Poruszę w tym tekście temat stary, ale jednak ciągle interesujący. Jak mierzyć zmiany zachodzące na obszarze państw, grupy państw czy na całym globie? Specjalnie w tym zdaniu starałem się pominąć sformułowanie „wzrost gospodarczy”, bo przecież nie tylko o wzrost chodzi. Chodzi zarówno o to, jak ten wzrost jest dzielony, jak też o czynniki, których wymierzyć się nie da, a które potężnie wpływają na stan zadowolenia społeczeństwa.
Znane są krytyczne oceny pomiaru wzrostu gospodarczego. Jest nim powszechnie stosowany PKB (Produkt Krajowy Brutto), czyli miernik opisujący wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych w danym kraju (na danym obszarze czy globalnie) w określonym czasie. Na wartość PKB wpływają różne czynniki. Na przykład kształtowanie się eksportu i importu. Tylko dzięki temu składnikowi (tzw. eksport netto) Polska odnotował wzrost PKB w czwartym kwartale.
Można przeprowadzić ćwiczenie umysłowe: co by się stało, gdyby eksport spadł o 25 procent, a import o 60 procent? No cóż, bilans handlu zagranicznego byłby jeszcze lepszy, a wkład tego czynnika we wzrost PKB byłby większy. A przecież byłaby to tragedia zarówno dla zatrudnionych w firmach związanych z handlem zagranicznym, jak i dla budżetu (mniejsze podatki). PKB wzrośnie też, jeśli wzrosną zapasy. Pozostaje jednak pytanie: dlaczego zapasy rosną? Czy dlatego, że firmy wierzą w ożywienie i zapasy zwiększają, czy dlatego, że spada popyt?
Oczywiście, PKB ma mnóstwo innych, ogólnie znanych wad. Na przykład zanieczyszczenie środowiska w przyszłości zwiększy PKB, bo przecież trzeba będzie je usunąć. Dlatego też od dziesiątków lat ekonomiści szukają wskaźnika, który zdecydowanie lepiej opisywałby to, co dzieje się w danym państwie. Takimi wskaźnikami są Wskaźnik Rozwoju Społecznego (Human Development Index) stosowany przez ONZ czy Wskaźnik Rzeczywistego Rozwoju (Genuine Progress Indicator). Zdecydowanie lepiej opisują one sytuację, ale są trudniejsze do wyliczenia i mają jeszcze jedną wadę: nie podobają się wyznawcom neoliberalizmu.
W 2008 roku Nicolas Sarkozy (wtedy prezydent Francji) powołał komisję pod przewodnictwem Josepha Stiglitz, laureata nagrody Nobla, której zadaniem było ocena wskaźnika, jakim jest PKB, i ewentualnie propozycje jego zastąpienia. Członkami komisji było pięciu noblistów (oprócz samego Stiglitza byli to: Amartya Sen, Kenneth Arrow, Daniel Kahneman i James Heckman). Oczywiście nic z tej inicjatywy nie wynikło, bo krytyka ze strony głównego nurtu była zbyt potężna.
W Polsce, w raju neoklasycznej ekonomii, o krytykę było bardzo łatwo. Najmocniej uderzał profesor Leszek Balcerowicz stwierdzając, że takiego wskaźnika (lepszego niż PKB) „po prostu nie ma” (cytat za PAP). I dalej: „Myślę, że deklaracja prezydenta Sarkozyego jest ruchem politycznym pod publikę. Ma odwrócić uwagę od realnych problemów, od tego, że wzrost gospodarczy mierzony PKB jest we Francji niski”. Wiemy, że postępu zatrzymać się nie da, że informatyzacja i komputeryzacja dają coraz potężniejsze narzędzia, które mogą być wykorzystane przez statystyków. Tymczasem ważna dla polskiej ekonomii postać mówi, że innego wskaźnika nie ma…
Wiemy też, że założenie, iż PKB jest „silnie związany z pozytywnymi zjawiskami, przede wszystkim z redukcją biedy” (też podobno twierdzenie profesora Balcerowicza) nie do końca jest prawdą, bo to nie tylko wzrost PKB redukuje biedę, a przede wszystkim sposób jego podziału. Bardzo zachęcam do poświęcenia sześciu minut na obejrzenie i wysłuchanie tego, co autor pokazuje w poniższej infografice.
Tematem jest podział bogactwa (majątku, dochodów) w USA. Wszyscy wiemy, że jest to podział bardzo nierówny. Można też przecież spojrzeć na to, jak wygląda w USA i w innych krajach współczynnik Giniego, którym mierzy się rozwarstwienie. Teoretycznie wiemy wszystko, ale jeśli ktoś poświęci te sześć minut to z całą pewnością będzie lekko zszokowany. Dlaczego warto na to spojrzeć? Otóż dlatego, że cały świat od 30 lat idzie drogą wskazaną przez USA. To, że dotycząca nas infografika byłaby mniej szokująca, nie znaczy, że niedługo szokować nie będzie.
Jak widać, w Polsce jeszcze długo pomysł innego niż PKB pomiaru postępu gospodarczego i społecznego się nie przebije. Środowiska sceptyczne wobec takich propozycji są po prostu zbyt potężne. Ale nic nie trwa wiecznie – za parę lat, po kolejnym, niszczącym kryzysie, zmieni się cały system finansów globalnych, a za nim podąży nauka, która z pewnością zdefiniuje nowy miernik tak, żeby odczucia ludzi pokrywały się z jego zmianami