Zajmę się, niestety, znowu problemami wynikającymi z kłopotów Cypru. Nie jest bowiem prawdą, że sprawa została załatwiona, problem rozwiązany i żadnych skutków ubocznych nie będzie. Tak mogą mówić tylko ludzie niezorientowani albo tacy, którzy wolą nie wywoływać wilka z lasu.
Dla porządku przypomnijmy sobie, co zostało ustalone w sprawie Cypru. Zawarte między Eurogrupą i Cyprem porozumienie przewiduje likwidację Laiki Bank, jednego z największych banków Cypru (stracą udziałowcy i właściciele depozytów większych od 100 tys. euro). Poza tym Cypr ma przeprowadzić restrukturyzację sektora bankowego, konsolidację finansów, reformy strukturalne i prywatyzację. Nie będzie w sektorze bankowym ogólnego podatku od depozytów, ale udziałowcy i właściciele depozytów w Bank of Cyprus większych od 100 tys. euro też muszą liczyć się ze stratami.
Poza tym parlament cypryjski przyjął wcześniej szereg ustaw. Między innymi udzielono rządowi zezwolenia na kontrolowanie przepływów kapitałowych. To ostatnie jest konieczne, bo bez kontroli kapitału banki cypryjskie upadłyby w dniu wznowienia działalności. Według mnie ta kontrola nie zniknie przez wiele lat. Jak tylko zostanie zdjęta, to banki upadną.
I to jest właśnie potężny problem. Ostatnio czytam wiele komentarzy ludzi (wielu z nich bardzo poważam), którzy twierdzą, że opodatkowanie depozytów byłoby dobrym krokiem dla opanowania kryzysu zadłużenia w Unii Europejskiej, a może i na całym globie. Część z tych opinii głoszą ludzie, którzy zawodowo nie zajmują się ekonomią. Im można wybaczyć. Część jednak (ekonomiści) świadomie igra z ogniem.
W zasadzie zwolennicy opodatkowania depozytów posługują się dwoma argumentami. Jeden, specyficzny dla Cypru, to ten o praniu pieniędzy. Przypominam: tylko 1/4 depozytów na Cyprze to depozyty rosyjskie (37 procent zagraniczne). Blisko 2/3 depozytów posiadają Cypryjczycy. Bywały w niedalekiej historii rządy, które stosowały odpowiedzialność zbiorową. Mamy naśladować takie niechlubne przykłady? Zupełnie inaczej wyglądałaby sytuacja, gdyby udowodniono, że jakiś depozyt powstał w wyniku prania pieniędzy. Wtedy konfiskata byłaby całkowicie uzasadniona
Są też ludzie, którzy mówią o sprawiedliwości zgodnie z hasłem „za kryzys niech płacą bogaci”. Popieram tę tezę, ale nie popieram rozwiązania, czyli opodatkowania depozytów. Rozważmy prosty przykład. Przed decyzją o opodatkowaniu oszczędności dwie osoby posiadają po 1 milion złotych. Jedna nic nie zrobiła, a druga kupiła akcje, obligacje lub jednostki funduszu inwestycyjnego. Po podjęciu decyzji o opodatkowaniu depozytów osoba posiadająca depozyt straci, bo depozyt zostanie opodatkowany. Osoba, która dzień wcześniej zainwestowała, wyjdzie z tego cało. Sprawiedliwe? Nie bardzo.
Jeszcze jeden przykład. Ciułacz po 60 latach zebrał ponad 100 tysięcy euro (całkiem realne), które trzyma na lokacie. Jego stan posiadania to mieszkanie i samochód, a może i działka – wszystko warte na przykład 250 tysięcy euro. Ma obok bardzo bogatego człowieka, którego majątek liczy się w milionach. Człowiek ten nie ma depozytów na Cyprze – wszystko inwestuje w inny sposób. Po nałożeniu podatku na depozyty ciułacz zapłaci za ratowanie kraju, a bogacz będzie się z niego śmiał. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Dużo bardziej niebezpieczne są jednak opinie mówiące o tym, że za pomocą opodatkowania depozytów można zlikwidować zadłużenie państw. Proszę mi wierzyć – czytam ich coraz więcej. Głoszą je ludzie siedzący w swoich wieżach z kości słoniowej i kompletnie nierozumiejący tego, jaki takie opinie mogą odnieść skutek. Warto sobie to uświadomić.
Ochrona depozytów jest w interesie całego społeczeństwa. Jeśli bank bankrutuje, to ochrona depozytów do 100 tys. euro chroni ludzi, nie bank. Jeśli zaś państwo postanowiłoby opodatkować wszystkie depozyty, to skutkiem tego ruchu byłby run na banki i upadek sektora bankowego. Każdy, kto rozumie, na jakiej zasadzie działa bank, wie, że podważenie zaufania musiałoby się tak skończyć. Mało tego, opodatkowanie sektora lub tylko próba opodatkowania (tak jak miało to miejsce na Cyprze) może wystraszyć ludzi w innych krajach.
Przypatrujmy się teraz pilnie Słowenii, która też ma potężne problemy. Jeśli tam ludzie staną w kolejkach przed bankomatami, to banki będą musiały zamknąć drzwi. Gdyby tak się stało, to następne będą Grecja i Hiszpania, a potem paniki nie da się już opanować. Im więcej będzie wezwań do opodatkowania depozytów, tym niebezpieczeństwo załamania sektora bankowego będzie większe.
Załamanie tego sektora zmiotłoby banki, ale zapłaciliby za to wszyscy ludzie, całe społeczeństwa. Bez sprawnego, obdarzonego zaufaniem, sektora bankowego nie da się obecnie prowadzić interesów. Współczesna gospodarka tak bardzo uzależniona jest od banków i kredytów (niestety zresztą), że za załamanie systemu zapłacilibyśmy długimi latami potwornej recesji i utratą olbrzymiej większości oszczędności. W obecnym stanie rzeczy (czy nam się to podoba, czy nie) podważenie zaufania do sektora finansowego skutkujące runem na banki będzie końcem nie tylko demokracji, ale i być może naszej cywilizacji.