Przy obecnej zmienności panującej na rynkach i nieobliczalności polityków stawianie dokładnych prognoz o poziomach indeksów czy kursach walut obarczone jest dziewięćdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem… popełnienia błędu.
Początek roku skłania do podsumowań poprzedniego, czego zdecydowanie nie lubię, oraz do stawiania prognoz, co obarczone jest w obecnych czasach potężnej zmienności olbrzymim marginesem błędu. Jeśli mam wybierać, a na szczęście mogę, to wybiorę prognozy gospodarcze i rynkowe na 2017 rok, ale niech nikt nie liczy na to, że pojawią się liczby, w których część moich kolegów się lubuje.
Przy obecnej zmienności panującej na rynkach i nieobliczalności polityków stawianie dokładnych prognoz o poziomach indeksów czy kursach walut obarczone jest dziewięćdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem… popełnienia błędu. Inaczej mówiąc – tylko nieliczne prognozy (raczej przez przypadek) będą trafione. Dlaczego więc w ogóle stawiane są takie prognozy? Otóż dlatego, że nietrafione szybko są zapominane, a jeśli ktoś trafi, to będzie się długo tym „osiągnięciem” chwalił. Ryzyka jak widać nie ma żadnego.
czytaj także
To, co wyżej napisałem, tylko w bardzo niewielkim stopniu jest żartem. Jednak ja nie zaryzykuję (mimo tego, że ryzyko jest niewielkie) proponowania Czytelnikom konkretnych zachowań inwestycyjnych. Jest jeszcze jeden powód, dla którego tego nie zrobię. Nie ma i nie powinno być jednolitych zaleceń inwestycyjnych. Firma, w której pracuję, doskonale to rozumie.
Ludzie mają różną sytuację majątkową, rodzinną, różnią się też wiekiem oraz (co często koreluje z wiekiem) tak zwanym apetytem na ryzyko (apetyt na ryzyko = ile mogę stracić, kiedy chcę wejść w bardziej ryzykowne, ale i bardziej potencjalnie opłacalne, inwestycje). Nie ma więc żadnych powodów, żeby dawać wszystkim takie same rekomendacje. Portfel inwestycyjny powinien być skrojony pod konkretnego człowieka.
Poniżej opiszę w tuzinie punktów główne (według mnie) czynniki, które mogą wpłynąć na zachowanie się rynków finansowych i gospodarki globalnej w 2017 roku.
1. Może to wielu zdziwi, ale zdecydowanie na pierwszych miejscach mojej listy są Chiny. Bank for International Settlements (BIS), zwany bankiem banków centralnych, w roku 2016 ocenił, że w ciągu trzech lat należy oczekiwać kryzysu bankowego w Chinach. To poważne ostrzeżenie, ale pamiętać trzeba, że czekamy na kryzys w Chinach już ponad 10 lat i ciągle go nie widać…
2. Nadal Chiny, ale w nieco innym ujęciu. W końcówce 2015 i w 2016 roku Chiny broniąc rynku akcji (bezskutecznie) i juana przed nadmierną przeceną straciły ¼ swoich rezerw walutowych (z okolic 4 bilionów dolarów zeszły do 3 bilionów). MFW twierdzi, że jeśli zejdą poniżej 2,8 biliona, to będzie zapowiadało rozpoczęcie kryzysu. Kryzys w Chinach to duży problem dla gospodarki globalnej.
3. Ostatni raz Chiny – tym razem jednak w połączeniu z USA. Pisałem o tym już przynajmniej dwa razy, więc teraz krótko: jeśli Donald Trump rzeczywiście otoczy USA murem protekcjonizmu, to wda się w wojnę handlową z Chinami, a to będzie miało opłakane skutki dla globalnej gospodarki. Miejmy nadzieję, że koledzy z biznesu wybiją Trumpowi z głowy te przedwyborcze zapowiedzi. Jeśli nie wybiją lub/i zrealizują się zagrożenia z powyższych punktów, to ratunkiem dla pieniędzy byłaby ucieczka z akcji, powrót do obligacji i złota.
4. Sektor bankowy w USA. Jeśli rzeczywiście administracja Trumpa rozluźni regulacje, to w krótkim okresie (z pewnością w 2017 roku) doprowadzić może do kontynuacji hossy na Wall Street. Mniejsze regulacje to większa i bardziej ryzykowana obecność dużych banków na rynkach finansowych. W dłuższym okresie – parę lat – doprowadzi to do kolejnego potężnego kryzysu, a potem do uruchomienia tzw. helicopter money, czyli prawdziwego druku pieniędzy.
5. Sektor bankowy w Europie. Stan sektora bankowego we Włoszech jest fatalny. Ocenia się, że potrzeba ponad 50 mld euro, żeby go uratować. Rząd włoski chce zebrać 20 mld euro (zwiększając zadłużenie państwa). Jeśli we Włoszech rozpocznie się kryzys to rozprzestrzeni się na całą UE, a być może na cały świat. To prowadziłoby do rozwiązania z pkt.
6. Polityczna sytuacja w Unii Europejskiej, a co za tym idzie wycena europejskich aktywów i kurs euro (oraz polskiego złotego). Czekają nas kolejne wybory (Holandia, Francja, Niemcy i być może Włochy). Jeśli zakończą się tak, jak wybory w Austrii, czyli nie wygrają tak zwani antyeuropejscy populiści (tak zwani, bo trudno inaczej znaleźć wspólny mianownik), to będzie duży plus dla euro i europejskich akcji. Jeśli w jednym z tych krajów (być może z wyłączeniem Holandii) wygrają, to będzie początek końca Unii Europejskiej jaką znamy, więc należałoby uciekać z kapitałami z tego obszaru globu.
7. Polityka banków centralnych. Przypominam to, przed czym w 2016 roku ostrzegał BIS – obecna polityka banków centralnych (zerowe stopy główne, negatywne depozytowe, skup aktywów z rynku) jest w dłuższym okresie szkodliwa. Według BIS polityka banków centralnych zaczyna też tracić przełożenie na zachowanie rynków finansowych i gospodarek. To również może prowadzić w końcu (ale niekoniecznie w 2017 roku) do uruchomienia prawdziwego druku pieniędzy (helicopter money).
8. Właśnie helicopter money. Wątpię, żeby miało miejsce już w 2017 roku, bo zanim nastąpi powinniśmy przeżyć potężny kryzys, który zmusi banki centralne do prawdziwego druku pieniędzy. Pamiętać jednak trzeba, że ten potężny kryzys byłby okazją do taniego kupna akcji, a przed nim i w jego trakcie złota. Druk pieniędzy rozkręciłby inflację, doprowadziłby do dużego wzrostu cen surowców (przede wszystkim właśnie złota) i akcji.
9. Gospodarka polska. Stan polskiej gospodarki zależy przede wszystkim od tego, co będzie się działo poza naszym krajem, czyli od punktów 1-7. Polska nie jest oazą i jeśli pojawią się zagrożenia zewnętrzne, szczególnie te europejskie, to co prawda środki unijne zapewnią nam brak recesji, ale będziemy znowu zieloną wyspą z mikroskopijnym wzrostem.
Właśnie helicopter money. Wątpię, żeby miało miejsce już w 2017 roku…
10. Gospodarka polska po raz drugi. Słaby wzrost w 2016 roku zapewnił niską bazę pod wzrost w roku 2017, z czego wynika, że wzrost PKB o ponad trzy procent jest w 2017 roku możliwy. Rządzący wreszcie uruchomią środki unijne, co zwiększy inwestycje i pomoże rynkowi pracy. To powinno umacniać złotego i podnosić ceny polskich akcji. Przeszkodą nadal będzie utrzymująca się niepewność polityczna, co ograniczy inwestycje polskich przedsiębiorców. Wszystko to przy założeniu braku szoku zewnętrznego (patrz punkty 1-7).
11. Polska i jej budżet. Przyjęto w nim bardzo optymistyczne wskaźniki, ale ich zrealizowanie nie jest niemożliwe – również pod warunkiem niepojawienia się kryzysu zewnętrznego. Dla złotego i akcji ważne będą oceny agencji ratingowych w 2017 roku (Standard & Poor’s 21 kwietnia i 20 października, Moody’s 13 stycznia, 12 maja, 8 września; Fitch 13 stycznia, 7 lipca, 8 grudnia – warto te daty zanotować). Ratingi te mogą być dla Polski (akcje, waluty, dług) bardzo szkodliwe, jeśli agencje na przykład uznają, że budżet państwa został przyjęty w sposób wadliwy, a obecna konstrukcja Trybunału Konstytucyjnego tworzy w Polsce bałagan prawny.
12. Polska polityka. Niepokoić może to, że w Polsce zarówno rządzący, jak i opozycja, okopali się na swoich pozycjach. Pozostaje czekać, kiedy rynki się tym zaniepokoją. Dopóki jakiegoś sensownego porozumienie nie będzie, to w każdej chwili można oczekiwać zniecierpliwienia inwestorów i początku wyprzedaży akcji i złotego. Magia końca roku, która często pomaga obozowi byków na rynkach finansowych, już przestała działać…
Na koniec życzę Państwu, żeby żadne z zagrożeń się w 2017 roku nie pojawiło, a wszystkie pozytywy zwiększyły zasobność Państwa kieszeni.