Łupki, wysysanie amerykańskiego kapitału przez rynki azjatyckie i sytuacja juana będą największymi zagadkami na rynkach finansowych w 2014 roku.
Czas zająć się własnym podwórkiem, czyli tym, co może czekać rynki finansowe w 2014 roku. I nie chodzi mi o to, jak wysoko skończy rok WIG20 i gdzie będą kursy walutowe. Zawsze odmawiam typowania kursów i poziomów indeksów. Z prostego powodu – każda dłuższa prognoza obarczona jest 90-procentowym (to delikatny szacunek) prawdopodobieństwem popełnienia błędu. Faktem jest, że po roku nikt tych błędów nie pamięta, ale świadomość tego, że nie da się przewidzieć konkretnych powodów, powstrzymuje mnie przed zgadywaniem.
Czym innym są jednak oczekiwania wydarzeń czy procesów, które mogą mieć wpływ na rynki finansowe. Tutaj można zarysować trendy i najważniejsze procesy. I wielu analityków to robi. Oczywiście i tutaj nie da się (z definicji) przewidzieć „czarnego łabędzia”, czyli zdarzenia nieoczekiwanego. Termin ten upowszechnił inwestor i autor książek Nassim Nicolas Taleb, ale mało kto wie, że autorem tego określenia był żyjący w XVIII wieku szkocki filozof David Hume.
Chodziło o to, że do pewnego czasu znano tylko łabędzie białe – Hume mówił, że jeśli zna się tylko białe to nie znaczy, że nie pojawi się czarny. I rzeczywiście, odkryto też łabędzie czarne. W odniesieniu do rynków finansowych znaczy to, że jeśli przez wiele lat jakiś indeks, kurs walutowy zachowywał się zawsze w ten sam sposób, to nie znaczy, że nagle nie zmieni kierunku. A jeśli coś sprawdzało się w gospodarce przez wiele lat, nie znaczy wcale, że będzie się też sprawdzało w przyszłości. Tego przewidzieć się nie da – z góry przepraszam, jeśli coś takiego się wydarzy, a nie zostanie przeze mnie poniżej opisane.
Widzę w 2014 trzy zespoły problemów, które można opisać hasłami – tytułami. Po pierwsze, czy amerykańskie łupki doprowadzą do krachu na rynku ropy, a co za tym idzie – kryzysu w Rosji i zaostrzenia sytuacji na Bliskim Wschodzie? Po drugie, czy chińsko-japońskie reformy doprowadzą do przesunięcia kapitałów do chinocentrycznej Azji? Po trzecie, czy ożywienie gospodarcze będzie miało większy wpływ na Giełdę Papierów Wartościowych niż cięcie druku dolarów przez amerykański Fed?
Po kolei. Jak wiadomo, ropa z amerykańskich łupków płynie coraz szerszym strumieniem. Wydobycie gazu z łupków obniżyło jego cenę nawet o 90 procent (teraz około 70 procent od szczytu). Twierdzi się, że USA wyprzedzą niedługo (jeśli już nie wyprzedziły) w produkcji ropy OPEC. Co by się więc stało, gdyby ropa z rekordowego poziomu 147 dolarów za baryłkę zeszła do na przykład 45 dolarów (około 70 procent spadku i mniej więcej połowa obecnej ceny)?
W oczywisty sposób doprowadziłoby to do ograniczenia inflacji. A także przeceniło spółki sektora paliwowego, ale nie o to mi teraz chodzi. Podobno cena ropy niższa od 90 USD za baryłkę prowadzić będzie do katastrofy w Rosji. Zaszkodzi też bardzo innym państwom od produkcji ropy uzależnionym. Co należałoby zrobić, żeby ten surowiec szybko drożał, pomagając Rosji i krajom OPEC? Przydałaby się jakaś mała, zaindukowana z zewnątrz, wojenka na Bliskim Wschodzie. To błyskawicznie podniosłoby ceny baryłki. Producenci ropy bardzo by na tym zyskali, ale giełdy akcji musiałby ucierpieć.
W drugim zespole problemów mamy Japonię i Chiny. W Japonii premier Shinzo Abe rozpoczął w zeszłym roku „politykę trzech strzał” mającą na celu ożywienie gospodarki japońskiej i podniesienie tam inflacji do 2 procent. Od wielu lat Japonię trapi stagnacja i deflacja. Jedną ze „strzał” Abe jest druk jenów. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy osłabiło to jena w stosunku do dolara o 33 procent, a w stosunku do euro o blisko 15 procent. A im słabszy jen, tym bardziej konkurencyjna jest gospodarka japońska. Nic dziwnego, że w ciągu 2 miesięcy japoński indeks Nikkei zyskał 85 procent, wybijając się z ponad dwudziestoletniego kanału trendu spadkowego.
W Chinach III Plenum Komunistycznej Partii Chin w końcu zeszłego roku naszkicowało program reform gospodarczych. Partia wskazała kierunek na większą liberalizację, a w programie znajduje się też postulat stopniowego uwalniania kursu juana. Tutaj rynkowych skutków jeszcze nie ma (chiński indeks Shanghai Composite jest w 5-letnim trendzie spadkowym), ale jeśli w 2014 zapowiedzi zaczną być realizowane, to kapitał popłynie do Chin. Pod warunkiem, że wcześniej nie dojdzie tam do krachu na nadmuchanym do granic możliwości rynku nieruchomości.
Jeśli Chiny i Japonia odniosą sukces, to mogą wyssać kapitał z rynków finansowych Europy i USA.
I wreszcie temat trzeci, czyli Polska. Pisałem już o „wielkim planie”, który ma zapewnić szybki wzrost gospodarczy w Polsce mniej więcej od połowy tego roku przynajmniej do wyborów prezydenckich i parlamentarnych w 2015 roku. Wysysanie kapitału przez Azję i ograniczenie druku dolarów (już rozpoczęte w grudniu przez Bena Bernanke, obecnego szefa Fed) może podnieść rentowność obligacji USA. A co za tym idzie, także cenę kredytów, co będzie szkodziło gospodarce globalnej i może zaszkodzić polskiemu rynkowi finansowemu. Na pociechę – jeśli zagrozi to gospodarce USA, to doprowadzi do panicznej wyprzedaży na rynku akcji, a to z kolei zmusi Rezerwę Federalną do zwiększenie druku dolarów.
Jak widać z tych tylko trzech elementów zapowiada się fascynujący rok. Jestem bardzo ciekaw, czy na jego koniec będzie można powiedzieć, że rzeczywiście to były główne tematy, które wpływały na zachowanie rynków i gospodarek. Przekonamy się o tym już za 50 tygodni.