zranienia, bardzo charakterystyczne dla współczesnej Polski. To dyskurs nacjonalistów, którzy zostali oszukani przez tę „pseudodemokrację”, która „ukradła nam” Europę i Polskę. To zranienie ma genderowy rys, oczywiście, to jest opowieść o kastracji czy próbie kastracji. Ale jest to o tyle realne, że polityka demokratyczna w ramach państwa narodowego nie jest w stanie bronić nas skutecznie przed ekonomicznymi kosztami globalizacji. Tyle tylko, że odpowiedź nacjonalistyczna jest w oczywisty sposób nieskuteczna i zła.
Nie mamy tu jednak wyraźnych motywów ekonomicznych. Oczywiście małżeństwo pracowników akademickich to zdecydowanie nie jest szczyt hierarchii finansowej w Polsce, ale argumentacja niedoszłego zamachowca jest bardziej godnościowa niż ekonomiczna.
Nie wiemy, czy na pewno nie ma ekonomicznych uzasadnień; nie sądzę, aby źle opłacanego akademika te kwestie w naszym kraju zupełnie nie poruszały. Myślę, że to raczej splot paru różnych zjawisk z ostatnich kilkudziesięciu lat. Doszło w tym czasie do ideowego bankructwa nacjonalizmu, zarówno jako ideologii, która bardzo źle się zapisała w historii Europy, jak też jako diagnozy zupełnie bezradnej wobec globalizacji. To bankructwo osłabiło nacjonalizm „cywilizowany”, „mainstreamowy”, zmusiło go do pewnych przewartościowań.
Ale jednocześnie to samo poczucie bezradności inną część nacjonalizmu znacznie zradykalizowało i przesunęło w stronę przemocy. Na ten kryzys nacjonalizmu nałożył się z kolei kryzys męskości, czy raczej dominacji mężczyzn. To się nie do końca się to pokrywa, bo wśród mizoginów są też demokraci czy anarchiści, a nie tylko nacjonaliści. Ale pewien typ męskiej dominacji, silnie związany z piętnowaniem „zniewieściałych” obcych, był związany z nacjonalizmem od zawsze. I kryzys tego poczucia dominacji, razem z kryzysem państwa narodowego, prowadzi do agresji.
Połączenie upokorzonego nacjonalizmu z upokorzeniem „twardej męskości” jest bardzo charakterystyczne dla działaczy Młodzieży Wszechpolskiej.
Nie przypadkiem mają oni taką obsesję homofobiczną. Uważają, że to twarde jądro narodu, w którym kobiety są kobietami, a mężczyźni mężczyznami, wszystko jest heteroseksualne i jasne, zostało zaatakowane przez „Eurosodomę” – to jest cytat z ich transparentu – przez którą ta heteroseksualna Polska jest nadgryzana i demoralizowana.
Dlaczego traumy „prawdziwych mężczyzn” nie łagodzi to, że realna polityka w Polsce jest całkowicie zmaskulinizowana? A w dodatku zdominowana przez taki typ mężczyzn, którzy chętnie popisują się swoją „samczością alfa”, upokarzając publicznie swoich przeciwników i konkurentów. Taki jest Tusk i Kaczyński, tego typu zachowania nie są też obce Millerowi czy Palikotowi. Oni wszyscy lubią się legitymizować takimi „gestami męskości”.
Mówi pan jak feministka i to oczywiście jest feministyczna perspektywa patrzenia na polską politykę, ale to niewiele wyjaśnia, jeśli chodzi mentalność naszego zamachowca….
To jest perspektywa feministyczna, ale także lewicowa, liberalna czy nawet sensownie konserwatywna. Ja wolę liderów odwołujących się do kategorii prawa niż do „twardości”, „godności”, tego, że „nie damy pluć sobie w twarz”. A niestety takie właśnie pojęcia i zachowania w całej polskiej polityce dziś przeważają.
Ja jednak myślę, że perspektywa, z jakiej na polską politykę patrzą chłopcy z Młodzieży Wszechpolskiej, jest zupełnie inna. Według nich ta męskość, która dominuje w polskiej polityce, nie jest prawdziwą męskością, ale męskością rozmytą przez – jak oni to nazywają – homoseksualny lobbing i propagandę. To, że kobiety nie uczestniczą w polskim życiu politycznym na pozycjach liderek, jest dla tych ludzi oczywiste.
Ich podejrzenie sięga dalej: prawdziwy konflikt rozgrywa się między nimi – czyli obrońcami „prawdziwej męskości”, a przy okazji „prawdziwych kobiet przed feministkami” – a zarazą „pomieszania wszystkiego ze wszystkim”, za co winę przypisują „nieprawdziwym mężczyznom”, którzy opanowali polską politykę. To mechanizm podobny do „antysemityzmu bez Żydów”. Nie jest istotne, czy na czele polskiej polityki są Żydzi czy ich nie ma. Ważne jest to, który spośród Polaków jest spenetrowany przez „obcego”, oderwany od „prawdziwej polskości”.
Ale dla mnie szokujące jest to, że ten człowiek, który przygotowywał zamach terrorystyczny, uważa, że Polska jest krajem totalitarnym. W dodatku nie jest to totalitaryzm „nasz”, ale „obcy”. On w swoim własnym mniemaniu broni Polski przed okupacją. To jest dyskurs PiS-u, niezależnie od tego, że PiS będzie się próbował od niego zdystansować, twierdząc, że to „anarchista” albo że jest to prowokacja przeciwko ich partii. Ten człowiek jest wytworem PiS-owskiego języka i ideologii. To wydarzenie jest efektem wypromowania przez parę ostatnich lat – najskuteczniej przez PiS – opowieści, że to, co się dzieje w Polsce, to nie jest nasz wewnętrzny, polski spór, nasz wewnętrzny konflikt interesów społecznych, tylko okupacja, zdrada na rzecz obcych.
Jeśli tę opowieść przyjąć, to rzeczywiście jedyną logiczną konsekwencją, szczególnie w polskiej tradycji, jest przemoc. Kaczyński takim językiem przemawia do ludzi od lat.
Nie wiem, skąd właściwie wzięło się nasze optymistyczne przekonanie, że nacjonalistyczne szaleństwo w Polsce będzie się wyrażało jedynie w sferze fantazji, radykalnych wypowiedzi.
Obie strony tego konfliktu żyły w przekonaniu, że będziemy radykalizować przemoc symboliczną, będziemy się obrzucać mięsem, ale nikt żadnej bomby nie podłoży. Otóż prędzej czy później podłoży.
Jest tu pewien paradoks. Dwa najgroźniejsze akty przejścia od fantazji do czynu – zabójstwo działacza PiS w Łodzi i przygotowania do zamachu na władze państwowe kojarzone z PO – nie pochodzą z czasów, kiedy „postsolidarność” walczyła z „postkomuną”, ale z czasów, kiedy walczą ze sobą dwie prawicowe partie, obie wywodzące się z „Solidarności”, obie zaprzyjaźnione z Kościołem.
To jest paradoks, o którym sobie po lewej stronie dyskutujemy w poczuciu bezradności od lat: paradoks kraju bez lewicy, bez lewicy silnej, która społeczne napięcia potrafi politycznie reprezentować. Jeśli wszystkie społeczne napięcia da się do politycznego zarządzania prawicy, różnym jej odłamom, ona z tego zrobi przemoc. I tak właśnie się dzieje.
Agnieszka Graff – anglistka, feministka. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 Marca, członkini Krytyki Politycznej. Pracuje w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW i wykłada na warszawskich studiach podyplomowych Gender Studies. Autorka m. in. Świata bez kobiet i Magmy.