Najwyraźniej polskie firmy rekrutacyjne poszukują frajerów. Choć wolą ich nazywać „ludźmi sukcesu”.
W „Gazecie Wyborczej” reklama firmy rekrutacyjnej Antal International. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że reklama ukazała się w formie listu od prezesa. „List od prezesa” to zresztą coraz popularniejsza forma reklamowa. Firma nie musi płacić za ogłoszenie. Gazeta dostaje darmowy kontent. Wszyscy są zadowoleni. No, może poza młodymi, których pan prezes wzywa do roboty. Trudno, żeby wzywał do czegoś innego, skoro jestem prezesem firmy rekrutacyjnej. Jednak gdy na koniec wzywa do pracowania za darmo, można się zacząć zastanawiać, czy rzeczywiście jest to dla firmy ‒ ponoć rekrutującej specjalistów ‒ najlepsza reklama. Antal International, darmowe staże dla wykwalifikowanych menadżerów!
„Nie możecie zmusić pracodawcy, żeby Was zatrudnił od razu po studiach za wysoką stawkę, oferując umowę na czas nieokreślony. Możecie narzekać na to i załamywać ręce i w wieku 30 lat żyć na łasce coraz starszych rodziców, albo ‒ pogodzić się z tym, w jakich czasach żyjecie” ‒ pisze pan prezes Artur Skiba. Jednak jego umysłu zdaje się nie zaprzątać myśl, jakim sposobem wzmiankowani trzydziestolatkowie mają nie żyć na łasce rodziców, skoro nie mogą zmusić pracodawcy, żeby płacił im choćby tyle pieniędzy, żeby mogli się od rodziców wyprowadzić. Jak rozumiem, formą pogodzenia się z tym, w jakich czasach żyjemy, ma być „bezpłatny staż”, gdzie będziemy „kserować dokumenty” albo „wspierać innych w drobnych zadaniach”, „żeby w efekcie po trzech latach ciężkiej pracy trafić do elity specjalistów i menedżerów w tym kraju”. Do elity specjalistów do spraw kserowania dokumentów? Wyższych menadżerów od drobnych zadań?
Aby zachęcić narzekających trzydziestolatków do pracowania za darmo, Skiba kusi nas przyszłymi zyskami. Nasze pensje mogą wynosić ponad 9 tys. zł brutto. Czyli mniej więcej tyle, ile można zarobić miesięcznie na winobraniu w Niemczech czy na budowie w Wielkiej Brytanii. Nie sposób się więc z panem prezesem nie zgodzić, że: „To właśnie determinacja i odpowiedzialność za siebie jest kluczem”. Determinacja do tego, żeby nie urodzić się w Polsce, odpowiedzialność za to, że tej determinacji nam nie starczyło.
Choć Skiba niewątpliwie posiada klucz, to jednak jego życie niepozbawione jest zmartwień. „Męczy mnie szukanie wszechobecnych usprawiedliwień dla braku przedsiębiorczości”, przyznaje. Wyobrażam sobie pot lejący się strumieniami z umęczonego czoła prezesa, ale jednak trochę się w tej męce gubię. Skoro usprawiedliwienia dla braku przedsiębiorczości są wszechobecne, to chyba nie trzeba ich szukać? A może jednak trzeba? Zważywszy, że „Polska może poszczycić się jednym z najwyższych wskaźników osób pozytywnie nastawionych do przedsiębiorczości (73%) w Europie”, wygląda na to, że trzeba. Bo chyba jednak wszechobecne usprawiedliwienia dla braku przedsiębiorczości nie są aż tak bardzo w Polsce powszechne. Na wszelki wypadek podam tutaj jeden: przedsiębiorcy to buce.
Nie mam na to niestety żadnych twardych dowodów, bo nie robi się w tej sprawie żadnych solidnych badań. Ale czy to przypadek, że się takich badań nie robi? Nie sądzę. Wystarczy jednak oddać głos przedsiębiorcy, żeby to zrozumieć. Taki przykładowy przedsiębiorca (w tym wypadku w randze prezesa polskiej filii Antal International) zastanawia się: „gdzie inicjatywa i poczucie odpowiedzialności za sukces swój i firmy, w której się pracuje? Dlaczego takie podejście cechuje tylko nielicznych?”. Hmm. A gdzie mają być, skoro nie możemy zmusić pracodawcy, żeby nas „zatrudnił od razu po studiach za wysoką stawkę, oferując umowę na czas nieokreślony”. I dlaczego w ogóle musimy go do tego zmuszać?
Dlaczego mielibyśmy się wykazywać inicjatywą i poczuciem odpowiedzialności za firmę, która oferuje nam niską pensję i zero stabilności zatrudnienia?
Osobiście uważam to za frajerstwo, więc nie dziwi mnie, że takie podejście cechuje tylko nielicznych. Ale najwyraźniej polskie firmy rekrutacyjne poszukują frajerów. Choć wolą ich nazywać „ludźmi sukcesu”. Ludzie sukcesu tyrają przez lata za grosze na śmieciówce, żeby ewentualnie po latach zarabiać tyle, co na budowie w Anglii. A może wcale nie. Bo ostatecznie ilu Polska potrzebuje specjalistów i menadżerów? Chyba nie aż tak wielu, skoro właściciel Antal International właśnie sprzedał polską filię firmie Work Service, czyli chyba największej na naszym rynku agencji pracy tymczasowej, zajmującej się dostarczaniem specjalistów ds. konserwacji powierzchni płaskich oraz menadżerów kas w Carrefourze. Antal z pewnością tutaj pomoże. Jak czytamy na stronie firmowej: „Stosowana przez nas metodologia 4-Way Fulfilment Methodology™ umożliwia nam skanowanie całego rynku w poszukiwaniu kandydatów Active, Passive, Semi-Active i Semi-Passive. Dzięki temu polecamy naszym klientom rozwiązania rekrutacyjne, adekwatne do ich potrzeb”. Dwudziestu pasywnych na czwartek? Robi się.
A może wcale nie, bo po pobieżnej lekturze opinii o Antalu w internecie można się dowiedzieć, że firma publikuje ogłoszenia o wakujących posadach, choć wcale nikt nikogo na dane stanowisko nie szuka. Może więc tak naprawdę Antal nie zajmuje się rekrutowaniem, tylko handlem danymi osobowymi ‒ spekulują internauci. No, ale grunt, że jest przedsiębiorczy. Choć skoro jest tak świetnie i „sytuacja ekonomiczna Polski należy obecnie do najlepszych w Europie i jednych z najsilniejszych na świecie”, to trzeba ludziom podwyższyć pensje, a nie przekonywać o zaletach darmowych staży, panie prezesie. Chyba, że wcale tak świetnie nie jest i jest pan zwykłym kłamczuszkiem.