Michał Sutowski

Dugin to kremlowski pies łańcuchowy

Zachód gnije, trzeba spieprzać. Czy na Wschód, czy do Międzymorza, to już sprawa drugorzędna.

Problem wywiadu z Aleksandrem Duginem na łamach „Do Rzeczy” nie polega na tym, że pozwolono się w polskich (a do tego niepokornych) mediach wypowiedzieć zwolennikowi rosyjskiemu imperializmu, piewcy rządów autorytarnych, wrogowi oświecenia, praw człowieka i liberalizmu, militaryście, który w różnych miejscach wzywa swych rodaków do wojny z Zachodem (którego czujemy się chyba częścią), a momentami głosi poglądy wprost faszystowskie. To drobiazg. Nie taki bełkot już w mediach wypowiadano. Niektórzy dodadzą, że przecież nie można zamiatać pod dywan rzeczywistości (a istnienie w sferze publicznej takich poglądów jak Dugina to jest przecież tej rzeczywistości składnik), wreszcie – że przecież wroga trzeba poznać, więc może lepiej, że się składnie, spójnie i w otwarty sposób wypowie.

Dugin, doradca Putina, czyli liberalizm to szatan, Sieg Heil i do przodu

Kłopot nie w tym, co Dugin mówi – jego antyliberalna agitacja ubrana w postmodernistyczny bełkot intelektualny zawiera niemal każdy możliwy argument na niemal każdy ważki temat współczesnego świata, o ile tylko da się nim dokopać Zachodowi. Do tego internet jest pełen jego wykładów, artykułów i telewizyjnych „setek” w kilku ogólnie dostępnych językach świata. Kłopot w tym, jak rozumiemy pozycję Dugina i po co on to wszystko mówi.

Określenie go przez tygodnik „Do Rzeczy” mianem „filozofa” to oczywiście żart z tej pięknej i czcigodnej dyscypliny intelektualnej, ale poważniejszy problem dotyczy statusu rzekomego „doradcy Władimira Putina”. Doradca to ktoś, kto jako człowiek zaufany, intelektualista bądź ekspert w danej dziedzinie (ewentualnie fachowiec od wizerunku) inspiruje polityka do podejmowania ważnych decyzji – dostarczając mu porcji wiedzy, bądź jednej z perspektyw na dany temat. Putin żadnej wiedzy od Dugina do szczęścia nie potrzebuje, bo w wypisywane przez niego bzdury jako trzeźwy kagiebista zwyczajnie nie wierzy. Autor Podstaw geopolityki – jakkolwiek by o sobie i swej roli sam nie myślał – to kremlowski pies łańcuchowy, nie mnie rozsądzać, na ile swej roli świadomy. Kiedy Rosjanie zajmowali Krym, a potem wprowadzali „zielone ludziki” do Donbasu miał swój „gwiezdny czas” w rosyjskich mediach, także głównego nurtu – po czym wrócił do swej niszy (i wyleciał z uczelni), gdy tylko wymogi „racji stanu” nakazały militarny Drang nach Westen powściągnąć. W fazach „radykalizacji” (ustrojowej, międzynarodowej) rosyjskiej polityki głosy w rodzaju Dugina funkcjonują na pełnych prawach w publicznej debacie; w momentach „uspokojenia” służą jako radykalny punkt odniesienia, na tle którego władza w Rosji jawić się może jako względnie umiarkowana.

Określenie Dugina przez tygodnik „Do Rzeczy” mianem „filozofa” to oczywiście żart z tej pięknej i czcigodnej dyscypliny intelektualnej.

Do czego dziś – w chwili, gdy rosyjskie czołgi akurat nie jadą na Kijów ani Tallin – Dugin służy Kremlowi? „Służy” oczywiście w sensie wypełnianej funkcji, a nie pełnionej służby, o której żadnych pewnych informacji nie posiadamy. Rzecz jest prosta jak konstrukcja cepa, a wyraża się w motcie propagandowej Russia Today: question more. „Więcej pytaj”, a raczej „podważaj”. W tym wypadku: sensowność trwania zachodnich struktur i trwania Polski w ich ramach. Bo się te struktury rozlatują, bo Zachód jest obłudny, bo liberalizm to szatan, bo rozpad rodziny, bo chemtrails, Nowy Porządek Światowy… A ponieważ dla części czytelników „coś tu jest na rzeczy” – choćby nienawidzili Rosji i Putina nawet bardziej niż Ukrainy i „banderowców” – publikacje tego rodzaju po prostu wzmagają tendencje, za przeproszeniem, rozkładowe. Zachód gnije, trzeba spieprzać. Czy na Wschód, czy do Międzymorza, to już sprawa drugorzędna. A kto na tym zyska najbardziej? A to już wyraźnie napisano na portalu Katehon, w tekście, który – tak się złożyło – na swoim Twitterze poleca osobiście (tak, „tytuł jest prowokacyjny”) sam Dugin.

Tu nie chodzi o żadną grę Rosji z Polską, w której Dugin byłby tyleż radykalnym, co wygodnym dla Kremla posłańcem politycznej oferty pojednania (której z różnych powodów władze rosyjskie nie mogą wyrazić wprost), a tygodnik „Do Rzeczy” dyplomatycznym kanałem jej przekazu. Nie chodzi też o pokazanie ideologicznej grozy współczesnej prawicy rosyjskiej – taka opcja wchodziłaby w grę, gdyby wywiad ukazał się w medium liberalnym, dla którego czytelników tezy Dugina na temat Zachodu to a priori żenada i horrendum.

Na co komu strategia, kiedy można kreować „wydarzenia”?

To o co chodzi? Pewnie o media i przeświadczenie, że narracje Cejrowskich, Tyrmandów, Kolonków i Duginów tego świata to przyszłość świata mediów; bo nawet jeśli Zachód jeszcze nie dogorywa, to „media opiniotwórcze głównego nurtu” przegrywają wyraźnie. A z klikalności i nakładu właściciel rozliczać musi. Wejście języka i przekazu Breitbarta do mainstreamu w USA pomogło zwyciężyć Trumpowi; język rodem z wykopu.pl w mainstreamie polskim wypycha nas z UE. Dobrze, że przynajmniej redaktorzy naczelni niepokornych tygodników – nie tylko sam rząd – jakoś się wyżywią.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij