Piotr Kuczyński

Młodzi Polacy zawsze pierwszą ofiarą kryzysów

Sytuacja młodych ludzi na rynku pracy jest wszędzie trudna.

W czwartek 24 kwietnia GUS poinformował, że bezrobocie w marcu spadło w Polsce z 13,9 do 13,5 procent. Z tego spadku oczywiście bardzo ucieszył się rząd i media, ale chyba niespecjalnie cieszyli się Polacy, bo przecież bezrobocie jest nadal olbrzymie. Można dyskutować, czy liczone jest w Polsce właściwie i ilu „bezrobotnych” pracuje w szarej strefie, ale nie ulega wątpliwości, że mamy problem. 

Nie tak duży, jak w Hiszpanii czy w Grecji, gdzie bezrobocie przekracza 25 procent, ale to oczywiste, że z rynkiem pracy w Polsce jest kiepsko. Szczególnie źle wygląda sytuacja wśród młodych ludzi. Wśród tych poniżej 25 roku życia 27 procent jest bez pracy. To znowu nie tak źle, jak w Hiszpanii czy w Grecji, gdzie bezrobocie wśród młodych przekracza 50 procent, ale to nie znaczy, że mamy się z uciechą poklepywać po plecach. 

Jeśli chodzi o rynek pracy, to sytuacja ludzi młodych wszędzie jest trudna. Niedawno robiłem prezentację, w której skorzystałem z graficznego przedstawienia przez Eurostat stopy bezrobocia ludzi powyżej i poniżej 25 lat. Mapy na pozór się nie różniły – w osiemdziesięciu procentach kolory poszczególnych państw były takie same. W czym była różnica? W legendzie: kolory na mapie „więcej niż 25 lat” oznaczały stopę bezrobocia o połowę niższą niż na mapie „mniej niż 25 lat”. 

Nic dziwnego, że skrobiemy się w głowę, zastanawiając nad odpowiedzią na pytanie: dlaczego jeszcze nie ma rewolucji?

Pisałem już na ten temat wielokrotnie, wymieniałem poglądy z wieloma ludźmi i do niczego sensownego nie doszliśmy. Po części być może ten spokój młodych ludzi wynika z tego, że pracownicy z „nowej Unii”, czyli z krajów Europy Centralnej i Wschodniej, znaleźli pracę w krajach starej Unii. 

Niedawno czytałem w „Pulsie Biznesu” (Polska zarobiła na euroemigracji Jacka Kowalczyka) omówienie badania CEED Institute, z którego wynikało, że w końcu 2012 roku już 5,6 miliona obywateli z krajów Europy Centralnej i Wschodniej mieszkało na stałe w „starej Unii”. Przez niespełna dziesięć lat liczba emigrantów wzrosła o 4 miliony. Wytłumaczenie dobre dla Polski i innych krajów regionu, ale kompletnie nieadekwatne w odniesieniu do Hiszpanii i Grecji. Wystarczy sobie wyobrazić, co by się w Polsce działo, gdyby ci wszyscy ludzie szukali tutaj pracy. Jak wyglądałaby wtedy stopa bezrobocia (mogłaby uderzyć w 20 procent) i płaca dla najmniej zarabiających (przewaga pracodawców byłaby jeszcze większa)? 

Czyli emigracja to tylko plusy? Oczywiście nie. Niedawno przedstawiony został w Sejmie raport Komitetu Badań nad Migracjami PAN, w którym znalazły się bardzo niepokojące tezy. Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy emigracja szkodzi Polsce, to po lekturze wyników badań Komitetu musiał te wątpliwości ugruntować. Mówi się tam o „depopulacji” w niektórych regionach Polski, która „powoduje znaczące zaburzenia w rozwoju społeczno-gospodarczym i rzutuje na przyszły rozwój tych regionów”. Wspomina się o tym, że emigracja oznacza ubytek urodzeń sięgający kilkudziesięciu tysięcy osób rocznie, a proces starzenia się Polski będzie z tego powodu przyśpieszał. Interesujące też jest to, że „transfer dochodów emigrantów jedynie w skromny sposób wpływa na rozwój Polski. Pieniądze wydawane są na konsumpcję, co zasila budżet (przez VAT), ale negatywnie wpływa na budżety samorządów (nie ma wpływów z tytułu podatków PIT i CIT)”.

Wróćmy jednak do początku tekstu, czyli do stopy bezrobocia. Wszystko zapowiada, że będzie ona w tym roku spadała (prawie wszystko, ale o tym na końcu tekstu), bo polska gospodarka będzie się szybko rozpędzała. Przypominam, że są przynajmniej cztery powody, dla których polska gospodarka powinna zacząć szybko rosnąć. Nie będę ich tutaj omawiał, bo robiłem już to wielokrotnie w innych tekstach, ale krótko je przypomnę. 

Po pierwsze, szybciej będzie się rozwijała strefa euro, co już widać w danych makroekonomicznych. Po drugie, zaczną w Polsce pracować środki unijne z perspektywy 2014–2020. Zakładam, że zobaczymy ich działanie już w drugiej połowie 2014 roku. Po trzecie, Polskie Inwestycje Rozwojowe (PIR) razem z Bankiem Gospodarstwa Krajowego wstrzykną w polską gospodarkę 40 miliardów złotych. Po czwarte, rząd przed wyborami będzie chętniej finansował z budżetu państwa inwestycje.

Do wyborów parlamentarnych w Polsce gospodarka powinna kwitnąć, a stopa bezrobocia powinna spaść w okolice 11 procent. 

Te 11 procent to nie jest wielkie osiągnięcie. Rynku pracownika (w odróżnieniu od obecnego rynku pracodawcy) z tego nie będzie, ale jednak kilkaset tysięcy ludzi znalazłoby pracę. Jest jednak problem, który może doprowadzić do tego, że nawet te skromne cele nie zostaną zrealizowane. Tym problemem jest geopolityka, czyli problem ukraiński. Jeśli Rosja wejdzie na Ukrainę, to rozpęta się wojna gospodarcza, której pierwszą ofiarą będzie rynek pracy. A na tym rynku pierwszą ofiarą będą młodzi…

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński
Analityk rynku finansowego
Analityk rynku finansowego, główny analityk firmy Xelion. Współautor, razem z Adamem Cymerem, wydanej nakładem Krytyki Politycznej książki "Dość gry pozorów. Młodzi macie głos(y)". Felietonista Krytyki Politycznej.
Zamknij