W nocy przed ukraińskimi wyborami Sonia Koszkina, redaktorka naczelna jednego z największych rosyjskojęzycznych dzienników opinii na Ukrainie, napisała na swoim blogu, że zagłosuje na radykalnie nacjonalistyczną partię Swoboda. Dziesięć lat temu Sonia przestała ze mną rozmawiać, gdy usłyszała, że zacząłem się posługiwać w życiu codziennym językiem ukraińskim. Teraz głosuje na Swobodę, partię, której działacze chcą wsadzać do więzienia Ukraińców mówiących po rosyjsku. Sonia, oczywiście, nadal posługuje się w życiu codziennym wyłącznie językiem rosyjskim.
Zagłosowała na Swobodę, ponieważ, jak twierdzi, ta partia ma „wyraźny obraz świata, z którym można się nie godzić”. Z wymienionych wyżej przyczyn Sonia z tym obrazem świata się nie zgadza, ale popiera go swoim głosem, ponieważ żadna inna partia polityczna na Ukrainie żadnego „obrazu świata” nie oferuje, a więc nie zgodzić się z nim nie sposób. Obecność zaś jakiegokolwiek „obrazu świata” jest według Sonii niezbędnym warunkiem do uprawiania polityki, i tu nawet ja mogę się z nią zgodzić.
W dzień przed ukraińskimi wyborami Mustafa Najem, redaktor jednego z największych ukraińskojęzycznych dzienników opinii na Ukrainie, na swoim blogu również nawoływał czytelników do głosowania na partię Swoboda. Mustafa jest urodzonym w Afganistanie rosyjskojęzycznym dziennikarzem, który wielokrotnie był ofiarą etnicznej dyskryminacji ze strony milicji. Teraz popiera Swobodę, która w swoim programie wyborczym wymaga wpisania do paszportów ukraińskich obywateli informacji o ich pochodzeniu etnicznym. Mustafa, oczywiście, nadal działa na rzecz mniejszości etnicznych. Poparł Swobodę, bo od wyniku tej partii, jego zdaniem, zależało wyborcze zwycięstwo całej opozycji parlamentarnej.
Pokonanie rządzących Ukrainą „bandytów” jest według Mustafy tak ważne, że dla realizacji tego zadania potrafił zapomnieć o ulicznych bojówkach, które stale atakują (czasem – ze skutkiem śmiertelnym) jego rodaków. Wspomniał o nich dopiero kilka dni po wyborach, gdy kolesie ozdobieni swastykami i krzyżami celtyckimi zaczęli pojawiać się podczas liczenia głosów w okręgach wyborczych, gdzie rzekomo próbowano odebrać zwycięstwo ich kandydatom.
Sonia i Mustafa osiągnęli swój cel. W ukraińskich wyborach dziesięć procent głosów zostało oddanych na Swobodę. W Kijowie nawet siedemnaście procent wyborców zagłosowało na partię, która domaga się między innymi prawnego zakazu aborcji, szerzenia ideologii komunistycznej oraz „jakichkolwiek przejawów ukrainofobii”. Co zresztą jest tautologią, ponieważ zdaniem partii za przejaw ukrainofobii można uznać zarówno głoszenie poglądów lewicowych, jak i aborcję dokonaną przez etniczną Ukrainkę. Prawie połowa głosów oddanych na Swobodę pochodzi od kobiet.
Czy Ukraina naprawdę zwariowała? Rosyjskojęzyczni Ukraińcy głosują na radykalnych ukraińskich nacjonalistów, etniczne mniejszości – na rasistów i antysemitów, intelektualiści – na naziolskich bojówkarzy, kobiety – na zwolenników zakazu aborcji. Co dalej? Czy ukraińscy Żydzi zaapelują o dobrowolny wyjazd do obozów pracy? Niestety, większość wyborców Swobody kierowała się dobrze przemyślaną, racjonalną logiką. W życiu codziennym jest im obojętny los ukraińskiej narodowej kultury, nie wspierają ideologii ksenofobicznych, potępiają prawicową przemoc i nawet nie myślą o tym, że aborcje mogą być dokonywane w podziemiu.
Motywacje tych wyborców można opisać za pomocą małej modyfikacji klasycznej formuły świadomości cynicznej: świetnie wiedzą, co robią, wiedzą nawet, że robią źle, ale robią to nadal. Robią to, ponieważ wolą świadomie cyniczną „etykę zła” od obrzydliwego, nieświadomie cynicznego bełkotu uprawiany przez każdą inną – opozycyjną bądź rządzącą – siłę (post)polityczną. Sukces takiej etyki oferowanej przez skrajną prawicę oznacza tylko tyle, że prawdziwa polityczna etyka musi powstać również po lewej stronie. W przeciwnym wypadku ukraińskie społeczeństwo wkrótce dokona zbiorowego samobójstwa albo jakiegoś innego dobrze przemyślanego, racjonalnego działania.