Ile powinien zarabiać Jakub Błaszczykowski? Czy piłkarzy, szefów firm, prezydentów i premierów powinien obejmować limit wynagrodzeń?
– Gram tylko w piłkę nożną. Nie powinienem zarabiać więcej niż lekarz czy policjant – mówił w jednym z wywiadów Jakub Błaszczykowski pytany, dlaczego odmówił przyjęcia wyższego wynagrodzenia, przechodząc do włoskiego klubu ACF Fiorentina. No i jak on tak mógł? Czyżby nie wiedział, że wszyscy powinni się bogacić, jeśli tylko nadarza się ku temu okazja? Przez takie wybryki piłkarz tylko podważa kapitalistyczny porządek świata. Więcej pieniędzy znaczy lepiej. Jak to za wysokie wynagrodzenie? Nigdy nie jest za wysokie. Ryszard Petru i Leszek Balcerowicz powinni zwrócić się do niego oficjalnie, na piśmie, aby wybić mu takie rzeczy z głowy. Panie Jakubie, sens życia polega na gromadzeniu jak największej ilości pieniędzy! Miliarderzy i milionerzy to wzory do naśladowania. To prawdziwi kapitaliści, jakich potrzebujemy w Polsce wielu. Ich portrety powinny wisieć na ścianach we wszystkich szkołach, by inspirować dzieci oraz młodzież do coraz to większej przedsiębiorczości. Cała pierwsza setka na świecie. No, na początek może być pierwsza dziesiątka.
Ile właściwie zarabia w Polsce lekarz? Zależy to od miejscowości, jego lub jej specjalizacji, wielkości szpitala, a także od tego, czy pracuje także poza etatem. Według danych ministerstwa zdrowia, lekarz z drugim stopniem specjalizacji zarabia na etacie średnio ok. 8 tysięcy zł miesięcznie brutto. Piłkarz, który gra na poziomie Jakuba Błaszczykowskiego, to co najmniej lekarz z drugim stopniem specjalizacji. Aczkolwiek średnia oznacza także, że są lekarze, którzy zarabiają więcej. I tak, dla przykładu, chirurg w szpitalu w Krakowie może zarabiać 17400 zł miesięcznie (z dyżurami), kardiolog w Zakopanem 12800 zł, a ginekolog w Tarnowie z dodatkową prywatną praktyką nawet 32800 zł. Też miesięcznie. Dla piłkarza na pozycji pomocnika mogłoby to być więc 16 tys. zł miesięcznie brutto.
Czy to aby nie za mało? Jak tu grać w piłkę przy takich stawkach? Piłka nożna jest jak górnictwo – to ciężka praca na przodku. Kto by to robił bez odpowiednio wysokiej pensji? A wysokość wynagrodzeń powinien ustalać przecież rynek, jak uczyli nas Adam Smith, Alan Greenspan i Witold Gadomski. I jeżeli tyle miałby zarabiać Jakub Błaszczykowski, to czy oznacza to, że pozostali piłkarze również? Co na to Robert Lewandowski? Jego średnie zarobki, w przeliczeniu na miesiąc, wynosiły w ubiegłym roku 4,6 miliona zł brutto. Sam to wszystko, uczciwie zarobił. Z kontraktu i z reklam. A teraz miałby z tego wszystkiego zrezygnować?
Co by to właściwie miało dać, gdyby wprowadzić ograniczenie dotyczące wysokości zarobków dla piłkarzy?
A gdyby pójść krok dalej i wprowadzić dochód maksymalny dla wszystkich? Przyjrzyjmy się temu bliżej, już bez podśmiewania się z neoliberalnych pomysłów na gospodarkę.
1.
Pewne ograniczenia dotyczące wysokości zarobków dla niektórych sportowców istnieją już teraz. Dla przykładu w amerykańskiej lidze hokejowej NHL ustala się co roku, ile każda z drużyn może wydać na wynagrodzenia dla swoich zawodników. W sezonie 2016-2017 limit wydatków na całą drużynę wynosi 73 miliony dolarów, a na jednego zawodnika jest to maksymalnie 14,6 miliona dolarów (20 procent całej puli). To wciąż znaczna kwota, niemniej jednak jest to jakieś ograniczenie. Limity wydatków ma także liga koszykówki NBA, choć w przeciwieństwie do hokeja są tam liczne wyjątki, które pozwalają na zwiększanie wynagrodzeń. Celem takiego rozwiązania jest stworzenie drużynom bardziej równych szans, by nie wygrywali ci, którzy mają więcej pieniędzy na lepszych zawodników. Daje to także możliwość bardziej równomiernego rozłożenia wynagrodzeń w całej drużynie.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że dochody mogą być nieograniczone, a pensje mogą być dowolnej wysokości. Efektem tego jest to, że jeden człowiek może zgromadzić majątek niezwykłych rozmiarów, co będzie mu dawało nie tylko możliwość zaspokojenia swoich potrzeb materialnych, lecz także większą siłę polityczną. Według rankingu magazynu Forbes, najbogatszym człowiekiem na świecie pozostaje od kilku lat Bill Gates, z majątkiem wartości 75 miliardów dolarów (ponad 300 miliardów zł). Ile to właściwie jest?
Jeżeli przyjmiemy, że program 500 plus to wydatek na poziomie 22 miliardów zł rocznie, to Bill Gates mógłby go finansować w całości, sam jeden, dla całej Polski, przez 13 lat.
Tymczasem ludzi, którzy zgromadzili majątek o wartości kilkudziesięciu miliardów dolarów, jest znacznie więcej. Z ciekawości policzyłem, ile posiada w sumie 10 najbogatszych osób na świecie – wyszło mi, że jest to majątek o wartości 505,4 miliarda dolarów. Jest to kwota, dzięki której można zapewnić podstawowy dochód gwarantowany, dla wszystkich 38,4 miliona mieszkańców i mieszkanek Polski, w wysokości 1200 zł miesięcznie, przez trzy i pół roku.
W samej Polsce nierówności nie są aż tak duże, jak między innymi w Stanach Zjednoczonych, czy jednak nie jest coś nie tak, gdy wąska grupa ludzi może gromadzić wielomilionowy majątek, a w tym samym czasie znaczna część ludzi żyje w ubóstwie i brakuje im pieniędzy na żywność, ubrania i lekarstwa? Według danych Eurostatu, liczba osób w Polsce, które nie są w stanie zaspokoić swoich podstawowych potrzeb materialnych, sięga około trzech milionów.
Czy wprowadzenie maksymalnego dochodu mogłoby poprawić ich warunki życia? Potencjalnie tak, choć wiele zależy tu od sposobu prowadzenia polityki przez państwo w innych obszarach. Zakładając bowiem, że zwiększą się dochody do budżetu państwa i gmin mogą one zostać przeznaczone na poprawę usług publicznych lub bezpośrednie wsparcie finansowe. Dochód maksymalny pozwala także bardziej równomiernie rozłożyć wynagrodzenia w obrębie firm – jeżeli prezes zarządu nie otrzymuje 80 tysięcy zł miesięcznie, lecz powiedzmy kilkanaście tysięcy, wówczas różnicę można przekazać na podwyżki dla innych pracowników i pracownic. Jeżeli firma ma zewnętrznych właścicieli, to niekoniecznie przejmą te pieniądze sami, gdyż ich również będzie dotyczył dochód maksymalny.
Ile może on wynosić? Można go powiązać z wynagrodzeniem minimalnym i wówczas byłaby to jego wielokrotność – dochód maksymalny wynosiłby na przykład cztery, pięć razy więcej niż wynagrodzenie minimalne. Ten limit może być wyższy, powiedzmy dziesięć czy dwadzieścia razy więcej. Wszystko zależy od tego, jak duże nierówności jest w stanie zaakceptować społeczeństwo. Na dziś, zgodnie z danymi GUS, wysokość wynagrodzenia, jaką najczęściej otrzymują Polacy i Polki to 2469 zł brutto (dominanta wynagrodzeń), natomiast płaca minimalna to 1850 zł brutto. Zgodnie z zapowiedziami rządu, płaca minimalna może zostać podniesiona w przyszłym roku do 2000 zł brutto. Wówczas dochód maksymalny byłby również wyższy. Takie powiązanie dochodu maksymalnego z płacą minimalną mogłoby mieć ciekawą konsekwencję – mógłby pojawić się nacisk ze strony najlepiej zarabiających, by płacę minimalną podnosić, czyli dziś coś nie często spotykanego.
2.
Jak dochód maksymalny mógłby wyglądać w praktyce? Załóżmy, że maksymalna wysokość wynagrodzenia zostałaby ustalona przez społeczeństwo na poziomie siedem razy wyższym niż wynagrodzenie minimalne. Limit wynosiłby wówczas 12950 zł brutto. Jest to wynagrodzenie na poziomie niektórych prezydentów miast, specjalistów i menadżerów. Zgodnie z danymi GUS, miesięczne wynagrodzenie o zbliżonej wysokości – 12323,16 zł brutto – lub wyższe, otrzymuje w Polsce 2,32 procent zatrudnionych.
Od paru dni toczy się dyskusja o podwyżkach dla polityków. Jednym z argumentów na rzecz wysokich płac w ministerstwach jest to, że trudno jest znaleźć odpowiednie osoby do pracy w rządzie, gdy biznes oferuje specjalistom dużo wyższe pensje. Gdyby więc zarobki ministrów zostały ustalone na maksymalnie wysokim poziomie, problem by zniknął, ponieważ biznes oferowałby tyle samo. Czy jednak te 12950 zł brutto to nie za mało? Zawsze można podnieść płacę minimalną, na przykład do 3000 zł brutto, i wtedy górny limit wynosiłby 21000 zł, przy zachowaniu tej samej, siedmiokrotnej różnicy. Na co warto zwrócić uwagę, to że płaca minimalna na poziomie wyższym niż 3000 zł obowiązuje obecnie w Wielkiej Brytanii, w Niemczech, w Irlandii, w Holandii czy w Luksemburgu, gdzie wynosi ona ponad 8400 zł (1923 Euro). Nie byłoby to więc jakoś szczególnie dużo na tle innych państw Europy.
Dochód maksymalny powinien obejmować nie tylko wynagrodzenie podstawowe, ale także premie, darowizny czy udziały w zyskach. Aby było to skuteczne, limit powinien być określony dosyć „sztywno”, jak w amerykańskiej lidze hokeja. Przydatne będzie ponadto ustalenie ograniczeń dotyczących wielkości majątku, jaki może posiadać jedna osoba.
Wyniki wielu badań poskazują, że w społeczeństwach, w których różnice dotyczące posiadanego majątku nie są duże, żyje się lepiej – jest wyższe zadowolenie z życia, zaufanie, ludzie chorują mniej, niższa jest także przestępczość. Wynika to między innymi z tego, że duże różnice w poziomie materialnego bogactwa sprawiają, że u części osób ubogich obniża się poczucie własnej wartości, czego konsekwencją może być stres i gorsze relacje z innymi ludźmi. Wiele osób ma skłonność do porównywania się z innymi, a widząc znaczną różnicę pomiędzy swoimi dochodami a multimilionerów, którzy są przedstawiani w mediach jako ludzie sukcesu, czują się z tym źle i mogą zacząć uważać, że są gorsi. Oczywiście, część tego negatywnego efektu wynika nie tylko z samych różnic w dochodach, lecz z wartości, jakie się podkreśla w społeczeństwie konsumpcyjnym. Osoby, dla których kwestia materialnego bogactwa nie ma większego znaczenia, nie odbierają bowiem nierówności w taki sposób. Niemniej jednak wielu ludzi owszem.
Co warto tu podkreślić, to że „równość” nie oznacza tu „dokładnie tyle samo”, lecz w obrębie pewnych granic, na przykład 1:4 lub wspomniane 1:7. To i tak są spore różnice, w wysokości kilkuset procent.
Dochód maksymalny sprawia, że pęd za materialnym bogactwem ma swoje jasno określone granice. Ściganie się, kto zarobi najwięcej nie ma tu sensu. Ustala się limit dochodów i na tym koniec. Odnośnie piłkarzy jest dla mnie niepokojące, gdy słyszę, że są oni „sprzedawani” do klubów, a zachwyt wzbudza to, gdy ktoś zostanie sprzedany za więcej, jak gdyby byli towarem wystawionym na aukcji. Gdyby zostały wprowadzone limity wynagrodzeń, wówczas, być może, piłkarze mogliby po prostu przechodzić do tych klubów, które oferowałyby im lepsze warunki do grania i rozwoju. Nadrzędną motywacją do zmiany barw nie byłyby zaś pieniądze. Wydaje mi się to bliższe idei sportu niż ma to miejsce obecnie.
Intrygujące jest to, że opór przed wprowadzeniem dochodu maksymalnego może pojawiać się nie tylko wśród osób bardzo bogatych, lecz także wśród osób, których dochody są stosunkowo niewielkie. Marzenie o materialnym bogactwie może być na tyle silne, że sama myśl, że ktoś nie mógłby zarabiać milionów lub miliardów – pewnego dnia, w przyszłości – może sprawiać, że będzie to odbierane jako nadmierne ograniczenie. Tymczasem poprawą jakości życia może być już samo puszczenie tego pragnienia i wyłączenie się z wyścigu o jak największe pieniądze.
**Dziennik Opinii nr 203/2016 (1403)