Obniżenie wskaźnika recydywy to bardzo istotny cel społeczny. Kolejne kraje sięgają po prywatne pieniądze, by ten cel zrealizować. Czy to dobre rozwiązanie?
Masz szansę spłacić swój dług
Nelson Mandela spędził w więzieniu 27 lat. W autobiografii pt. Long Walk to Freedom opublikowanej w 1990 roku, cztery lata po wyjściu na wolność napisał: „Jeśli chcesz zawrzeć pokój ze swoim wrogiem, musisz z nim pracować. Wtedy staje się on twoim partnerem”.
W 1995 roku Mandela ustanowił Komisję Prawdy i Pojednania (Truth and Reconciliation Commission), przed którą swoje historie opowiadały zarówno ofiary prześladowań i tortur na tle rasowym, jak i ich byli oprawcy. Komisja zagwarantowała byłym pracownikom i urzędnikom rządu amnestię pod warunkiem, że publicznie wyznają prawdę. I choć była to decyzja kontrowersyjna – wielu twierdzi, że dzięki niej rozpoczął się trudny proces leczenia ran Republiki Południowej Afryki.
Podobna filozofia myślenia na temat winnych i pokrzywdzonych leży u podstaw funkcjonowania jednego z najbardziej skutecznych systemów penitencjarnych na świecie, który istnieje w Norwegii. O jego niezwykłej sile świadczy przede wszystkim współczynnik recydywy, który informuje, jaki procent więźniów po odbyciu wyroku wraca do więzienia. Norweska średnia to około 20%, europejska – 60%. Jedno z najbardziej skutecznych więzień na świecie, położone na norweskiej wyspie Bastoy, może pochwalić się współczynnikiem 16%, chociaż kary odbywają tu sprawcy morderstw i gwałtów.
– Norweskie więzienia istnieją nie tylko po to, by karać więźniów – przy czym karą jest po prostu pozbawienie wolności – ale także po to, aby umożliwić im powrót do społeczeństwa i spłacenie długu, jaki wobec niego zaciągnęli, popełniając zło.
Społeczeństwo bierze w ten sposób częściową odpowiedzialność za tych, którzy się z jakiegoś powodu nie dostosowali. Nie wyklucza i nie piętnuje – tłumaczy Marta Nomen, szefowa organizacji Grup 33 i współzałożycielka UpSocial z hiszpańskiej Katalonii.
Wyjście na wolność przez przedsiębiorstwo społeczne
Analogiczny do Bastoy projekt funkcjonuje w hiszpańskim Asturias. W Centro Penitenciario de Villabona, którego założycielem jest Faustino Garcia Zapico realizowany jest program Unidad Terapeutica Educativa (UTE). – Głównym założeniem tego programu jest odpowiedzialność jego uczestników za ich powrót do społeczeństwa i ewentualną resocjalizację. Nie można nikogo zmusić do tego, żeby podjął proces terapeutyczny, znalazł w sobie motywację do nauki i zmiany albo np. zrezygnował z narkotyków – tłumaczy Marta Nomen.
UTE Centro Penitenciario de Villabona jest przedsiębiorstwem społecznym, a Faustino Garcia Zapico członkiem Ashoka. Organizacja Grup 33 walczy o to, aby podobny program i filozofię resocjalizacji zaszczepić na katalońskim gruncie.
– Reforma więziennictwa to nie tylko problem społeczny i etyczny. To także kwestia finansów. Koszt utrzymania jednego więźnia w Katalonii wynosi 90 euro dziennie.
W tej chwili w katalońskich więzieniach zamkniętych jest 9900 osób, z czego tylko 637 to kobiety. Duża część więźniów to osoby w wieku 16–20 lat, pochodzące z biednych środowisk. Aż 70–80% z nich ma problem z narkotykami i trafiła do więzienia w związku z narkotykami. Współczynnik recydywy jest nieco niższy niż w całej Hiszpanii – 40% – wylicza Marta Nomen.
W oczekiwaniu na zmiany
Kataloński system więziennictwa według Grup 33 mógłby działać znacznie sprawniej, gdyby władze prowincji odważyły się na zmiany i zaufały organizacjom pozarządowym zajmującym się resocjalizacją.
– Prawo w Hiszpanii staje się coraz bardziej restrykcyjne – mówi Marta Nomen. – Ostatnio władze Unii Europejskiej zmusiły hiszpańskich legislatorów do zaakceptowania normy o maksymalnej karze pozbawienia wolności – 20 lat. Wcześniej wyroki mogły się sumować i można było skazać kogoś nawet na 100 lat więzienia. Władze Hiszpanii zareagowały ostrzeżeniami skierowanymi do społeczeństwa, w których twierdzą, że teraz ulice pełne są „bandytów”. My, zajmujący się resocjalizacją moglibyśmy spytać – jeśli to prawda – dlaczego ci ludzie ciągle są niebezpieczni? Co działo się z nimi przez te 20 lat?
Skoro przez 20 lat system penitencjarny nie zrobił nic, by przywrócić ich społeczeństwu, może ten system nie jest skuteczny?
Rozwiązanie, za jakim optuje Grup 33, to ten sam model, który sprawdził się już w Norwegii czy Asturias. Więźniowie są w nim traktowani jako część społeczeństwa, która z jakiegoś powodu nie poradziła sobie z adaptacją do społecznych norm, ale której nie trzeba z tego powodu wykluczać, tylko wprost przeciwnie – zapewnić warunki do ewentualnej zmiany i edukacji. Przy czym decyzja o zmianie należy do skazanego. Można go odizolować od ludzi, ale nie można zmusić do resocjalizacji.
Kultura więzienna to nie tylko sami więźniowie, ale także cały system, ludzie którzy z nimi pracują. Znaczenie ma nawet „zwykły” strażnik czy urzędnik.
– Urzędnicy nie lubią zmian. Nie postrzegają swojej pracy jako wyzwania, dziedziny, w której można odnieść sukces. Mają jakby poczucie, że ich jedynym zadaniem jest zamknąć i pilnować – mówi Marta Nomen.
Grup 33 jest w trakcie negocjacji z władzami Katalonii, po swojej stronie mają m.in. argumenty finansowe. Skuteczność w resocjalizacji oznacza między innymi oszczędności. Organizacja walczy jednocześnie z problemami finansowymi. Jej budżet pochodzi z grantów, indywidualnych dotacji. Sześć osób pracujących na co dzień w Grup 33 to wolontariusze, zatrudniona na stałe jest tylko Marta.
– Ważne jest to, że jesteśmy niezależni, ale przydałyby się dodatkowe źródła finansowania – mówi Marta. – Dlatego będziemy starali się we współpracy z katalońskim rządem utworzyć pierwszy tzw. social impact bond, czyli obligacje społeczne.
Inwestycja w zmianę społeczną
Wszyscy wiedzą, że zarówno profilaktyka, jak i rozwiązywanie problemów społecznych kosztuje. Tymczasem w dobie kryzysu mało który rząd ma pieniądze na to, aby inwestować w społeczeństwo. Wprost przeciwnie. Powszechnym zjawiskiem jest odbieranie dotacji i ograniczanie pomocy społecznej czy przywilejów. W Hiszpanii zamykane są np. ośrodki pomocy ofiarom przemocy na tle płci, w Anglii odbiera się zasiłki rodzinom wielodzietnym. Tymczasem problemów przybywa, a nie ubywa, a ich rozwiązywanie na bieżąco staje się kluczowe dla przyszłości.
Mówiąc obrazowo – jeśli nie powstrzyma się rosnącego ubóstwa i marginalizacji, za kilka lat świat pełen będzie przestępców, samotnych matek, ludzi uzależnionych czy zwyczajnie nie wykształconych, bez jakichkolwiek perspektyw.
W związku z tym brytyjska organizacja o nazwie Social Finance (Finanse Społeczne) stara się znaleźć i rozwijać nowe metody finansowania projektów przedsiębiorstw społecznych czy organizacji pozarządowych. Jednym z jej wynalazków są właśnie obligacje społeczne. Dzięki nim finansowany jest już między innymi program przeciwdziałania recydywie w więzieniu w brytyjskim Peterborough, na obrzeżach Londynu realizowany przez organizację One Service.
Jak przeczytać można na stronie internetowej Social Finance, w latach 1992–2010 populacja więźniów w Wielkiej Brytanii podwoiła się i dziś wynosi 85 tysięcy osób. Utrzymanie każdej z nich kosztuje rocznie około 40 tysięcy funtów. W obniżenie wskaźnika recydywy za pomocą obligacji wpływu społecznego uwierzyła także Australia oraz Stany Zjednoczone.
W USA na początku sierpnia 2012 roku firma inwestycyjna Goldman Sachs nawiązała partnerstwo z władzami Nowego Jorku realizując pierwszą w historii USA inwestycję typu social impact bond.
Goldman Sachs zainwestowało 9,6 milionów dolarów w działalność organizacji społecznej MDRC, która ma obniżyć o co najmniej 10% współczynnik recydywy młodych mężczyzn, odsiadujących wyrok na Rikers Island.
Jeśli program oferowany przez MDRC odniesie sukces, Goldman Sachs otrzyma całe 9,6 mln dolarów z powrotem od władz Nowego Jorku, które i tak wydałyby te pieniądze na utrzymanie więźniów, gdyby sytuacja się nie zmieniła. Jeśli współczynnik recydywy obniży się o więcej niż 10%, Goldman Sachs będzie mógł zarobić ponad 2 miliony dolarów. Jeśli projekt się nie powiedzie i nie uda się odpowiednio zmniejszyć liczby recydywistów – Goldman straci część swoich pieniędzy (do 2,4 miliona dolarów).
Podobne programy rozwijane będą w Massachusetts i Ohio. W USA trwa debata na temat reformy absurdalnie restrykcyjnego i wcale nie efektywnego, a wręcz szkodliwego systemu więziennictwa.
Czy na pewno prywatyzować inwestycje społeczne?
Oczywiście obligacje społeczne mają swoich krytyków. Na łamach dziennika „New York Times” wypowiedział się na ten temat m.in. Mark Rosenmas, profesor Uniwersytetu w Cincinnati. Według niego angażowanie prywatnych inwestorów i szukanie zysku w obszarach, za które odpowiedzialne jest państwo, to błąd.
Póki co jednak brytyjski One Service działa już czwarty rok i choć ciągle daleko do ewaluacji wpływu i zasadności programu, nie można zaprzeczyć, że odniósł choćby pojedyncze sukcesy. Robert Innes, lat 59, znany pod przezwiskiem Popeye był zamknięty w więzieniu 166 razy – głównie w związku z kradzieżami alkoholu, w tym 45 razy w Peterborough. Dziś mieszka już w swoim mieszkaniu i cieszy się posadą gospodarza domu. Po raz pierwszy w życiu, pod okiem pracowników One Service uczy się, jak funkcjonować w społeczeństwie, jak płacić rachunki i zapisać się do lekarza, ma dowód osobisty i pije mniej niż zwykle.
– Wierzę głęboko w to, że każdy człowiek ma ogromny potencjał. I jeśli nawzajem się wspieramy, jesteśmy ze sobą po ludzku solidarni, z każdego człowieka ten potencjał można wydobyć – mówi Faustino Garcia Zapico, współtwórca UTE Centro Penitenciario de Villabona.
Tekst ukazał się na stronie Ekonomiaspoleczna.pl