List Dudy do Wałęsy w sprawie Romneya mógł zostać napisany w lepszym tonie, ale i Wałęsa od dawna mógł się w lepszym tonie wypowiadać na każdy praktycznie temat, z „pałowaniem związkowców” na czele. Skoro jednak dobrego tonu nikt w Polsce nie zachowuje, zamiast estetyką warto się zająć meritum. A meritum jest takie, że Piotr Duda pisząc list w sprawie Romneya zachował się nie jak człowiek PiS-u i nie jak człowiek PO. Piotr Duda zachował się jak związkowiec, czyli tak jak liderzy zarówno OPZZ jak i NSZZ „Solidarność” zachowywali się po roku 1989 bardzo rzadko.
Kiedy Instytut Wałęsy, złożony z tych samych ludzi, którzy wcześniej wepchnęli Wałęsę w łapy rozwalającego Unię Europejską Ganleya, teraz wepchnął go w ramiona rozwalających Unię Europejską amerykańskich Republikanów (jako były prawicowiec, a więc człowiek z natury skłonny do myślenia paranoidalnego jestem przekonany, że mają tam w Instytucie Wałęsy kogoś z naprawdę twardej antyunijnej „orkiestry”), Duda zgodnie z prawdą napisał, że popieranie Romneya przez Wałęsę jest łamaniem solidarności zarówno związkowej, jak też pracowniczej. Amerykańskie związki zawodowe wspierały NSZZ „Solidarność” w stanie wojennym, kiedy ta wsparcia najbardziej potrzebowała. Tymczasem Romney jest klasykiem kapitalizmu nienawidzącego związków zawodowych, zwalczającego prawa pracownicze, wyprowadzającego miejsca pracy na niewolnicze peryferia kapitalistycznej globalizacji. Swoje zyski przez pół życia, zamiast reinwestować w amerykańską gospodarkę, deponował w rajach podatkowych. Poziom realnego opodatkowania tego milionera jest niższy niż poziom opodatkowania robotników, których wywalał z pracy i którym pracę zabierał.
Lech Wałęsa po długich i głębokich przemyśleniach stwierdził, że czuje się Romneyowi bliski, bo też ma wielodzietną rodzinę. To nie jest język polskiego związkowca, ale język uczestnika amerykańskiej wojny kulturowej. NSZZ „Solidarność” z lat 80. XX wieku nie miał nic wspólnego z tym, czym stali się dzisiaj „postsolidarnościowi” Wałęsa, Gowin, Kaczyński, Błaszczak, Waszczykowski, Wipler, Krasnodębski, Legutko czy Żalek. W latach 80. XX wieku „Solidarność” była przede wszystkim związkiem zawodowym i powinna być przede wszystkim związkiem zawodowym w wieku XXI. A Duda zachowuje się jak pierwszy od bardzo dawna prawdziwy związkowiec na czele „Solidarności”.
Żeby Dudę załatwić, w komentarzach paru polskich naprawdę mainstreamowych telewizji zostało wykorzystane kłamstwo PRL-owskiej propagandy stanu wojennego. Umiarkowanie prawicowi i odpowiedzialnie antykomunistyczni młodzieńcy z polskich mediów powtarzali za dawnymi prezenterami w mundurach z zupełnie nierynkowego PRL, że pieniądze od AFL-CIO wcale nie były od amerykańskich związków i od amerykańskich robotników, ale od dobrego Reagana, jego dobrych nieopodatkowanych amerykańskich miliarderów i dobrego CIA. Otóż to nie do końca jest prawda. Podczas gdy reaganowskie i prawicowe pieniądze rzeczywiście szły przede wszystkim kanałami CIA (istotnie ubieranymi w różne miłe dla ucha i oka stroje), kanałami AFL-CIO szły w znacznej części pieniądze naprawdę zebrane od amerykańskich związkowców, amerykańskich robotników uważających Wałęsę, Frasyniuka, Piniora, Walentynowicz, Gwiazdę, Krzywonos czy Wujca po prostu za swoich towarzyszy w walce o prawa związkowe.
Poseł Paweł Olszewski z PO za krytykę Romneya nazwał Dudę partyjnym najemnikiem Prawa i Sprawiedliwości. Z kolei szef klubu Prawa i Sprawiedliwości Błaszczak pytany o list Dudy krzywił się jak przechodzony kalosz, bo przecież tacy prawicowcy jak on czy Waszczykowski jedyny sens swego życia widzą w byciu podnóżkiem już nawet nie Ameryki („prezydentura Obamy to koniec cywilizacji białego człowieka”, cyt. za paroma posłami PiS), ale Republikanów i to najlepiej tych bliskich Tea Party.
Duda to skarb w zdziczałej „postsolidarnościowej” Polsce, pośród jej zdziczałych „postsolidarnościowych” polityków i ideologów. I właśnie dlatego dzisiaj wszyscy – od PO po PiS, od dziennikarzy zakochanych w Republikanach po tych, którzy w każdej krytyce Wałęsy, nawet zasłużonej, widzą macierewiczowską lustrację – starają się go wepchnąć w łapy o. Rydzyka, upupić, a następnie zniszczyć. Czy związki zawodowe zrzeszają zygoty? Czy bronią ich praw? Nie, wobec tego nie są do niczego potrzebne naszemu żałosnemu sojuszowi egzorcystów i thatcherystów. Nasi peryferyjni imitatorzy thatcheryzmu (30 lat po klasykach) nie rozumieją funkcji związków zawodowych ani w liberalnej demokracji, ani w wolnorynkowym kapitalizmie.
Jeśli tej „postsolidarnościowej” bandzie egzorcystów i thatcherystów uda się Dudę upupić i zniszczyć będzie to klęska nas wszystkich – konserwatystów, liberalnego centrum, ale przede wszystkim lewicy. Jeśli bowiem z jakąkolwiek odmianą NSZZ „Solidarność” po roku 1989 w ogóle warto lewicy rozmawiać, to nie z PiS-owskim związkiem Śniadka, nie z thatcherowskim związkiem Krzaklewskiego, nie ze związkiem ś.p. Lecha Kaczyńskiego, który w każdej ze swoich publicznych funkcji politycznie pracował na brata. Jeśli z jakimś NSZZ „Solidarność” lewica powinna przynajmniej spróbować rozmawiać, to właśnie z „Solidarnością” Piotra Dudy. Dopóki Piotr Duda nie zostanie zniszczony.
PS. Zwracam uwagę, bo umknęło to uwadze posłów PO (trenowanych do posłuszeństwa, ale już nie do myślenia), że Duda swojego listu nie wysłał do Tuska czy do Sikorskiego, którzy także się z Romneyem spotkali, ale do Wałęsy. Spotkanie prawicowych polityków rządzącej aktualnie Polską prawicowej Platformy Obywatelskiej z prawicowym kandydatem na prezydenta globalnego mocarstwa, z którym to mocarstwem Polska – obojętnie prawicowa czy lewicowa – powinna utrzymywać bliskie stosunki niezależnie od tego, kto tym mocarstwem rządzi, zupełnie słusznie nie była dla Dudy tematem ani priorytetowym, ani tematem w ogóle. List napisał i wysłał do byłego lidera NSZZ „Solidarność”, który do dzisiaj pozostaje na całym świecie symbolem walki polskiego ruchu związkowego o związkowe i pracownicze prawa. I to jemu zwracał uwagę, że promuje człowieka, który praw związkowych i pracowniczych w swoim kraju jest skutecznym wrogiem.
Dodam też, że tocząca się od jakiegoś czasu rozmowa Dudy z Wałęsą to nie jest rozmowa z Wałęsą Macierewicza czy nawet Cenckiewicza. Jest to rozmowa aktualnego lidera związkowego z byłym liderem związkowym. Może nieprzyjemna dla ucha, ale dla rozumu nadzwyczaj ciekawa.