Wystawa włoskiego artysty Maurizio Cattelana w warszawskim CSW nie uniknie skojarzeń z odważnym działaniem dwóch polskich posłów, które dwanaście lat temu w słynnym ataku na galerię Zachęta zniszczyli rzeźbę Cattelana La Nona Ora. Obecna wystawa nie oferuje aż tak spektakularnych możliwości wkroczenia z zewnątrz do pola sztuki. Co prawda, działacze artystycznej prawicy mogliby spróbować usunąć tablicę z napisem INRI, wsadzoną w jednej z prac Cattelana do tuszy umierającego konia – tym bardziej, że kuratorzy wystawy odczytują przedstawioną przez Cattelana figurę konia jako „symbol polskiego patriotyzmu”. Ale zapewne ta akcja nie byłaby tak medialnie efektowna, jak usunięcie meteorytu z figury JPII.
Inna praca Cattelana z tych przedstawionych na warszawskiej wystawie okazuje się zaskakującym (bo zapewne niezamierzonym) komentarzem do niedawnych dziejów polskiej prawicy. Chodzi o rzeźbę z 2010 roku zatytułowaną My. Patrząc na tę pracę – kolejny autoportret Cattelana – trudno pozbyć się wrażenia, że jest ona wizjonerską, niemal mistyczną reprezentacją życia psychicznego przywódcy partii Prawo i Sprawiedliwość. Rzeźba My w naturalistyczny sposób przedstawia dwie bliźniacze postacie, leżące obok siebie na łóżku – niczym na łożu śmierci, tylko że oczy mają otwarte. Fotograficzne podobieństwo tych postaci do ich autora paradoksalnie nadaje tej pracy uniwersalistyczny wymiar: rzeźba, pozornie należąca do gatunku autoportretu, zdaje się zapraszać każdego widza do wyobrażenia sobie samego siebie leżącego na tym łóżku w towarzystwie własnego sobowtóra. A jednak eksponowanie tej pracy właśnie w Polsce nakłada na nią dodatkowy wymiar znaczeniowy – przecież skojarzenia budzone postaciami bliźniaków w tym kraju są dość przewidywalne. Tym bardziej w sytuacji, gdy – jak w przypadku pracy Catellana – chodzi explicite o umieranie, żałobę, radzenie sobie ze śmiercią. Czy, mówiąc dokładniej, o niesamowitą sytuację zawieszenia pomiędzy życiem i śmiercią – o umarłego, który ciągle nie odchodzi w niebyt, obsesyjnie nawiedzając rzeczywistość żywych.
Zdając sobie sprawę z ogromnego naciągnięcia takiej interpretacji, opiszę psychologiczny portret Jarosława Kaczyńskiego autorstwa Maurizio Cattelana wyłącznie poprzez cytowanie katalogu towarzyszącego wystawie. Katalog ten jest zbiorem, trzeba przyznać, dość dziwacznych tekstowych fragmentów na temat podejmowanych przez sztukę Cattelana wątków. Na przykład, omawiając z profesor Zofią Rosińską pracę Catellana My, redaktor tego katalogu Iwo Zmyślony twierdzi:
– Podobno większość ciąż ma charakter bliźniaczy, tylko jeden z zarodków zazwyczaj obumiera…
– No co też pan opowiada!?
– Poważnie, przeczytałam o tym, niczego nie wymyślam… to ma wyjaśniać, skąd w ludziach niekiedy chroniczna melancholia lub poczucie śmierci. Carl Jung nazywał to poczucie „Cieniem”…
Abstrahując od wiarygodności redaktorskiej wypowiedzi, przejdźmy właśnie do umieszczonego w dziale katalogu zatytułowanym Sobowtór fragmentu tekstu Carla Junga Cień:
Projekcje nadają światu zewnętrznemu własne oblicze podmiotu – ale takie, którego on sam nie zna. Dlatego koniec końców doprowadzają do tego, że powstaje stan autoerotyczny lub autystyczny, człowiek marzy bowiem o świecie w rzeczywistości nieosiągalnym. Wynikający stąd sentiment d’incomplètude i jeszcze gorsze uczucie jałowości uznaje się, znowu za sprawą projekcji, za złośliwość otoczenia, a ów circulus vitiosus powoduje, że stan izolacji narasta.
Nie jestem pewien, czy muszę do tego jeszcze coś dodawać.
Maurizio Cattelan, Amen, CSW Zamek Ujazdowski, kuratorka Justyna Wesołowska, 16.11.2012–24.02.2012.