Po co zawracać paniom śliczne główki w tym trudnym dla nich przedświątecznym okresie? Jeszcze pierogi wyjdą niedobre albo makowiec się nie uda.
Chciałam napisać felieton bożonarodzeniowy. Na wesoło. Próbowałam odgrzebać wszystkie zabawne historyki, jakie zdarzyły się w mojej rodzinie w czasie kolejnych świąt. I znalazłam: choinkę, którą kupiliśmy na trzy dni przed Wigilią, ustawili na balkonie i tak porzucili do kwietnia, kiedy to odtransportowaliśmy uschnięty szkielecik na śmietnik. Albo gigantyczny tort czekoladowy w kształcie jeża – dumę mojej mamy, do którego w nocy dobrała się babcia i cichaczem wyjadła cały środek. Kiedyś tam, jeszcze za czasów prawdziwych choinkowych świeczek drzewko zajęło się żywym ogniem na środku salonu. Ktoś dostał w prezencie zużyte perfumy, ale za to prawdziwe – amerykańskie. Co roku na pięć minut przed Wigilią powstaje popłoch, bo nikt nie pamiętał o opłatku i trzeba od sąsiadów na gwałt pożyczać itp, itd.
Nudy. Każdy takie wspomnienia posiada. Poza tym wcale mi nie do śmiechu. Niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący, czy niewierzący – Boże Narodzenie stanowi epicentrum kończącego się roku. I czy tego chcemy, czy nie, spędzamy je w rodzinnym gronie. A w rodzinie wiadomo, role są podzielone: panie w kuchni, panowie przy stole. Panie gotują, panowie zajmują się intelektualną rozmową. Jak pan bóg przykazał. Przynajmniej ten jeden, wyjątkowy dzień w roku. Tuż przed Wigilią trwają nerwowe przygotowania: sprzątanie, pakowanie prezentów, pieczenie i gotowanie. Radosne zamieszanie.
W mediach od kilku dni atmosfera też niezwykle świąteczna. Wczoraj włączyłam radio, a tu przemiły speaker dedykuje utwór muzyczny: „Dla naszych pań”, powiada. „Które pewno nie mogą nas teraz słuchać, bo właśnie robią świąteczne zakupy albo lepią pierogi…”
A dzisiaj otwieram gazetę i proszę, kolejny prezent od panów dla płci, która ma co prawda nieco mniejszy móżdżek, ale gotuje za to pyszny barszcz i piecze genialny kulebiak: książki na święta w „Wyborczej” polecają tylko mężczyźni.
Ani jednej kobiety o taką opinię nie poproszono. Bo po co zawracać paniom śliczne główki w tym trudnym dla nich przedświątecznym okresie? Jeszcze pierogi wyjdą niedobre albo makowiec się nie uda. Poza tym jakie to szczęście, że panowie wytłumaczą nam, co czytać – nie będziemy musiały w przyszłym roku za dużo się zastanawiać. Dziękuję. Wzruszyłam się. Naprawdę. Ja również życzę wszystkim panom najlepszego. Prawdziwych, polskich, tradycyjnych świąt. I na koniec dołączam kartkę bożonarodzeniową, która krąży wśród części moich znajomych na Facebooku: