Krytyka rowerów jest skierowana zarówno w stronę zwykłych ludzi, jak i w stronę wielkomiejskiej hipsterii.
Agnieszka Wiśniewska: Dzięki ministrowi Waszczykowskiego głośno ostatnio o rowerzystach. Ty, razem z Przemkiem Sadurą, badałeś stosunek różnych klas społecznych do rowerów. Czy możesz powiedzieć, kim jest polski cyklista?
Maciej Gdula: W wypowiedzi Waszczykowskiego rowerzyści to jakaś jednorodna, elitarna grupa hołdująca zachodnim wzorcom, która stara się narzucić zwykłym Polakom i Polkom swój model życia. A prawda jest taka, że z roweru korzystają także tak zwani zwykli ludzie. Jazda na rowerze nie jest ściśle klasową praktyką. Różne klasy jednak używają jednak roweru inaczej.
Inaczej – to znaczy jak?
Dla ludzi z klas ludowych rower to najtańsze narzędzie transportu. Dzięki rowerowi można oszczędzić pieniądze na biletach lub na paliwie i utrzymaniu samochodu. Wobec upadku komunikacji publicznej rower na wsi jest często dla biednych jedyną alternatywą dla chodzenia na piechotę. W dużych miastach zaś znaczącą grupę rowerzystów stanowią konserwatorzy, poruszający się na składakach z koszykami na narzędzia między różnymi miejscami, gdzie mają zlecenia.
Klasa średnia łączy z kolei rower ze sportem i rekreacją. Jazda na nim to element dbania o kondycję i zachowywanie formy. Na rower wsiada się w tym samym celu, w jakim chodzi się na siłownię i na fitness. Stąd przedstawiciele klasy średniej często ubrani są w specjalistyczne stroje i jeżdżą na drogich rowerach ze wszystkimi licznikami kalorii. Przy okazji – to z reguły młodzi mężczyźni tak absurdalnie szybko jeżdżą po chodnikach, bo przecież wyszli na rower, żeby się zmęczyć, piesi nie powinni im w tym przeszkadzać.
Dla klasy wyższej w korzystaniu z roweru ważniejsza jest sama przyjemność jazdy – związana z pędem powietrza, kontaktem z przyrodą czy poznawaniem miasta. Jeśli ktoś z klasy wyższej korzysta z roweru na co dzień, podkreśla wolność jaką daje mu jazda na rowerze, niezależność od innych środków transportu, ograniczeń w parkowaniu, możliwość przejechania najkrótszą możliwą drogą.
No dobrze – ludzie z różnych klas inaczej używają roweru, ale rower powraca jako przedmiot sporu. Słowa Waszczykowskiego nie były pierwszą krytyczną wypowiedzią o rowerach.
To prawda – słynna była wypowiedź Marka Wosia, rzecznika Zarządu Dróg Miejskich, że Warszawa to nie wieś, żeby jeździć po niej rowerem. Jeśli te słowa zestawimy z jeremiadą Waszczykowskiego to zobaczymy, że niechęć do rowerów w Polsce to też wyraz postawy części klasy średniej.
Samochód to dla niej nie tylko środek transportu, ale przede wszystkim oznaka statusu i sukcesu. Stać nas i jesteśmy z tego dumni. Jeśli ktoś – jak wielkomiejska hipsteria – okazuje dystans do tej oznaki statusu, to kontrreakcją jest agresja.
W gruncie rzeczy krytyka rowerów jest skierowana zarówno w dół, w stronę zwykłych ludzi, jak i w górę, w stronę warstw zdystansowanych wobec mechanizmu wyróżniania się opartego np. o porównywanie wielkości posiadanego samochodu. Narodowe szatki są dziś tylko strojem dla ściśle klasowego konfliktu.
**Dziennik Opinii nr 7/2016 (1157)