Piotr Kuczyński

Ożywienie na sterydach

Premier z ogniem w oczach oświadcza, że ci, którzy mówili o wejściu polskiej gospodarki w recesję bądź stagnację, nie mieli racji. Niestety, to on się myli.

Premier Donald Tusk ma chyba do Krynicy pecha. Już drugi raz w ciągu ostatnich pięciu lat właśnie w Krynicy stawia prognozy dotyczące tematów ekonomiczno-gospodarczych. Tym razem premier ogłosił koniec kryzysu i może (podobnie jak w sprawie wejścia do strefy euro) znowu się pomylić. Owszem, dane makroekonomiczne sygnalizują, że ożywienie gospodarcze pojawiło się zarówno w USA, jak i w Chinach, Japonii oraz w Europie. Nasze dane makroekonomiczne też są coraz lepsze.

Pamiętać jednak trzeba, że jest to ożywienie na sterydach, którymi są świeżo drukowane pieniądze. Od dawna ostrzegam, że prawdziwa diabelska alternatywa czeka banki centralne właśnie wtedy, kiedy pojawi się ożywienie gospodarcze. Będą musiały zadecydować, kiedy i w jakim tempie zacząć wycofywać środki, którymi pobudzały gospodarki. Jeśli zrobią to za szybko, to doprowadzą do recesji, jeśli za wolno, to do dużej inflacji. Bardzo mało prawdopodobne jest to, że uda się im precyzyjne dostrojenie, które pozwoli na szybki wzrost bez wysokiej inflacji.

Niedawno, 18 września, decyzję o zmniejszeniu skali druku dolarów (skupu aktywów) miał podjąć amerykański Komitet Otwartego rynku (FOMC). Ben Bernanke, szef Fed i jego koledzy nie zdecydowali się na dokonanie cięcia, którego oczekiwały rynki finansowe. Ewidentnie ze strachu, że to zaszkodzi gospodarce USA. Niedawno bardzo przestrzegała przed pośpiechem w redukowaniu druku na przykład Christine Lagarde, szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Joseph E. Stiglitz, laureat ekonomicznej Nagrody Nobla, ostrzega, że jesteśmy dopiero w połowie kryzysu (i ja się z nim zgadzam). 

A jednak premier z ogniem w oczach i mocnym głosem oświadcza, że ci, którzy mówili o wejściu polskiej gospodarki w recesję bądź stagnację, nie mieli racji. Niestety, w tej sprawie to premier racji nie ma.

Dla Polski ostatnio odnotowane wzrost PKB (0,5 i 0,8 proc.) to przecież klasyczna stagnacja. To nawet dla bardzo rozwiniętych krajów nie jest wystarczający wzrost, a co dopiero, jeśli jest się tak jak Polska krajem rozwijającym się.

Donald Tusk zapewne ma rację, mówiąc, że w drugiej połowie roku PKB może wzrosnąć o 2 procent, a w pierwszym przyszłego roku o 3 procent. Tyle tylko, że w słowach Donalda Tuska słychach było tryumfalne nuty, a przecież takie ożywienie, tak jak wyżej napisałem, jest dla Polski stanowczo za małe. Wiemy przecież, że polska gospodarka musi się rozwijać w tempie ponad cztery procent rocznie, żeby wyraźnie poprawiała się sytuacja na rynku pracy i żeby Polacy lepiej zarabiali. Rozumiem premiera, że chce społeczeństwo zarazić optymizmem – tak trzeba. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że czeka nas dosyć ślamazarny rozwój.

Myślę, że rozumiem, jakie są oczekiwania i nadzieje rządu. Pełny rozwój Polskich Inwestycji Rozwojowych (PIR), o którym to programie wspierania gospodarki kwotą 40 miliardów złotych mówił w swoim tzw. drugim expose premier, będzie miał miejsce w 2014 roku. Rozwój tego programu bardzo się ślimaczy. Od dawna nie przestawało mnie to dziwić, bo przecież mocne uderzenie kapitału już w tym roku pomogłoby gospodarce.

Pewnie jednak nie o to chodzi. W końcu upływającego roku PIR ma powiedzieć, na co przeznaczy fundusze. W 2014 angażować będzie coraz większe środki na różnego rodzaju programy inwestycyjne, które będą wymagały zatrudnienia dużej liczby ludzi. To będzie pierwsze uderzenie. Od połowy 2014 gospodarce pomagać już będą środki unijne z nowej perspektywy na lata 2014-2020. Z tego wynika, że gospodarka będzie w pełnym rozkwicie na rok przed wyborami. Piękny plan, który tylko zewnętrzne wydarzenia mogą zaburzyć.

Nie będzie też przecież w najbliższych latach problemu zadłużenia, bo drugi próg ostrożnościowy jest zawieszony. Pomoże budżetowi też to, że ZUS będzie wypłacał emerytury z OFE i to, że będzie obowiązywał „suwak” (od 10 lat przed emeryturą cząstkowe przechodzenie funduszy z OFE na rachunki w ZUS). W wywiadzie dla „Pulsu Biznesu” przeczytałem też, że nowa reguła wydatkowa zmodyfikuje progi ostrożnościowe, ale zewnętrzny (poza tą regułą) próg w wysokości 55 procent (i oczywiście konstytucyjny limit 60 procent zadłużenia w stosunku do PKB) będzie nadal obowiązywał.

Wydaje się więc, że połączenie zmian w OFE z pełnym rozkwitem Polskich Inwestycji Rozwojowych oraz z wykorzystaniem środków unijnych jest planem rządu, który zdecydowanie poprawi nastroje Polaków w 2015 roku – roku wyborczym. Nie mam nic przeciwko temu – wręcz odwrotnie, bardzo się cieszę, że tak to ma wyglądać. W dalszym ciągu nie wiem jednak, co Polska będzie robiła po 2020 roku, kiedy już środków unijnych nie będzie. Brak mi wielkiego planu dla Polski.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij