Mam nadzieję, że przynajmniej jedna ze stron wywiadu Żakowskiego z Masłowską, a najlepiej obie, mrugała do czytelnika okiem.
Wchodzę na nie swoje podwórko. Ostrzeżenie na samym początku jest konieczne, bo czytelnik może spodziewać się tekstu, w którym zajmował się będę gospodarką lub rynkami finansowymi. W ostateczności geopolityką, która ma w tym roku spory wpływ na rynki i na szczęście (na razie) niewielki na nasze życie.
Na razie, bo ten rok rozpoczyna nową epokę w relacjach Rosja – reszta świata, a to może niedługo dużo zmienić. Wystarczy, żeby USA i UE zastosowały poważne sankcje gospodarcze, co w odwecie wywoła reakcję rosyjską wycelowaną w niektóre państwa europejskie. Wśród nich z pewnością będzie Polska. Wystarczyłoby embargo na import z Polski, żeby PKB w tym roku zmniejszył się o około dwa punkty procentowe.
Nic dziwnego, że ostatnio zwiększa się poparcie dla PSL i Nowej Prawicy, które zdają się najbardziej brać pod uwagę interesy polskich obywateli. Krótkoterminowe interesy, bo jeśli chodzi o długoterminowe, to można długo dyskutować, czy dla Polski bardziej korzystne byłoby podejście, które prezentują Węgry, czy to prezentowane przez nasz główny nurt polityczno-medialny. W każdym razie z głosu taksówkarzy, z którymi czasem jeżdżę wynika, że główny nurt rozmija się z nastrojami. To jest już jednak czysta polityka, w która wchodzić (publicznie, bo swoje stanowisko mam), nie będę.
Wejdę za to odważnie (zdając sobie sprawę z tego, że spadnie na mnie lawina krytyki) na podwórko literatury. Już zresztą kiedyś wszedłem („Gazeta Wyborcza”, „Magazyn Świąteczny” z 30 marca br.) – napisałem tekst o wynagradzaniu pisarzy. Chodziło oczywiście o znaną sprawę pisarki Kai Malanowskiej, która w internecie dała wyraz swojemu rozczarowaniu wynagrodzeniem otrzymanym za swoją powieść (Patrz na mnie, Klaro). Wtedy jednak nawiązywałem wyraźnie do spraw zawodowo mi bliskich. Teraz wchodzę (na krótko) na obcy teren.
Zmusił mnie do tego wywiad redaktora Jacka Żakowskiego z pisarką Dorotą Masłowską („Polityka” z 9 kwietnia). Bardzo często zdarza mi się podzielać poglądy redaktora Żakowskiego, którego teksty zawsze z uwagą czytam. Tym razem nie wiedziałem, jak zareagować. Mam nadzieję, że przynajmniej jedna ze stron wywiadu, a najlepiej obie, mrugała do czytelnika okiem.
Może była to po prostu prowokacja. Jeśli tak, to się w moim przypadku udała.
Zanim napiszę, o co mi chodzi, spróbuję się literacko spozycjonować. Czytam około pięćdziesięciu książek rocznie, więc mogę się określić mianem w miarę wyrobionego czytelnika. Nie na tyle wyrobionego jednak, żeby pokonać Ulissesa Jamesa Joyce’a. Po raz pierwszy podszedłem do niego, mając dziewiętnaście lat. Wtedy w każdym domu uważającym się za inteligencki ta pozycja musiała się pojawić, więc i moja matka książkę kupiła. Tak, były takie czasy pozytywnego snobowania się na czytanie książek. Poddałem się dosyć szybko. Po czterdziestu latach podszedłem to tego zadania ponownie – kupiłem Ulissesa. I znowu przegrałem.
Dla jasności – nie chodzi o to, że książka jest opasła. Slow reading (nawiązanie do slow food) to jest to, co lubię. Nie miałem problemu z Życiem instrukcją obsługi Georges’a Pereca, czy z Twoją twarzą jutro (trylogia Javiera Mariasa), jak również z przerażającą książką Jonathana Littella Łaskawe. Pokonała mnie jednak E.L. James ze swoimi Piećdziesięcioma twarzami Greya. Podczas urlopu przeczytałem wszystko, co ze sobą zabrałem, i w odruchu rozpaczy sięgnąłem do tej ksiązki zostawionej przez innego urlopowicza. Odpadłem po stu stronach.
Szybko zrezygnowałem też z czytania Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało czerwoną Doroty Masłowskiej. Jak widać, ulokowałem tę pozycję gdzieś między Ulissesem a Pięćdziesięcioma twarzami Greya. Bardzo szerokie spektrum – w każdym razie nie dla mnie. Jak widać po tym krótkim przedstawieniu się w roli czytelnika, do wywiadu Żakowskiego z Masłowską podszedłem z pewnym, zaszytym w rozumie, uprzedzeniem. Najpewniej dlatego to, co napisałem poniżej, będzie zjadliwe i niesprawiedliwe.
W tym wywiadzie co druga odpowiedź to miniwstrząs.
Pani Masłowska jest „trochę wyabstrahowanym społecznie” – hm… a mnie się wydawało, że pisarz nie może być „wyabstrahowany”. Już po następnej odpowiedzi odetchnąłem z ulgą (przez chwilę). Pisarka mówi o mentalności społeczeństwa, o kompleksach, które „nas zżerają od środka”. I tutaj musiałem dojść do wniosku, że rozmówczyni redaktora Żakowskiego jest „wyabstrahowana”. Ja jestem starszym panem, ale młodzi Polacy mają kompleksy, które ich „zżerają”? Nie dostrzegłem ich. Polacy dawno wyzbyli się poczucia niższości.
Potem w przekonaniu o „wyabstrahowaniu” pani Masłowskiej się utwierdziłem. Dowiedziałem się, że Anja Rubik (modelka) „jest dla Polaków uosobieniem sukcesu ostatecznego”. Doskonale zarabiająca modelka uosobieniem ostatecznego sukcesu? Nie reżyserzy, operatorzy dźwięku, naukowcy, pisarze, w ostateczności sportowcy, a modelka? Może żyję na innej planecie, albo nie jestem Polakiem, bo dla mnie Anja Rubik nie jest tym „uosobieniem”. Dowiedziałem się też, że pisarka czyta wywiady z modelkami, żeby „wiedzieć, co się dzieje”. Dla mnie to byłoby ostatnie miejsce, w którym szukałbym informacji o społeczeństwie i jego problemach, jak również o świecie. Ale prawda, zapomniałem, że Masłowska jest „wyabstrahowana”.
Potem nieco się uspokoiłem, bo w odpowiedziach można było znaleźć sporo racji. Rzeczywiście Polacy mają trudność z zaakceptowaniem inności, a nasz internet jest dzikimi polami nienawiści do wszystkiego. Z tego uspokojenie wyrwał mnie redaktor Żakowski, mówiąc, że „jest ważne, co taka ikona pokolenia wolnej Polski myśli o swoim otoczeniu”. Mam nadzieję, że to było właśnie mrugnięcie okiem, o którym wyżej napisałem.
Bo co, jeśli redaktor ma rację i to jest właśnie taka ikona? Co by to o tym pokoleniu mówiło?
Pokoleniu szukającym prawdy o tym, „co się dzieje”, u modelek? Brrr… Wolę o tym nie myśleć. Ikona, która boi się zarówno Kaczyńskiego, jak i Tuska (sic!) i „nie głosuje, ale się tego wstydzi”. Ja bym się wstydził to powiedzieć. Można przecież głosować i skreślić wszystkich, oddając głos nieważny, ale wyrażając swoje przekonanie i nie „abstrahując się” od społeczeństwa. Nawiasem mówiąc pani Masłowska chyba dawno polityka nie widziała, skoro mówi o nich jako o „mężczyznach z wąsami w garniturach o za długich rękawach”. To jakiś obraz polityka z PRL-u? Uleczyć nas ma pokolenie „urodzonych w latach 80. i 90.”. Nie mam nic przeciwko temu, doskonale, ale jak się to ma do wyrażanego wcześniej w wywiadzie przekonania z zakompleksieniu Polaków?
Dowiadujemy się jeszcze, że „to biologicznie nie może długo potrwać”, że „planeta umiera”, a pisarka nie wie, czy „wszyscy umrzemy” za „50 lat czy 100, czy 150”. W końcu dowiadujemy się też, że Masłowska ma „nadzieję, że to, co robi, daje przynajmniej części ludzi jakąś mentalną przestrzeń, poczucie wolności albo chociaż wybuch śmiechu z rana”. I za to ostatnie jestem redaktorowi Żakowskiemu i pani Dorocie Masłowskiej bardzo wdzięczny ;-).