Powiedzieć, że „Korona królów” to produkcja o marnym poziomie aktorstwa, z fatalną scenografią i pełna nieścisłości historycznych, to jak nie powiedzieć nic. Dlatego jej krytycy idą dalej: zgłębiają średniowieczne ryty liturgiczne, historię barwienia tkanin na ziemiach polskich oraz przyczynki do psychologicznego portretu Władysława Łokietka.
Jak powszechnie wiadomo, Polacy są specjalistami od wszystkiego. W zależności od tego, jaki hashtag trenduje aktualnie na twitterze, w Polakach budzą się eksperci, a to od wypadków lotniczych, a to od polityki Niemiec, innym razem – od rynku masła. Nowy Rok przyniósł nową specjalizację: jest nią Polska Piastów.
Wszystko rzecz jasna za sprawą serialu Korona królów, jednego z najgorszych seriali, jaki popełniła TVP w swojej historii, a przy tym flagowego projektu telewizji Jacka Kurskiego. Powiedzieć, że jest to produkcja o marnym poziomie aktorstwa, z fatalną scenografią i pełna nieścisłości historycznych, to jak nie powiedzieć nic. Dlatego jej krytycy idą dalej: zgłębiają średniowieczne ryty liturgiczne, historię barwienia tkanin na ziemiach polskich oraz przyczynki do psychologicznego portretu Władysława Łokietka. Żeby dostać share’a lub retwitta swojego szkalowanka, trzeba się nieźle postarać.
Moweina – pierwszy odkryty syntetyczny barwnik (z francuskiego mauvéine od mauve "malwa, koloru malwy") powstał w roku 1856. Jego twórcą był angielski chemik William Henry Perkin.#koronakrolow pic.twitter.com/d7sCxdsduc
— Marta Smolańska (@MSmolanska) January 3, 2018
Niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie spędził co najmniej godziny na wertowaniu czasopism naukowych odległych od swojej specjalizacji tylko po to, żeby udowodnić w internecie, że ktoś nie ma racji. Wyzłośliwiam się na ten temat dlatego, że sama nie zdążyłam jeszcze wrócić z sylwestra, kiedy było już pozamiatane. Na temat Korony królów wypowiedzieli się już wszyscy fejsbukowi influencerzy, a ci z aspiracjami do trendsettingu zaczęli już nawet przebąkiwać, że beka z Korony is so 1 stycznia. Coś w tym jest, skoro memy na jej temat znalazłam nawet w serwisie sosnowiec.naszemiasto.pl.
Krytyczne wzmożenie w obliczu Korony królów częściowo tylko można złożyć na karb daty premiery: jest to w istocie dzieło skrojone idealnie pod kac- lub zjazdhumor. Oglądanie kolejnych odcinków w dni robocze nie przynosi już tyle radości, a co najwyżej potężną irytację i znużenie. Przede wszystkim jest to jednak pożywka dla kochanej przez niemal wszystkich Polaków beki z Polski (polskiej nieudolności, bylejakości, amatorszczyzny), której historię spisał ostatnio Adam Leszczyński w książce No dno to jest po prostu Polska. Dlaczego Polacy tak bardzo nie lubią swojego kraju i innych Polaków.
Nic więc dziwnego, że co radykalniejsi żołnierze antybekowej armii zareagowali na chichry z Korony alergicznie. Narzędzia krytyczne w postaci figury niemieckich mediów, antypolskości i – tu nowość – „rechociarza” mogą oczywiście wzbudzać śmiech, ale na poziomie psychologicznym łatwo zrozumieć, co striggerowało redaktorów „Sieci prawdy”. Osobiście nie potrafię sobie wyobrazić życia w Polsce (ani w żadnym innym kraju) bez zdrowej dawki autoironii, ale rozumiem, że prawica jest od tego, żeby zaciekle bronić godności większości, tak jak lewica – mniejszości. Niech im będzie.
Kłopot jednak w tym, że nie trzeba ani złośliwości, ani kachumoru, ani szczególnie antypisowskiego nastawienia, by Koronę królów zrównać z ziemią. O ile drewnianą grę aktorską, banalny scenariusz i kiczowatą muzykę wpisać można w definicję gatunku, jakim jest telenowela, niczym nie sposób obronić fatalnej realizacji. Zdjęcia są ciemne, źle wyostrzone i wykadrowane, dźwięk – fatalnie zmontowany i nierówny, montaż – pełen najprostszych, szkolnych błędów (w jednej scenie naliczyłam pięć zbliżeń następujących po sobie). Jeśli dodać do tego scenografię z elementami ikei, kostiumy z firan i koców oraz biżuterię z odpustu, z Korony pozostanie już tylko jej aparat ideologiczny, dydaktycznie smrodzący patriotycznymi i religijnymi uniesieniami bohaterów oraz nachalnie upominający widza, że liczyć można tylko na Węgrów.
I nie, nie chodzi tylko o niski budżet. Wystarczy przejść się na dowolny przegląd etiud studenckich czy nawet kina amatorskiego, by dowiedzieć się, że da się lepiej, tylko trzeba mieć pomysł, a przede wszystkim mierzyć siły na zamiary. Nie chodzi też o możliwości techniczne – wątpiących odsyłam do kina historycznego z okresu PRL.
Rozumiem, że prawica jest od tego, żeby zaciekle bronić godności większości, tak jak lewica – mniejszości.
Korona królów gate to kolejny dowód na to, że polska kultura pod rządami PiS się wykrwawia. Minęły ponad dwa lata, od kiedy PiS objął stery w Ministerstwie Kultury i telewizji publicznej, później przyszedł czas na Instytut Książki i Polski Instytut Sztuki Filmowej. „Kontrrewolucja kulturalna” zaorała w tym czasie wszystko, co udało się wcześniej zbudować, ale nie zaproponowała nic w zamian. Wiedzą o tym nawet jej najwierniejsi żołnierze, którzy swoje pozytywne recenzje Korony okraszają hashtagiem #pierwszekotyzapłoty. Szumnie zapowiadany marsz zdolnych i wykluczanych wcześniej artystów na kulturę przypomina raczej szabrowanie na oślep jej zgliszczy.
Trudno mieć dziś wątpliwości, że polska kultura weszła dziś w okres wielkiej smuty. Świetnie ma się natomiast rozwój gatunków medialnych. W czwartkowych „Wiadomościach TVP” miała miejsce premiera „autorecenzji kulturalnej z elementami komentarza politycznego”. Oto wkład Polski w rozwój światowych mediów: telewizja, która w serwisie informacyjnym dowodzi, dlaczego krytyka wyprodukowanego przez nią serialu jest zła. Nie będę spoilować, zobaczcie sami.