Kraj

Gołębia grypa, czyli pocztowcy, czas na strajk!

Pracownicy Poczty przechodzą masowo na zwolnienia. Nie chodzi im tylko o płace. Chcą tym ruchem – co za paradoks – uratować swoją firmę przed powolnym upadkiem.

Kilka tygodni temu w wewnętrznej sieci internetowej Poczty Polskiej pojawił się artykuł ostrzegający pracowników przed publicznym krytykowaniem firmy. „Każda z naszych internetowych aktywności jest monitorowana. Wszystko, co publikujemy w internecie, jest zapisywane na różnych serwerach i może być w przyszłości wykorzystane przeciwko nam. Internet nie jest przestrzenią, w której możemy czuć się bezkarni’’ – napisano. Kierownictwo ma oczywiście prawo do takich napomnień, bo pracownik nie powinien szkodzić swojej firmie, także wizerunkowo. Rzecz w tym, że pojawienie się komunikatu właśnie teraz nie jest przypadkiem. W Poczcie bowiem wrze, a pracownicy mają już dość.

 

Pocztowcy dają temu wyraz w sieci. Kiedy rok temu przez Polskę przetoczyły się spore protesty pracowników Poczty, odpowiedzią były zwolnienia „prowodyrów’’ – do dziś w tych sprawach toczą się procesy w sądach pracy. Co ciekawe, wszystko odbywało się poza oficjalnymi strukturami związków zawodowych, których na Poczcie jest wprawdzie kilkadziesiąt, ale pracownicy nie czują się przez nie reprezentowani. I chyba nie można im się dziwić. Jak opowiada mi Marek, listonosz z Warszawy: „Kiedy zarząd przed świętami głosował przyznanie dodatkowej premii świątecznej dla pracowników, na posiedzeniu nie zjawiła się ich przedstawicielka. I brak tego głosu zdecydował o braku dodatkowych pieniędzy na święta. A została wybrana głosami załogi!”.

Po pacyfikacji tamtego strajku nastroje wyraźnie siadły. Zarząd próbował udobruchać pracowników niewielkimi podwyżkami, wprowadzono m.in. minimalną pensję w Poczcie Polskiej w wysokości 2,5 tys. brutto. Chwalono się, że w ciągu ostatnich trzech lat podwyżki wyniosły średnio 700 zł na osobę. Pominięto jednak fakt, że koszty życia ostro w ostatnich latach wzrosły, podniosły się płace na całym rynku pracy, a to, co proponuje dziś Poczta, to wciąż niewiele ponad płacę minimalną. I kogo z pracujących na poczcie nie spytać (magazynierzy, asystenci klienta, listonosze), zarabia zwykle w okolicach 2 tys. zł na rękę. Oprócz kierowców, którzy czasem potrafią dobić do „trójki’’, ale dla nich i tak jest to znacznie mniej, niż można zarobić w innych firmach.

Z czystej ciekawości warto też sprawdzić, ile zarabia szefostwo tej państwowej spółki. Wynagrodzenie zarządu składa się z pensji podstawowej oraz wynagrodzenia uzupełniającego, które nie może przekroczyć 25 proc. pensji. W ramach tych widełek prezes rocznie otrzymuje od 588 tys. do 735 tys. złotych, a wiceprezes od 564 tys. do 706 tysięcy. Takie samo wynagrodzenie jak wiceprezes otrzymuje czworo kolejnych członków zarządu, na ich pensje idzie więc łącznie około 3,5 –4 mln zł rocznie. Być może są to „stawki rynkowe”, ale jakoś mam w tej sprawie wątpliwości.

Niskie bezrobocie, dobra koniunktura gospodarcza i transfery socjalne sprawiły, że w Polsce wzrosły płace. Ale nie wszystkim. Na pewno nie w sferze budżetowej, która protestuje od jesieni zeszłego roku, sprawdzając skuteczność nowej metody strajku – grupowego przechodzenia na zwolnienia lekarskie. Francuzi mają swoje Żółte Kamizelki, a my mamy L4, co samo w sobie zresztą świadczy o kondycji ruchu związkowego. U nas bowiem droga do legalnego strajku jest w praktyce nie do przebrnięcia:

Dodajmy jeszcze, że Poczta Polska jest największym pracodawcą w Polsce. Zatrudnia 80 tys. ludzi i posiada sieć 7,5 tys. placówek. Nie jest jednak zwykłą firmą, lecz przedsiębiorstwem użyteczności publicznej. To prawda, że dzisiaj wyniki finansowe spółki nie są na tyle imponujące, żeby wystarczyły na znaczące podwyżki. Rządzący jednak potrafią lekką ręką podarować TVP miliard złotych, choć jej użyteczność publiczna jest obecnie wątpliwa. Może lepiej rozważyć jakąś formę pomocy publicznej dla Poczty?

Poczta to dziś nie tylko listy, ale też dystrybucja prasy, usługi bankowe, logistyka i rozwijający się dynamicznie rynek paczkomatów. Jeśli Poczta Polska nie zainwestuje w ten ostatni, istnieje ryzyko, że za kilka lat zajmie go Amazon, a wtedy z wpływów podatkowych z tej działalności możemy nie zobaczyć ani grosza.

Polska poczta katolicka

Na razie jednak trzeba zainwestować – mówiąc nieludzkim językiem – w kapitał ludzki. Nie ma tygodnia, żebyśmy się nie dowiadywali z mediów o niedostarczonych przesyłkach, spóźnionych wezwaniach do sądów czy awizach wrzucanych do skrzynki pomimo obecności domowników. Te skargi klientów nie wynikają z lenistwa pracowników, tylko z ich zwyczajnego niedoboru. A niedobór – z fatalnych warunków pracy i płacy. Po prostu nikt nie chce robić za grosze w takich warunkach.

„Niegospodarność, ogromne pensje kolejnych zarządów, wysokie stanowiska obsadzone przez niekompetentne osoby, przerośnięta biurokracja i brak sprawiedliwego dzielenia się wypracowanym zyskiem z pracownikami eksploatacji. Brak premii na święta oraz brak planowania podwyżek w obecnym roku” – takie między innymi patologie wymieniają autorzy profilu Listonosze Polska, którzy rok temu organizowali protesty, a dziś „przestrzegają’’ przed gołębią grypą. Postulują m.in. 1000 zł podwyżki (to akurat żądanie całej budżetówki w tym sezonie), zachowanie nagród jubileuszowych, przywrócenia zwolnionych do pracy czy zmniejszenie rejonów pracy dla listonoszy.

Strajk nauczycielski

czytaj także

Strajk nauczycielski

Ola Hołubowicz

Według organizatorów od zeszłego poniedziałku na L4 poszli pocztowcy z Częstochowy, Dzierżoniowa, Szczecina, Słupska, Zielonej Góry, Gliwic, Świdnicy, Brzegu, Opola, Wadowic, Suwałk, Trzebini, Lewina Brzeskiego, Łomianek, Tczewa, Mikołowa, Ścinawy, Świebodzic, Andrychowa. Tego typu protesty rozlewają się stopniowo i powoli. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo, że w ciągu najbliższych kilku tygodni Poczta po prostu przestanie wykonywać swoje usługi.

Kiedy ostatnio zastrajkowała Canada Post, w tym wolnym przecież kraju poradziła sobie z nią dopiero uchwalona przez parlament specjalna ustawa. Morawiecki raczej będzie musiał poszukać kasy. Trzymam kciuki!

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Damian Duszczenko
Damian Duszczenko
Radny krajowy partii Razem
Aktywista. Radny krajowy partii Razem.
Zamknij