Prawica świetnie gra na emocjach, może i ja powinnam postraszyć?
Amerykański językoznawca i politolog George Lakoff uważa, że konserwatyści są dużo lepsi w sztuce perswazji od zwolenników równości. Ma rację. Prawica korzysta z naiwności drugiej strony, z naszego przekonania, że „warto rozmawiać”, oraz pewności, że obywatel myśli samodzielnie, opierając się na faktach i argumentach. Na łamach „Wyborczej” już tydzień po wywiadzie z Lakoffem można było przeczytać skrajnie demagogiczny tekst Michała Łuczewskiego o aborcji.
Roi się w nim od retorycznych nadużyć, nie ma żadnych odniesień do społecznej rzeczywistości ani śladu empatii dla ofiar ustawy antyaborcyjnej i prób jej zaostrzenia. Za to tytuł jest rewelacyjny: „Nowoczesna Zagłada”. Do tego budząca grozę ilustracja. Prawica wymiata nawet w liberalnej prasie.
Lakoff powiada słusznie, że w ważnych dla społeczeństwa sporach argumenty na niewiele się zdają, bo „myśl nie bierze się z powietrza, tylko z układu nerwowego”, a poza tym „myślimy w kategoriach metafor i ram”. W debacie publicznej prawica wymiata, bo skutecznie forsuje swoje ramy. Takie na przykład jak „aborcja to zagłada”. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością, ale wywołuje silne emocje – gniew i poczucie zagrożenia.
Przeglądam, co piszą w gazetach o procesie ratyfikacji przez Polskę konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. I znowu prawica wymiata, Lakoff ma 100 proc. racji. „Przemocowa konwencja” – tak pisze „Nasz Dziennik”. A pisze obszernie, jasno, wyraziście. Już sam tytuł mówi czytelnikowi, co ma myśleć i czuć: „Szkodliwa, ale przepychana”. Do tego obrazek emanujący ciepłem i swojskością – zdjęcie wielodzietnej rodziny na prorodzinnym marszu. Zadowolona mama, parka przedszkolaków w wózku, czuły tata z córką na rękach, baloniki. Wszystko jasne: zła konwencja tym miłym ludziom zagraża. Jest ideologiczna, godzi w rodzinę i w ogóle w cywilizację i społeczny ład, a poza tym jest narzucana Polsce siłą, czyli właśnie „przemocowa”. (…)
Lakoff ma rację – prawica wymiata nawet w moim felietonie. Zauważyliście, jak łatwo mi poszła powtórka z kłamliwej prawicowej propagandy? Niby się z nimi nie zgadzam, niby ironizuję, ale rach-ciach odtworzyłam ich punkt widzenia, posługując się gotowcem z prawicowej gazety. Na Łuczewskiego nie mam siły, ale mogłam napisać, dlaczego konwencję warto popierać.
(1) Konwencja wskazuje na związek między polityką równościową a przeciwdziałaniem przemocy. Jest on oczywisty. Nie da się skutecznie przeciwdziałać przemocy wobec kobiet, pielęgnując hierarchiczne wzorce rodziny i tradycyjne wzorce płci, które tę przemoc usprawiedliwiają.
(2) Konwencja nakłada na państwa-strony szereg sensownych obowiązków. Powstanie całodobowa infolinia dla ofiar przemocy i internetowy portal z informacjami, państwo zapewni odpowiednią liczbę schronisk i ośrodków wsparcia, dostosuje do ich potrzeb procedury przesłuchań policyjnych itp. Bez konwencji te sprawy byłyby odkładane na wieczne potem, bo są kosztowne.
(3) Pierwsze pozytywne skutki konwencji już widać. To w ramach przygotowania do jej ratyfikacji przyjęto w czerwcu kluczową dla ofiar przemocy zmianę w prawie karnym: ściganie przestępstw przeciwko wolności seksualnej nie jest już uzależnione od wniosku ofiary – postępowania wszczyna się z urzędu.
Widzicie, jak się staram? Cóż, Lakoff wzruszyłby na to ramionami. Prawica i tak skutecznie straszy konwencją dzieci. Jak wzbudzić wasze emocje? Jak podziałać na wasz układ nerwowy? Może powinnam was postraszyć? OK, spróbuję: Chrońmy dzieci przed integrystyczną prawicą! (…) Integryści naprawdę zagrażają dzieciom. Uczą je nietolerancji, wpajają nienawistne uprzedzenia i oduczają logiki, wmawiając im, że sprzeciw wobec przemocy jest przemocą. Teza, że aborcja to nowoczesna zagłada, zagraża dzieciom szczególnie, bo stępia wrażliwość na zagładę faktyczną. Te brednie szkodzą dziecięcym umysłom i sercom, o demokracji nie wspominając.