Skąd się bierze to przekonanie, że dialog społeczny nie dotyczy zwykłych ludzi?
***
Praca to największa porażka 25 lat polskiej transformacji, twierdzi Rafał Woś. Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, ale z pewnością słaby, pozorowany, a w końcu zerwany zupełnie dialog między władzą, pracodawcami i związkowcami nie pomagał. Czy może to zmienić nowa ustawa o dialogu społecznym, która właśnie powstała? Czy wystarczy ona w czasach, gdy coraz mniej z nas ma stałe etaty i jasną ścieżkę kariery zawodowej, a jeszcze mniej należy do organizacji związkowych? Na co choruje polska praca? O to pytamy w Dzienniku Opinii przedstawicieli rządu, przedsiębiorców i związkowców, których zaprosiliśmy do naszych „rozmów trójstronnych”. A wkrótce o opinię zapytamy organizacje pozarządowe.
***
Jakub Majmurek: Rząd, pracodawcy i związkowcy negocjowali do tej pory w Komisji Trójstronnej. Tymczasem jako ekspertka strony związkowej przygotowywała pani nową ustawę o dialogu społecznym, która Komisję znosi. Aż tak źle się tam działo?
Anna Grabowska, Forum Związków Zawodowych: Doszło do utraty zaufania między stronami. A zaufanie w dialogu społecznym jest podstawą.
Kto do kogo stracił zaufanie?
Przede wszystkim związki zawodowe do strony rządowej. Na przykład zmiany w Kodeksie pracy były w 2013 r. procedowane jako projekt rządowy, a równolegle pojawił się w Sejmie projekt poselski złożony przez posłów Platformy. Ze związkami nikt tak naprawdę nie chciał rozmawiać; do konsultacji ostatecznie przedstawiono nam inny, węższy projekt, niż był wcześniej ustalony w Zespole Problemowym Trójstronnej Komisji ds. Prawa Pracy i Układów Zbiorowych, znacznie dalej idący w uelastycznianiu prawa pracy. Inny przykład to negocjacje w sprawie płacy minimalnej. Na spotkania przychodził przedstawiciel resortu pracy bez upoważnienia do faktycznych negocjacji. W takich warunkach porozumienie nie było możliwe. Nie czuliśmy się traktowani poważnie. A jeśli dialog społeczny nie toczy się przy stole – co jest celem takich instytucji jak Komisja czy Rada – to pozostają negocjacje na ulicy.
I przygotowana przez związki i pracodawców reforma przywróci zaufanie?
Mamy taką nadzieję.
Co więc będzie teraz zamiast Komisji?
Rada Dialogu Społecznego. Ale zmienia się nie tylko nazwa – Rada będzie miała większe kompetencje, niż miała Komisja.
Jakie?
Przede wszystkim pośrednią inicjatywę legislacyjną. Pracodawcy i związkowcy będą mogli negocjować zmiany w prawie, a następnie przekazać uzgodnione projekty stronie rządowej do dalszych prac. Oczywiście chcielibyśmy, żeby partnerzy społeczni mieli bezpośrednią inicjatywę legislacyjną. Ale w tej chwili jest to konstytucyjnie niemożliwe.
Zależy nam, żeby wszystkie strony dialogu społecznego traktowane były równo, po partnersku, przynajmniej z punktu widzenia przepisów.
Bo oczywiście nie da się ustawowo zagwarantować partnerskich praktyk, tzw. kultury dialogu, ale nowa ustawa stwarza ku temu lepsze warunki.
I jak tego partnerstwa chcecie w ustawie bronić?
Do tej pory na czele Komisji stał przedstawiciel strony rządowej. Zdarzyło się, że przez dziewięć miesięcy nie zwoływał żadnych posiedzeń. Teraz ma być tak, że Radą naprzemiennie kierować będą pracodawcy, związki zawodowe i rząd – każda ze stron po kolei. Członkowie Rady będą mianowani nie przez szefa rządu, ale prezydenta. Może to nie do końca gwarantuje dziś niezależność, ale na pewno będzie ona większa.
Ważna jest też dla nas zmiana terminów opiniowania aktów prawnych. Chcemy dokładnie je określić, żeby nie było sytuacji, że na opinię mamy trzy, cztery dni. Konsultujemy je szeroko z naszymi członkami, w trzy dni nie da się tego zrobić. W zapisach dotyczących opiniowania budżetu udało się nam zmienić „dni kalendarzowe” na „dni robocze”…
To są bardzo szczegółowe kwestie.
Tylko pozornie. Nie rozumiem, dlaczego powszechnie panuje przekonanie, że w Komisji Trójstronnej dzieją się jakieś dziwne rzeczy, które zwykłych ludzi nie obchodzą.
Właśnie o to chciałem spytać. Jak wytłumaczy pani przeciętnemu pracownikowi, co dla niego znaczą zmiany w ustawie o dialogu społecznym?
Te zmiany umożliwią nam rzeczywiste reprezentowanie interesów pracowników. Przykład: w Komisji Trójstronnej negocjowana była płaca minimalna, której pochodną są wszelkiego rodzaju zasiłki i świadczenia społeczne. Jest różnica, czy płaca minimalna będzie na poziomie 1600 czy 1900 złotych. Ona może się wydawać niewielka, ale nie dla kogoś, kto zarabia 1600 złotych. Gdy kilka lat temu udało się wynegocjować z wicepremierem Pawlakiem podniesienie płacy minimalnej, to stało się to właśnie w Komisji. Inny przykład: dużo się ostatnio mówi o umowach na czas określony. Niedawno zmieniły się przepisy ich dotyczące – okresy wypowiedzeń, zasady oskładkowania. Dyskusja na ten temat toczyła się właśnie w Komisji, przez kilka lat.
Czy osoby na pracujące na umowach cywilnoprawnych albo wypchnięte na samozatrudnienie znajdą w Radzie swoją reprezentację?
Już są reprezentowane!
Sytuacja ludzi wypchniętych na samozatrudnienie albo pracujących na umowę o dzieło – choć na przykład wbijają nity na statku – stanowi przedmiot dyskusji w Zespole Prawa Pracy od kilku lat.
Mamy propozycje konkretnych rozwiązań, jak choćby oskładkowanie umów o dzieło, składki zdrowotne od pracujących studentów czy poszerzenie uprawnień kontrolnych inspekcji pracy. Problem z tym, że na rozmowy z nami przychodzi nie minister z pełnomocnictwami od rządu, tylko na przykład dyrektor departamentu. Taka rozmowa to strata czasu.
Czyli pracowników w Radzie będą nadal, tak jak w Komisji Trójstronnej, reprezentować tylko związki zawodowe?
Tak, trzy reprezentatywne centralne związkowe: Forum Związków Zawodowych. NSZZ „Solidarność” i OPZZ.
I nie myśleli państwo o poszerzeniu tego gremium?
Nie, bo obecne jest wystarczające. Tak to wszędzie funkcjonuje. To jest dialog społeczny, nie obywatelski. Ten drugi oczywiście może, a nawet powinien swobodnie się rozwijać, ale niezależnie. My opiniujemy ustawy, prowadzimy negocjacje społeczne. Jesteśmy otwarci na zapraszanie innych grup do dyskusji o poszczególnych sprawach, choć nasze doświadczenie pokazuje, że nie jest to łatwe. Dotąd udziałem w dyskusji, na przykład w zespole ubezpieczeń Trójstronnej Komisji, zainteresowana była zaledwie jedna organizacja – emerytów.
Nam nie chodzi o to, by wprowadzić rozhukaną demokrację, by każdy mógł przyjść na obrady i robić tłum. Chodzi o merytorycznych partnerów, z którymi można dojść do konsensusu. Takimi partnerami powinni być wyłącznie reprezentatywni przedstawiciele pracodawców i związków zawodowych.
Ale to oznacza, że osoby na śmieciówkach, które nie mogą zapisywać się do związków, de facto nie mają reprezentacji.
Nieformalnie oni już są reprezentowani. Walczymy o ich ubezpieczenia, osłony socjalne itd. Problem z reprezentacją tych osób tkwi nie w kształcie Rady, ale w tym, jak strona polska interpretuje prawo do uzwiązkowienia. Są już negatywne opinie podmiotów europejskich w tej sprawie i to się prędzej czy później będzie musiało zmienić – prawo do wstępowania do związków będzie musiało objąć wszystkich pracujących. Także samozatrudnionych. Bo kto ich dziś właściwie reprezentuje? Niestety nie organizacje pracodawców.
W głośnym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Henryka Bochniarz stwierdziła, że trzeba się pogodzić z faktem, że „etatów nie będzie”. Można to też usłyszeć od wielu pracodawców. Zjawisko prekaryzacji pracy w Polsce jest niewątpliwym faktem. Jakie narzędzia będzie miała Rada, by mu przeciwdziałać?
Może gdzieś w tzw. Trzecim Świecie jest jakiś kraj, gdzie zupełnie nie ma etatów. W cywilizowanym świecie etaty są wszędzie, różnice dotyczą tylko liczby osób zatrudnionych pozaetatowo. Myślę, że i pani prezydent Bochniarz, i inni pracodawcy zdają sobie sprawę, że każdy kij ma dwa końce. Jeśli będą masowo zatrudniać ludzi na umowy czasowe i cywilnoprawne, to zlikwidują resztki lojalności pracownika wobec pracodawcy, która – szczególnie w młodym pokoleniu – jest i tak bardzo mała. A pracodawcy sami mówią, jak wiele inwestują w swoich pracowników. Wydają pieniądze na rekrutację, szkolenia itd. Budowanie lojalności powinno być w ich interesie.
Fundacja Batorego i inne organizacje pozarządowe zarzucają wam, że ustawa o dialogu społecznym powstawała w sposób tajny, bez dostatecznych konsultacji.
Ten zarzut wynika z niezrozumienia specyfiki dialogu społecznego. Prace nad ustawą odbyły się w konstytucyjnych ramach. Inicjatywa wyszła od nas, od strony związkowej. Następnie uzgodniliśmy kształt ustawy z pracodawcami, a w końcu, związki i pracodawcy, z rządem. Parafowaliśmy porozumienie, ustawa trafi do dalszych prac. Zorganizowanie ewentualnych szerokich konsultacji to następny etap, za który odpowiada strona rządowa. Naprawdę nie wiem, jak miałoby wyglądać pisanie tej ustawy przez kilkadziesiąt różnych organizacji.
Anna Grabowska – prawniczka, ekspertka Forum Związków Zawodowych. Z ramienia strony związkowej przygotowywała projekt ustawy o dialogu społecznym, parafowany 21 marca 2015 r. przez związki, pracodawców i stronę rządową. 8 kwietnia 2015 r. została skierowana do konsultacji społecznych.
***
A co na to rząd i pracodawcy? Czytaj także:
Jacek Męcina: Nie możemy konkurować tylko niskimi kosztami pracy
Jeremi Mordasewicz: Nam wszystkim zabrakło odwagi, żeby mówić trudne rzeczy
**Dziennik Opinii nr 120/2015 (904)