Oleksij Radynski

Uznajmy Ukrainę za kolonię Polski

I przestańmy się łudzić, że polityka wschodnia jest sterowana przez ideały i szlachetne wartości.

Nie rozumiem oburzenia wypowiedzią Grzegorza Schetyny, że „rozmawiać bez Polski o Ukrainie, to tak jakby w sprawach Libii, Algierii, Tunezji, Maroka rozmawiać bez Włoch, Francji, Hiszpanii”. Powiedział tak naprawdę tylko tyle, że król jest nagi. Ukraina rzeczywiście była polską kolonią i niewykluczone, że będzie znowu. No, może nie cała Ukraina, tylko to, co pozostanie poza granicami tak zwanej Noworosji. (Na marginesie: pojęcie „Noworosja” powstało w XVIII wieku jako kolonialny projekt caratu wobec terenów znanych za czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów jako Dzikie Pola. W tej chwili tak zwana Noworosja rzeczywiście przypomina Dzikie Pola, a niedługo będzie bardziej przypominać Libię).

Co wynika z faktu, że Ukraina była kolonią Polski? Na razie, po wypowiedzi Schetyny, wynika z tego tylko powszechny wstyd, że ktoś powiedział to, o czym świetnie wiemy, ale w przyzwoitym towarzystwie nie rozmawiamy. Przecież Ukraina to nasz dobry przyjaciel. Niestety, czasem puszcza bąki, bije żonę i w ogóle zachowuje się jak dzikus, ale cóż – lepiej z kimś takim się nie kłócić. Tym bardziej że tam dalej, w stronę Dzikich Pól, mieszkają plemiona, z którymi na pewno nie chcemy graniczyć.

Rzecz już dawno nazwano by się po imieniu, a Grzegorz Schetyna nie miałby teraz kłopotu, gdyby sprawa nie była trochę bardziej skomplikowana. Duża część Ukrainy długo znajdowała się pod polityczną, gospodarczą i kulturową dominacją Polski – dopóki Polska sama nie znalazła się pod dominacją Rosji. Kolonizator stał się kolonizowanym. Dlatego też na przykład rzezi wołyńskiej nie można porównać z bitwą o Algier, chociaż metafora Grzegorza Schetyny zdaje się coś takiego zakładać.

Smutna prawda jest taka, że o Algierii rzeczywiście nie warto rozmawiać bez udziału Francji. Nie dlatego, że Algierczycy sami sobie nie poradzą.

Po prostu kolonizator powinien odpowiadać za skutki swoich działań, nawet jeśli dają o sobie znać stulecia później.

W przypadku Polski zdaje się, że nie tylko sprawiedliwość historyczna, ale też aktualna sytuacja międzynarodowa wymagają, by Polska uznała Ukrainę za swoją byłą kolonię. Dlaczego bowiem Schetyna czy Sikorski mają uczestniczyć w rozmowach o Ukrainie? Przecież nie dlatego, że są wybitnymi dyplomatami – bo nie są, jak pokazują ich niedawne wpadki. Raczej dlatego, że wypadałoby, żeby Polska przyznała się do współodpowiedzialności za rozpierduchę, w której Ukraina trwa od wieków.

Szkoda, że (post)kolonialne rozważania Schetyny przyćmiły w jego wywiadzie to, co jest naprawdę oburzające, czyli kompletne niezrozumienie najnowszej historii Rosji, która doprowadziła do rosyjskiego najazdu na Ukrainę. Schetyna wylicza „ogromną liczbę ofert kierowaną do Rosji przez Zachód”. Pomoc finansowa w czasach Borysa Jelcyna? Oszustwo Jeffreya Sachsa, który przekonał Jelcyna, że załatwi mu pomóc na skalę, jaką załatwił dla Polski, to jedna z ważniejszych przyczyn rosyjskiej katastrofy gospodarczej i pojawienia się reżimu putinowskiego (który wywodzi się z przewrotu konstytucyjnego i rozwalenia rosyjskiego parlamentu w 1993 roku przy całkowitej akceptacji Zachodu). Zaproszenie Rosji do Partnerstwa Wschodniego? Jakoś się nie dziwię, że ta opcja nie wygrała z perspektywą terytorialnej ekspansji. Stworzenie unijno-rosyjskiego Partnerstwa dla Modernizacji? To miałoby raz na zawsze pokonać rosyjskie ambicje mocarstwowe?

Przestańmy się łudzić, że polityka wschodnia jest sterowana przez ideały i szlachetne wartości. Jest sterowana przez wartości materialne, a często też kolonialne.

Przyznanie faktu, że na Ukrainie toczy się walka dwóch kolonializmów, wcale nie oznacza opowiedzenia się po stronie Putina (mimo idiotyzmu części lewicy, wciąż uważającej Rosję za alternatywę dla zachodniej dominacji).

Oznacza tylko, że jesteśmy świadomi, po której stronie się opowiadamy i w czym bierzemy udział – i który z tych kolonializmów będzie nam łatwiej pokonać później. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij