Czy potrzebujemy jeszcze Francji? Skoro Depardieu uważa, że lepiej być obywatelem Rosji. A Karl Lagerfeld nazywa francuskiego prezydenta idiotą nienawidzącym bogatych… Weźmy też pod uwagę, że Hollande wybrany został w demokratycznych wyborach, więc prawdopodobnie idiotami nienawidzącymi bogatych jest również większość francuskiego społeczeństwa. A komuż potrzeba społeczeństwa nienawistnych idiotów? Na pewno nie części najbogatszych Francuzów, którzy w panice przed 75% podatkiem uciekają przynajmniej do Belgii. A skoro nie chcą Francji bogaci, to czy będzie z niej jakiś pożytek dla biednych?
Likwidacja ojczyzny Flauberta może trochę potrwać, ale ostatecznie camembert już robimy sami, a szampan z Francji jest tylko z nazwy lepszy od tego z innych miejsc, które nie mają prawa swojego trunku tak nazywać. Zresztą może nawet nie trzeba Francji ostatecznie likwidować. Z pewnością znaleźliby się jacyś Chińczycy czy Arabowie skłonni ją kupić. Szczególnie, gdyby była w jakieś promocji z Belgią albo Luksemburgiem. Żeby się tylko przypadkiem nie okazało, że wszystko, co dobre we Francji, ostatni Francuzi wywieźli w kontenerach za najbliższą granicę, a nowi mieszkańcy zostaliby jedynie z wieżą Eiffle’a, której do kontenera zapakować się akurat nie udało i francuskim seksem, który musieliby jednak uprawiać sami ze sobą. Bo wszyscy Francuzi mieszkaliby już na terytoriach otrzymanych od Rosji. W końcu na pewno niejeden Depardieu lubi Dostojewskiego i miał dziadka komunistę. Putin na pewno przyjąłby ich z pocałowaniem ręki.
Ktoś mógłby powiedzieć, że fantazjuję, czy wręcz żartuję. Być może. Ale czy Depardieu nie żartuje sobie, pisząc o Rosji, że to „wielka demokracja”? Może chciał napisać „wielka libacja”? A może chodziło mu o to, że „wielka” w sensie rozlazła albo gargantuiczna? Bo z tą demokracją, to że nie chodziło o to, że panuje tam demokracja, tylko o to, że tak się eufemistycznie ten ustrój nazywa, to chyba jasne dla każdego.
Mam nadzieję, że teraz, jak już to obywatelstwo rosyjskie otrzymał, to jego uwielbienie dla matuszki niskich podatków nie pozostanie czysto papierowe, ale przejdzie w czyn. Nie życzę mu nic złego, ale gdyby mu się zdarzyło, że ktoś zaproponuje mu wódkę, a on akurat nie miałby ochoty jej wypić i w efekcie zostałyby mu połamane nogi, a na policji powiedzieliby mu, że spadł ze schodów, to może by pomyślał jeszcze trochę, czy rzeczywiście niskie podatki są najważniejsze. Oczywiście wszyscy kochają Depardieu – no poza tymi, którzy uważają go teraz za skończonego dupka – i pewnie nic złego mu się nie stanie. Zresztą jest na tyle bogaty, że raczej zatrudnia paru ochroniarzy i przebywa tylko w odpowiednich dzielnicach. Właściwie to też jest jakiś pomysł, który należałoby wprowadzić. Założyć jakiś jeden mały raj podatkowy dla wszystkich bogatych, którzy nade wszystko cenią sobie swój majątek. I niech tam sobie siedzą. Oczywiście sami. Bo dlaczego biedni mieliby mieszkać z bogatymi, skoro bogaci z biednymi nie chcą? W sumie to już kiedyś były takie miejsca, gdzie nie było podatków. Nazywały się łagry. To, co mnie dziwi w dzisiejszej sytuacji, to, że dzisiejsi bogacze wydają się sami je dla siebie budować. Właściwie to ONZ mógłby się złożyć, żeby jakiś kawałek ziemi im wydzielić. Strefę: zero podatków, tylko dla najbogatszych. Ciekawe, jakie byłyby jej losy. Niech im tam nawet postawią luksusowe wille. Tylko co komu po nich, gdy nie będzie miał kto prać ręczników.