Zaczęłam się buntować jeszcze w Katowicach, kiedy moje dzieciaki zostały zabrane do pogotowia opiekuńczego od ojca, od którego i ja uciekłam ze wstrząsem mózgu, pobita.
Zaczęłam się buntować jeszcze w Katowicach, kiedy moje dzieciaki zostały zabrane do pogotowia opiekuńczego od ojca, od którego i ja uciekłam ze wstrząsem mózgu, pobita. Napisałam wtedy do Centrum Praw Kobiet pismo z prośbą o pomoc. Zatytułowałam je „Czy postanowił już sąd?”, bo takim właśnie pytaniem witały mnie codziennie dzieci, kiedy je odwiedzałam w pogotowiu. Chodziło mi o to, że sprawca przemocy w rodzinie, alkoholik, został w naszym mieszkaniu, a ja tułałam się po ludziach. Ostatecznie nikt mi nie pomógł, a moje dzieciaki siedziały w pogotowiu jeszcze przez rok. Potem je wykradłam. Już wtedy byłam bezdomna.
Ta potworna dychotomia pomiędzy prawem, o którym jest napisane w książkach, a rzeczywistością budzi we mnie ogromny sprzeciw. Moja bezdomność była wynikiem tego, że prawo nie stało po naszej stronie. Według pani prokurator mój były mąż nie ponosił obowiązku alimentacyjnego, bo ja mu wszystko zabrałam. A przecież to zabrał komornik! Taki punkt widzenia wywołuje we mnie bunt i niezgodę.
Bezdomność niekoniecznie musi oznaczać kogoś śmierdzącego, brudnego (mówiło się w Łodzi o „łaźni dla bezdomnych” – postaraliśmy się o to, żeby inaczej to miejsce nazwać). „Bezdomny” to przecież pejoratywne określenie. Wiele osób traci dom tylko dlatego, że prawo w Polsce jest cholernie opieszałe, że działa w sposób kunktatorski, sprzyja sprawcom, a nie broni ofiar.
Sama byłam bezdomna przez siedem lat, od 1996 do 2003 roku. Nawet dowodu nie mogłam wyrobić, bo miałabym tam wpisane „bezdomna”, a to było upokarzające. Posługiwałam się więc paszportem, bo tam nie było tak idiotycznych, obraźliwych adnotacji.
Prawo do pobytu stałego mam dopiero od 2003 roku, ale nadal walczę o różne sprawy. Mieszkam na osiedlu wojskowym w Gałkówku. Cena wody zimnej to tutaj 19 zł/m3, a ciepłej – 72 zł/m3. Bardzo brakuje tu cen regulowanych. Plakaty PAH mówią, że „mała kropla wody jest torturą”, a proszę sobie wyobrazić, jaką ilość wody można zużywać, jeśli jej 1 m3 tyle kosztuje i nie ma odgórnie regulowanej ceny minimalnej! Istnieje, co prawda, możliwość wystąpienia z pozwem zbiorowym, ale nikt sie do tego nie pali. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze porażający i naruszajacy prawo energetyczne fakt, iż wspólnota mieszkaniowa zadecydowała o ponoszeniu kosztów za użytkowanie ciepłej wody również przez tych, którzy z niej nie korzystają (ustalając opłaty za nią od m2 powierzchni). Buntuję się, próbuję działać, ale wszyscy umywają ręce – sytuacja bez wyjścia, tak jak pułapka biedy w Polsce.
Jednak to właśnie z takich trudności bierze się moja aktywność. Poza tym ogromnie dużo czytam. Bardzo ważna była dla mnie lektura Ludzi bezdomnych, może dlatego, że wychowałam się w tradycji pozytywistycznej i to ona jest mi najbliższa. Praca, z której pracobiorca i pracodawca są w równym stopniu zadowoleni – oto moja idée fixe.
Trudno się mieszka na prowincji. Życie tutaj koncentruje się wokół kościoła, a to niekoniecznie jest dla mnie. Mówi się o filozofii prowincjonalnej; taka prowincja jest złym miejscem dla osób myślących. To jest miejsce dla ludzi, którzy są zmęczeni życiem, marzą o ciszy. Ale ja jestem osobą aktywną. Poza tym bardzo mi tutaj doskwiera wszechobecna nieufność. Ludzie są w stosunku do siebie podejrzliwi.
Na prowincji internet działa stosunkowo wolno, ale plotka rozchodzi się lotem błyskawicy. I właśnie dlatego internet to dla mnie okno na świat.
Kiedy okazało się, że będziemy mieć dostęp do sieci, bardzo się ucieszyłam, chociaż to kolejny wydatek. Jeszcze 5 lat temu, na kursie obsługi komputera, założyłam sobie konto e-mail. Szukam wiadomości, słucham muzyki, nie interesują mnie plotki.
Owszem, zdarza się, czasem że dopada mnie lęk i rozgoryczenie – chociaż nie, człowiek rozgoryczony nie walczy dalej, a ja ciągle jeszcze się nie poddaję. Jak wańka-wstańka.
Barbara Drabicka – inżynier urządeń sanitarnych, uczestniczka projektu „Obywatel/ka Senior/ka”.
Notowała Katarzyna Gucio i Martyna Dominiak
Tekst powstał w ramach projektu „Obywatel/ka Senior/ka”, który miał na celu aktywizację obywatelską najstarszych mieszkańców Łodzi. Uczestnicy wykładów i warsztatów pisali projekty do Budżetu Obywatelskiego, brali udział w audycjach radiowych i stworzyli list otwarty do prezydent Miasta Łodzi. Wszystko po to, by zwrócić uwagę na nieistnienie problemów dotyczących osób starszych w lokalnej sferze publicznej.
Czytaj także:
Damiana Barańska, Ja z nikim nie walczę, ja się upominam