- Czuwajcie dzieci, cześć i chwała bohaterom!
– Uiuiuiu – taki właśnie dźwięk rozległ się w parku, gdzie spacerowali Bolek i Lolek, podziwiając, jak pięknie liście opadają z drzew, a wiewiórki gromadzą zapasy na zimę.
– Co to za dźwięk? – zapytał Lolek, bo nie był zbyt obeznany w sygnałach alarmowych i z trudem przychodziło mu odróżnienie syreny policyjnej od sygnału karetki.
– Jak to? – zdziwił się Bolek. – Czyżbyś znowu nie oglądał Wiadomości TVP? Ten dźwięk to sygnał, że powinniśmy się stawić na zbiórce naszego oddziału obrony terytorialnej.
– To my mamy własny oddział obrony tutorialnej? – ucieszył się Lolek.
– Terytorialnej, drogi Lolku – poprawił go Bolek.
– Teriyakialnej? A co to właściwie znaczy? Czy będziemy bronić prawa do jedzenia sosu teriyaki?- Lolek wciąż nie rozumiał.
– Terytorialnej, to znaczy dotyczącej naszego terytorium, a nie sosu. Każdy kraj ma swoje terytorium, którego musi bronić. Nasze terytorium to Polska i musimy go bronić go przed obcymi, którzy chcą ją nam odebrać – cierpliwie wyjaśniał Bolek, który nigdy nie opuszczał żadnego wydania Wiadomości TVP, bo lubił być na bieżąco.
– Ale w Iranie też pokazywali w telewizji nasze przygody. Czy to nie jest nasze terytorium? – Lolek ciągle nie mógł pojąć podstawowych faktów, bo od oglądania Wiadomości TVP wolał granie w badmintona i czytanie książek podróżniczych. – A pamiętasz, jak pojechaliśmy na poszukiwanie złota Inków? Albo na pustynię Gobi?
– Pamiętam – Bolkowi zrzedła mina. – Ale teraz sytuacja się zmieniła i nie będziemy już nigdzie jeździć, tylko bronić naszego terytorium.
– Ale przed kim? – dziwił się Lolek. – Zwiedziliśmy prawie cały świat i prawie wszyscy byli dla nas mili…
– Jak to przed kim? – Bolek się już naprawdę zaczął denerwować. – Przed bobrami, wilkami, żubrami, ciapatymi, kitajcami, a przede wszystkim… Islamistami.
– Przed bobrami? Bobry są takie słodkie i budują takie piękne żeremia… – Lolek coraz bardziej nic nie rozumiał. W parku nie było co prawda żadnych bobrów, ale było za to mnóstwo wiewiórek, za którymi Lolek ganiał, próbując zobaczyć, gdzie chowają orzechy. – Czy przed wiewiórkami też będziemy się bronić?
– A nie widzisz, jak się rozpanoszyły w tym parku? Niedługo ukryją wszystkie orzechy i jak wtedy będą rosnąć drzewa? A jak nie będzie drzew, to gdzie będziesz spacerował?– Lolek dobrze sobie przyswoił komunikaty wysyłane przez Ministerstwo Środowiska, zwracające uwagę, że najważniejszym elementem środowiska jest człowiek i to jemu należy się przede wszystkim ochrona.
– Ale czy wiewiórki nie są pod ochroną? – zdziwił się Lolek, który może nie oglądał tak dokładnie najnowszych wiadomości z kraju, ale pamiętał co nie co z lekcji przyrody w latach 70.
– Właśnie dlatego, że tyle lat były pod ochroną, teraz tak się rozpanoszyły – wytłumaczył Bolek. – Ale nie mamy już czasu na gadanie, zaraz zbiórka naszego oddziału obrony terytorialnej.
Lolek zawsze lubił nowe przygody, więc w sumie się ucieszył, że coś się będzie działo, choć ciągle nie był przekonany, co do pomysłu, żeby strzelać do wiewiórek. – I co będziemy tam robić? – postanowił się zainteresować.
– Jeszcze nie wiem, Lolku. Dlatego właśnie musimy się pośpieszyć – wytłumaczył Bolek.
W publicznym przedszkolu im. Jana Pawła II, gdzie stacjonował ich oddział, zbiórka już się zaczęła. Przebrany w moro młody mężczyzna prezentował przedszkolakom swój karabin oraz inne elementy uzbrojenia. Pani przedszkolanka patrzyła na niego z podziwem. Dzieci nawet nie zauważyły, kiedy zjawili się Bolek z Lolkiem, tak bardzo były przejęte oglądaniem pistoletów, granatów i strojów maskujących. Na szczęście dostrzegł ich czujny dowódca oddziału, z twarzy podobny do Antoniego Macierewicza.
– Bum! – dowódca wystrzelił z pistoletu na kapiszony, a dzieci błyskawicznie umilkły. – Czuwajcie, mali żołnierze. Poznajecie pewnie naszych gości? – Choć dzieci rozpoznały gości, to jednak bały się odezwać. – To Bolek i Lolek, honorowi członkowie naszego oddziału obrony terytorialnej, do którego mam nadzieję również wstąpicie, gdy tylko ukończycie to przedszkole.
– Czuwajcie dzieci, cześć i chwała bohaterom – przywitał się Bolek, a dzieci w końcu się zaczęły śmiać i wiercić, bo żołnierze żołnierzami, ale przecież nie będą się bać ulubionych bohaterów bajek. I natychmiast podbiegły sprawdzić, czy Bolek i Lolek są naprawdę. Bo z tymi ludźmi z telewizji to nigdy nic nie wiadomo. Gdy już Bolek i Lolek zostali wystarczającą ilość razy uszczypnięci i pomacani, Lolek zainteresował się karabinem, który pan w mundurze pokazywał dzieciom.
– Czy to ten karabiny, którym będziemy się bronić przed wiewiórkami? – zapytał Lolek młodego mundurowego.
– Nie, to raczej na grubego zwierza – zaśmiał się mundurowy. – Takim kalibrem – facet przebrany za żołnierza ściszył głos – to można rozwalić trzech islamistów za jednym zamachem – zaśmiał się.
– Ale czy to nie jest niebezpieczne przynosić taki sprzęt do szkoły? – przestraszył się Lolek.
– Nic nie bój, mały. Nie jest naładowany – wytłumaczył dowódca. – Ale jak skończymy zajęcia w przedszkolu, możemy pójść poćwiczyć strzelanie. Tutaj obok kościoła zbudowaliśmy z księdzem niewielką strzelnicę.
Lolek był sceptyczny, bo ciągle lubił wiewiórki i bobry. Islamisty co prawda jeszcze żadnego nie spotkał, ale zakładał, że też by go polubił. Bo takie miał już doświadczenia ze zwierzętami i ludźmi, że wszyscy byli dla niego mili i wszystkich w zasadzie lubił. Choć teraz trochę wkurzył się na Bolka, który z entuzjazmem przystał na propozycję dowódcy.
– Naprawdę musimy iść uczyć się strzelać? – Lolek odciągnął Bolka za rękaw, żeby reszta oddziału ich nie słyszała. – Czy nie możemy wrócić do parku poganiać wiewiórki?
– Już ci mówiłem, że wiewiórki to szkodniki, prawie jak korniki – Lolek był nieubłagany. – A jak się nauczysz strzelać, to nie będziesz musiał już ich więcej ganiać, bo wystarczy, że dobrze wycelujesz i każda wiewiórka może być Twoja.
Lolka jakoś to nie ucieszyło. – Ale ja nie chcę, żeby każda wiewiórka była moja, tylko żeby mogły sobie biegać po parku!
– Bum! – dowódca oddziału znowu wystrzelił z pistoletu na kapiszony. – Czuwajcie młodzi wojownicy, dziś musimy już iść, ale na szczęście zobaczymy się jutro, bo Tydzień Patriotyczny w waszym przedszkolu będzie trwał jeszcze do końca tygodnia – dowódca spojrzał na przedszkolankę. – A może nawet dłużej, jeśli wam się spodoba. Chwała bohaterom i patriotom! – zakończył przemowę dowódca i ruszył w stronę Bolka i Lolka.
– Kochani! Wiecie jacy jesteście ważni dla polskiej młodzieży! Jesteście prawdziwym bohaterami zbiorowej wyobraźni! Tak się składa, że na strzelnicy umówiłem się też z ministrem kultury Piotrem Glińskim i ministrem obrony oraz patriotą roku Antonim Macierewiczem. Może nagramy taki krótki filmik, jak razem strzelacie? Będzie z tego piękny viral. Że niby takie spontaniczne wyjście na strzelnicę, a tam akurat jedni bohaterowie spotykają innych i razem bronią ojczyzny. Co myślicie? Jak się będzie dobrze klikać, to może nawet uda się znaleźć kasę na jakiś pełny metraż. W PISF-ie mamy już prawie wszystkich ekspertów. Potrzebujemy takich polskich bohaterów, jak wy! Reksio nam już odmówił. Miś Kolargol stroi fochy, niepoważny jak zawsze. Ale wy, Bolek i Lolek, wy zawsze byliście polskimi patriotami. No i dawno już nie mieliście nowego filmu… Trochę z was bohaterowie wyklęci, co nie? Czy już nie czas abyście wstali z kolan? Mam już nawet tytuł: „Bolek i Lolek ruszają na wojnę!”.
Bolek był pełen entuzjazmu. Lolek, co prawda, pomyślał, że lubi na kolanach przyglądać się rosnącym roślinkom i innym żyjątkom, ale ugryzł się w język i nic nie powiedział. Razem z niewielkim oddziałem obrony terytorialnej zabrali sprzęt wojskowy z przedszkolnej sali i przebrani w moro ruszyli w kierunku strzelnicy, śpiewając: „Tak jak Bolek i Lolek/jutro całe przedszkole,/będzie bronić ojczyzny/ za naszą krew i blizny!”.