Czytam sobie czasem różne raporty. Nawet to lubię. To rzadko dobra proza, ale przeważnie też nie grafomania. Akcji raczej brak, ale zdarzają się nieoczekiwane figury retoryczne. Lekturę ułatwia też fakt, że najważniejsze treści bywają podkreślone lub wyboldowane. To znaczy: najważniejsze dla autorów, bo nie zawsze dla czytelnika. To znaczy dla mnie. Czasem bardziej niż nudne meritum interesuje mnie to, co pomiędzy. Np. kiedy autorzy „Raportu w sprawie dopalaczy – nowych narkotyków” na liście działań niepożądanych lidokainy umieszczają „euforię” i „zmiany świadomości”, to myślę sobie, że chyba nigdy jej nie próbowali. To znaczy lidokainy, ale obok euforii też pewnie nawet nie stali. Natomiast „zmianę świadomości” szczerze bym im polecał. Może okazałoby się, że euforia nie jest taka zła?
Ponieważ to raport wydany przez Główny Inspektorat Sanitarny, czyli organ państwowy, można uznać, że negatywna ocena euforii jest oficjalnym stanowiskiem polskiego państwa. To dosyć smutne. Euforię definiuje się jako „stan nienaturalnie dobrego samopoczucia”. No i nie wiem, czy polskiemu państwu bardziej przeszkadza dobre samopoczucie, czy to, że jest ono nienaturalne. Pewnie raczej to drugie. W końcu żyć trzeba zgodnie z naturą. Przynajmniej tą heteroseksualną. Bo już nie z naturalnym środowiskiem, którzy przecież zostało nam dane, żebyś z niego korzystali do woli i nie przejmowali się konsekwencjami. W sumie nie zdziwiłbym się, że samo dobre poczucie też komuś przeszkadza. Obserwując wielu polityków czy innych decydentów, mam wrażenie, że dobre samopoczucie to owszem oni mają, ale żeby ktoś inny je miał, to już nie tego. A już wyjątkowo nie tego, żeby je miał dzięki hamowaniu wychwytu zwrotnego serotoniny i dopaminy.
Zresztą nie tylko euforia wydaje się niepożądana autorom raportu, również pobudzenie jest czymś, co należy zniszczyć w zarodku. Dowiadujemy się tego ze zdania na temat dopalaczy, które są określone jako „wyroby, które w sposób niekorzystny działały na organizm człowieka, wywołując w nim pobudzenie”. Skoro pobudzenie jest niekorzystne, to zatem jaka jest pozytywna opcja? Osłabienie? Zniechęcenie? Apatia? Brzmi prawie jak program jakiejś partii politycznej. Osłabienie i Zniechęcenie – jesteś tego warta. Apatia – przyszłość należy do nas. Ktoś może powiedzieć, że jestem złym czytelnikiem i złośliwym. Ale jednak bardzo mnie martwi stan świadomości ludzi, którzy wpisują euforię na listę czynników niepożądanych, a środki powodujące pobudzenie traktują jako największego wroga. Chciałbym coś zrobić, żeby się wyrwali z tej apatii. Może trzeba im dodać trochę dopalaczy do kawy, żeby zrozumieli, że nie zawsze trzeba być smutnym?
Zacząłem czytać ten raport, bo okazało, że pieniądze, które miały pójść na badanie składu dopalaczy, zostały w dużej mierze wydane na inne cele. GIS i lokalne sanepidy dostały na badania dopalaczy dodatkowe 13 milionów, ale tylko sześć rzeczywiście wydano na ten cel. Nie do końca wiadomo, co się stało zresztą, ale np. na Mazowszu w ciągu dwóch miesięcy zakupiono benzynę za 700 tysięcy. Zważywszy, że mają tym oddziale dziesięć służbowych samochodów, to musieli nimi bardzo dużo jeździć. Może okazało się, że dopalacze pochodzą z Urugwaju i wysłali służbowe auta, żeby to sprawdzić? A może benzyny potrzebują nie tylko do samochodów, ale też do butelek z benzyną, bo w laboratoriach szykują rewolucję?
Z jednej strony rozumiem, że wydawanie milionów złotych na badanie środków, których działanie może nie jest do końca opisane, ale jednak raczej przyjemne, może wydawać się komuś bez sensu. Ale z drugiej strony z powodu nieprzebadanych dopalaczy państwo polskiego będzie pewnie przegrywać kolejne procesy o odszkodowania i do wydanych milionów dojdą kolejne. Gdyby dopalacze zalegalizować, obłożyć podatkami i nakładać kary za niepodawanie na opakowaniach właściwego składu, ta zależność finansowa mogłaby być odwrotna. Mimo rozpętanej przez media paniki moralnej więcej osób w Polsce zatruło się grzybami (i to bynajmniej nie psychodelicznymi), niż „Tajfunem” czy innym dopalaczem. A jakoś nikt nie wydaje wojny grzybom. W każdym razie, jeśli sanepid nie potrafi sobie poradzić z badaniem dopalaczy, to chętnie mu pomogę. Zresztą pewnie nie tylko ja. Z pewnością znalazłoby się więcej chętnych. Zbadamy wszelkie próbki za darmo, a sanepid będzie mógł spokojnie wydać resztę pieniędzy na benzynę, krzesła i tonery do drukarek. Skoro tak bardzo ich potrzebuje.