A KRRiT może zacząć cenzurować media prywatne.
Jeśli prezesów mediów publicznych można odwołać bez uzasadnienia, to znaczy, że pełnią wyłącznie funkcję wykonawczą. Nie ma mowy o żadnej niezależności.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji traci kompetencje związane z powoływaniem władz mediów publicznych, ale ma uprawnienia kontrolne w stosunku do całego rynku mediów i niewykluczone, że po zmianach kadrowych, które nastąpią nie później niż w kwietniu, będzie można używać jej do precyzyjnego kontrolowania mediów komercyjnych. Władza może zacząć bardzo rygorystycznie egzekwować przestrzeganie zapisów koncesyjnych. KRRiT może stać się organem policyjnym w stosunku do mediów prywatnych. Wystarczy nowa, poszerzająca interpretacja ustawowego przepisu o zagrożeniu interesów kultury narodowej lub naruszaniu normy dobrego obyczaju, by nadawcę ukarać, a nawet zagrozić odebraniem koncesji.
Przeciwnicy tzw. dobrej zmiany, która następuje w zawrotnym tempie, często przestrzegają, że będziemy mieć w Warszawie Budapeszt. To prawda, że na Węgrzech istnieją poważne ograniczenia niezależności mediów, ale ustawa wprowadzona przez rząd Orbana wprost gwarantuje niezależność mediów publicznych i zapewnia udział opozycji w wyborze ich władz. W Polsce, zgodnie z nową ustawą, telewizja publiczna stanie się bezpośrednio zależna od rządu, bo minister skarbu w każdej chwili może powołać i odwołać jej władze. To bezpośrednie zarządzanie.
Telewizja Polska stanie się podporządkowana władzy bardziej niż media zarządzane przez ojca Rydzyka.
Telewizja TRWAM jest prywatną, niezależną stacją. To kwestia autonomicznej decyzji właścicieli, czyli Fundacji Lux Veritatis, że przyjęli akurat taką, a nie inną narrację. Jeśli ojciec Rydzyk uzna, że rząd mu się nie podoba, będzie go krytykował i trudno będzie go powstrzymać. Gdyby pod rządami nowej ustawy prezes telewizji publicznej zrobił to samo, zostałby odwołany w ciągu kilku godzin.
Media we wszystkich krajach europejskich, łącznie z legendarnym BBC, oskarżanym niezmiennie o przechył „lewicowo-liberalny”, mają powiązania polityczne. Żadne media nie są całkowicie odarte z sympatii i antypatii. Media publiczne mają jednak obowiązek – to cytat z ustawy – rzetelnie ukazywać całą różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą, a także sprzyjać swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli. W TVP powinno być miejsce i dla Lisa i dla Pospieszalskiego.
Dla polityków telewizja publiczna to tylko Wiadomości i publicystyka w Jedynce i Dwójce. Program Tomasza Lisa to 45 minut raz w tygodniu – na kilkaset godzin programu telewizji publicznej dziennie. Budził takie emocje, bo miał olbrzymią oglądalność. Jednak w programach TVP, które oceniają najchętniej ci, którzy się chlubią, że Telewizji Polskiej wcale nie oglądają, byli zawsze obecni politycy opozycji (można to sprawdzić w systematycznych raportach), byli tacy dziennikarze jak choćby Rafał Ziemkiewicz. Są transmisje i z manifestacji w obronie niezależności Trybunału Konstytucyjnego, i z marszu PiS, i z orszaku Trzech Króli. Na rocznicę katastrofy smoleńskiej wyświetliliśmy dwa filmy: zarówno Śmierć prezydenta produkcji National Geografic Channel, za co byłem krytykowany przez dziennikarzy prawicowych, jak i Anatomię upadku Anity Gargas, czego nie mogła mi darować m.in. „Gazeta Wyborcza” i Janina Paradowska.
Politycy PiS zapowiadają, że obecna ustawa to tylko rozwiązanie przejściowe. Obawiam się jednak, że gdy rząd będzie już media publiczne w pełni kontrolował, szybko straci zapał do rezygnowania z narzędzi tej kontroli i nowa ustawa przestanie już być pilna. Obym się mylił, ale słowa posłanki Pawłowicz, która mówi wprost, że media publiczne powinny realizować zadania określone przez partię rządzącą, sugerują, że o jakiejkolwiek niezależności nie będzie już mowy.
***
Juliusz Braun – dziennikarz i polityk, w latach 2011-2015 prezes zarządu Telewizji Polskiej
Oprac. Patrycja Wieczorkiewicz
Czytaj także:
Agnieszka Wiśniewska: Media publiczne nie są idealne, ale zaraz może nie być ich wcale
Michał Sutowski: Upartyjnienie mediów publicznych grozi ich likwidacją.
**Dziennik Opinii nr 4/2016 (1154)