Ropa tanieje, paliwo też, więcej pieniędzy zostaje w portfelu. Wydawałoby się, że to sytuacja idealna. Jednak, jak powinniśmy dobrze wiedzieć, sytuacji idealnych nie ma.
Wielu specjalistów głowi się nad fenomenem taniejącej ropy i wpływem tego procesu na gospodarkę. Przez ostatnie pół roku cena baryłki ropy WTI (w USA) spadła bowiem ze 107 dolarów do nieco ponad połowy tej kwoty. I zarazem do pięcioletniego minimum. Potwierdzając to, co mówiłem od wielu lat: sektor finansowy doprowadził do zdesynchronizowania gospodarki i rynków finansowych.
W książkach pisze się, że cena towaru kształtuje się w zależności od popytu i podaży na niego. Od blisko trzydziestu lat z każdym rokiem pogłębia się jednak inna zależność: sytuacja, w której z jednej strony jest popyt, z drugiej podaż, a w środku fundusze inwestycyjne. To te ostatnie najczęściej, poprzez swoje zakupy (kontraktów), ustalają cenę, a realna podaż i realny popyt tylko się do niej dopasowują.
Kto w to nie wierzy, niech spojrzy na wykresy cen surowców z latach 2000-2009. W latach 2002-2008 cena ropy wzrosła siedmiokrotnie, choć w tym samym czasie popyt wzrósł o dziesięć procent. Wtedy, kiedy na rynku akcji rozpoczęła się bessa (2007 rok i kontynuacja w 2008 oraz na początku 2009), fundusze inwestycyjne rzuciły się na surowce. Gwałtownie drożały te wyżej wymienione, ale potem interesująca nas ropa w ciągu pół roku straciła blisko 80 procent.
Teraz sytuacja jest podobna, choć jednak bardziej skomplikowana. Do gry funduszy inwestycyjnych dochodzi dwuznaczna polityka państw OPEC (szczególnie Arabii Saudyjskiej) oraz wojna gospodarcza z Rosją. Na rynek zaczęły też napływać negatywne informacje o relacjach podaż – popyt. Rzeczywiście, podobno popyt na ropę jest niższy o jeden procent od podaży, ale przecież taka sytuacja (niekorzystna dla producentów) bywała jeszcze gorsza, a cena baryłki nie spadała.
Po utracie przez baryłkę blisko pięćdziesięciu procent wartości, szef OPEC Abdullah al-Badri oświadczył, że OPEC nie wyznacza limitu ceny, ale stwierdził też, że tegoroczny, gwałtowny spadek ceny baryłki jest za duży i nie wynika z czynników rynkowych, co sugeruje rolę spekulantów (czyli mojego „trzeciego czynnika”). W ten sposób potwierdził też moją tezę. OPEC jednak nadal redukować wydobycia nie chciał.
Skąd tak dziwna postawa OPEC? Mówi się, czego oczywiście nie da się udowodnić, że Arabia Saudyjską idzie na rękę USA w gospodarczej wojnie z Rosją. To nie jest wykluczone. Mówi się też, że Arabia Saudyjska chce stworzyć sytuację, w której wydobycie ropy łupkowej stanie się mało opłacalne. Można sobie też wyobrazić wykupienie akcji (gwałtownie taniejących) firm wydobywających ropę przez tradycyjnych producentów, co na długi czas mogłoby zahamować wydobycie ropy łupkowej.
Jak widać, ropa taniała z wielu powodów. Nikt tego nie zwalczał, mimo że doprowadzenie do zamykania krótkich pozycji mogło wykreować potężny wzrost ceny i zmienić kierunek na giełdach. Nawiasem mówiąc: to, że Rosja nie próbuje za pośrednictwem rynków finansowych przeciwdziałać krachowi na rynku ropy, dziwi mnie niepomiernie. Zamiast wyrzucać miliardy dolarów na beznadziejną obronę rubla, wystarczyłoby te same pieniądze wrzucić na rynek kontraktów na ropę. Utrzymanie ceny ropy w USA (ropa WTI) na poziomie 70-80 USD za baryłkę byłoby o wiele łatwiejsze, a rubel sam by się wtedy obronił.
To jednak ich (Rosji) problem. Dla nas ważne jest, że spada cena paliw pod dystrybutorem, czyli w kieszeniach zostaje więcej pieniędzy na inne zakupy. Takie, które napędzają gospodarki europejskie, w tym polską, a nie te krajów produkujących ropę. Ceny paliw nie spadają tak mocno jak ceny ropy, bo producenci paliw po prostu zwiększają marżę. Będą mieli wyższe zyski, stąd właśnie wzrost ceny akcji PKN Orlen.
Oprócz plusów taniej ropy są też jednak minusy. Do nich należy na przykład rosnące prawdopodobieństwo deflacji w strefie euro oraz zwiększenia się deflacji w Polsce.
Dlaczego deflacja, czyli spadki cen, miałaby być groźna? Niejeden człowiek, nawet znający się na gospodarce, o to pyta – ostatnio w programie „Premierzy” w Polsacie, w którym brałem udział, dziwił się temu niepokojowi o deflację premier Józef Oleksy. Jeden problem widać od razu – wpływy z VAT za paliwa będą niższe, wiec budżet ucierpi.
Jeśli chodzi o wpływ na ludzi, to sytuacja też jest prosta. Jeśli ceny spadają, to ludzie odkładają zakupy, licząc na to, że na przykład telewizor będzie niebawem jeszcze tańszy. Popyt wewnętrzny spada. Producenci, których magazyny puchną od zapasów, obniżają ceny, żeby zachęcić popyt. Zaczynają tracić, więc zwalniają pracowników; to znowu zmniejsza popyt wewnętrzny. Powstaje diabelskie sprzężenie zwrotne, które tłumi gospodarkę. Japonia w taki deflacyjnym uścisku pozostawała przez dwadzieścia lat.
Tak więc, jak to często bywa, tania ropa wpływa na gospodarkę zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. W krajach zagrożonych deflacją wpływ negatywny jest większy, ale nawet w Stanach, gdzie na razie zagrożenia deflacją nie ma, tania ropa nie jest wyłącznie błogosławieństwem. Dzięki ropie łupkowej gospodarka USA miała przewagę konkurencyjną nad innymi krajami, które musiały kupować droższą ropę. Teraz ta przewaga znika.
Czego uczy przykład z ropą naftową? Tego, że sektor finansowy ma coraz większy wpływ na nasze życie, oraz tego, że na każde zjawisko trzeba spoglądać z wielu stron. Także po to, żeby będąc zaślepionym przez plusy/minusy, nie tracić z pola widzenia odwrotnej strony medalu.