Przyszły wakacje. Wyjechałam. Odwiedziłam polskie kurorty, a że pogoda sprzyjała, odwiedziłam też plaże. Leżałam w słońcu, opalałam ciało własne i kontemplowałam ciała cudze. Śledzenie szczegółów to moja wielka namiętność, ale również ułomność. W obsesyjnej pogoni za drobiazgami często zapominam o szerszym obrazie. Tak też stało się i tym razem. W leniwym zachwycie studiowałam ciała męskie i damskie, ciała blade, opalone, ciała pomarszczone i gładkie, kontemplowałam pośladki i brzuchy, uda i kolana, zatraciłam się doszczętnie w nagiej różnorodność kształtów. Przypatrując się plażowiczom, nie zwróciłam uwagi na pewną prawidłowość i dopiero wracając do Warszawy zrozumiałam, co mi umknęło.
Otóż większość mężczyzn, jakich obejrzałam, była mocno zaniedbana. Prawie wszyscy mieli nadwagę. Zarośnięci, niedogoleni, bez najmniejszego skrępowania prezentowali światu wystające z kąpielówek brzuchy. Siedzieli nad wodą, rozluźnieni i zadowoleni. Smażyli się w słońcu i do głowy im nie przyszło, że mogą się komuś nie podobać. Co innego kobiety, te bez przerwy sprawdzały, czy coś im przypadkiem nie wystaje albo broń Boże nie zwisa. Uczesane, wydepilowane, bez jednego zbędnego włoska na nogach, wciągały brzuchy, prostowały plecy albo wiązały w pasie przewiewne chusty, żeby ukryć cellulit. Nawet małe dziewczynki, które pierwszy raz w tym roku włożyły kostium kąpielowy, były zdecydowanie szczuplejsze od chłopców.
Ktoś może powiedzieć: to jasne, kobiety ze swej natury bardziej o siebie dbają. Po prostu takie się rodzą. Wraz z chromosomem X dziedziczą po matkach genetyczny dyktat wyglądania pięknie i temu nakazowi bezwiednie się podporządkowują. Sama jestem genetykiem i w genetykę wierzę. Mam jednak podejrzliwy stosunek do tłumaczenia zachowań społecznych fizjologicznymi przymusami. Bardziej niż nadużywanemu słowu „natura” wierzę określeniu „przymus kulturowy”.
Kobiety cierpią z powodu najróżniejszych opresji społecznych. Jedną z nich jest wymóg wiecznej młodości i urody. Nie przypadkiem już dziesięcioletnie dziewczynki sprawdzają, czy nie utyły, ważą się, mierzą i często przechodzą na dietę, podczas gdy ich koledzy nie mają żadnego problemu z okrągłymi brzuszkami. Od nich nikt w przyszłości nie będzie wymagał zgrabnej sylwetki. Mogą więc spokojnie wcinać słodycze i chipsy. Czekają na nich inne zmartwienia. O męskiej pozycji społecznej świadczy wypchany portfel i dobry samochód. Nie twierdzę, że podobają mi się kryteria, według których mierzy się męskość. Tyle że za imponującym kontem biznesmena, przynajmniej w teorii, stoją pracowitość i nieprzeciętne zdolności. Tymczasem idealna towarzyszka życia prawdziwego mężczyzny powinna przede wszystkim szczycić się rasowym wyglądem, podobnie jak jego rodowodowy pies.
Na plotkarskich portalach internetowych można obejrzeć zdjęcia polskich gwiazdorów, często zapuszczonych, roztytych, w rozchełstanych koszulach albo dresach. Ale dziennikarzom brukowców nie przyjdzie nawet do głowy, żeby omawiać twarz Borysa Szyca, która wygląda jak księżyc w pełni, albo wystający brzuch Tomasza Karolaka. Sławnych panów otaczają wedety polskiego kina i telewizji, wszystkie prosto od fryzjera, zawsze na wysokich obcasach i obowiązkowo anorektycznie chude. Żadna z tych pięknych pań nie mogłaby sobie pozwolić na zbędne kilogramy. Nawet lekka nadwaga oznaczałaby natychmiastowy spadek popularności, a Pudelek albo Plotek dopiero miałyby używanie, publikując nieretuszowane fotki z plaży.
Wśród polskich celebrytek wyjątek stanowią mama i siostry Grycanki, które są stałymi bywalczyniami salonów. Można je zobaczyć na pokazach mody, sesjach zdjęciowych i na przyjęciach dla VIP-ów. Ten zdumiewający fenomen od dawna nie daje spokoju dziennikarzom. Prasa brukowa nie jest w stanie pogodzić się z faktem, że kobiety z nadwagą mogą funkcjonować w świecie gwiazd. Napisano na ten temat dziesiątki tekstów, opublikowano setki zdjęć. Grycanki zapraszano w sprawie ich tuszy do telewizyjnych talk-show, zainteresowały się nimi również poważne gazety.
„W powszechnej opinii lepszym hitem ze świata grozy wakacyjnej byłby z pewnością fotoreportaż z pobytu Grycanek na plaży naturystów” – napisał Krzysztof Skiba w wakacyjnym numerze „Wprost”. Jak wiadomo, wszystko jest kwestią konwencji i znany artysta nie wyśmiewał się wcale z tuszy Grycanek, tylko z prymitywnego poczucia humoru Polaków. Nie przyszło mu jednak do głowy, żeby opisać reakcje przeciętnej Polki na widok jego negliżu. Krzysztof Skiba do szczupłych nie należy, ale jako mężczyzna ma prawo hodować brzuch, jaki mu się podoba: nikogo nie powinno obchodzić to, jak wygląda, i nikomu nie wolno się z tego śmiać.