Cezary Michalski

Kogo wysłać na Ukrainę?

Posłać na Ukrainę Hausnera, nie Balcerowicza. Krugmana, a nie Chicago Boys. Oto ostatni realny wybór, jaki nam pozostał.

Posłać na Ukrainę Hausnera, nie Balcerowicza. Krugmana, a nie Chicago Boys. Być może nawet Ryszarda Bugaja (tu już się boję mojego własnego radykalizmu), a nie Krzysztofa Rybińskiego, który tam zaraz kupi sobie jeszcze droższe ciuchy i brykę, zostanie rektorem Akademii Dnieprula i założy fundusz inwestycyjny Ukrainogeddon, który będzie obstawiał załamanie kursu hrywny i rozpad Ukrainy (polski fundusz Rybińskiego Eurogeddon przyniósł od chwili swego powstania największe straty spośród wszystkich działających w Polsce funduszy, a to już najmocniejszy argument za tym, żeby Rybiński został ekspertem ekonomicznym PiS-u albo Polski Razem Jarosława Gowina).

Czy polski centrolew jest wystarczająco silny – politycznie, intelektualnie – żeby dokonać choćby tak minimalnego przesunięcia w obrębie TINY? Czy socjaldemokracja w Unii Europejskiej jest na to wystarczającą silna? Nie dzisiaj. Dzisiaj ona odda „reformy ukraińskie” Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu (choćby po to, żeby oszczędzić trochę kasy w budżetach krajowych). MFW ponoć od czasów Sachsa też się czegoś nauczył. Przynajmniej tak Fundusz twierdzi, powtarzając dziś, że „poziom nierówności” i „dezindustrializacja” to ważne parametry, które też trzeba brać pod uwagę przy każdej reformie. Ale krokodyle łzy wylewane na papierze albo w Internecie to jedna rzecz, a realna praktyka w terenie, rzecz zupełnie inna.

Wiem, że sama już otwierająca ten felieton sugestia, jakoby w ogóle należało kogoś lub coś (na przykład pieniądze) na Ukrainę wysyłać, uczyni ze mnie w oczach wielu drugiego Radka Sikorskiego (zbliża mnie do niego pewien geopolityczny realizm, tak w polskiej polityce rzadki, różnią poglądy społeczno-ekonomiczne).

Jakkolwiek nie „dumnie peryferyjnie”, ale wręcz „postkolonialnie” by to nie zabrzmiało, uważam jednak, że żadna rada kozacka obradująca w permanencji nie będzie władzą na Ukrainie, a już na pewno nie będzie władzą stabilną, zdolną do podejmowania efektywnych decyzji i dokonywania efektywnych wyborów, także geopolitycznych. Tak jak w Polsce władzą nigdy nie będzie obradujący w permanencji na Placu Defilad sejmik sarmacki (podobne jak w przypadku rady kozackiej zastrzeżenia co do efektywności, historycznie też zresztą potwierdzone). Mirażu takiej władzy – w Polsce i na Ukrainie – używają ludzie szlachetni i mili, żeby się lepiej poczuć przez moment. Ale używają tego mirażu także Kaczyński, Kurski, Ziobro, Rydzyk czy narodowcy, żeby w imię tego mirażu zdobyć i sprawować władzę jeszcze bardziej niż liberalna demokracja odległą od kozackiej rady obradującej w permanencji, bo władzę populistyczną i autorytarną. Sprawowaną może w „imieniu narodu”, ale na pewno nie z codziennym tego narodu użyciem.

Ukraińcy na razie dali władzę Batkiwszczynie (w tej samej mniej więcej proporcji, w jakiej ona sobie tę władzę wzięła). Poglądy ekonomiczne tej formacji przypominają poglądy ekonomiczne PO, z pewnym przesunięciem w stronę akceptacji dla momentu oligarchicznego (patrz, „gazowa księżniczka”, nawet w PO takiej nie ma, a w Batkiwszczynie jest). Nie walczyli też, jak dotychczas, przeciwko kapitalizmowi, jak to sugerują niektóre sympatyczne lewicowe teksty o tym, że Majdan może zostać z takiej antykapitalistycznej rewolucji „okradziony”. Walczyli w imię „mirażu”, ale jednak „mirażu” kapitalizmu w wersji UE, przeciwko znanej im realności kapitalizmu Putina i Janukowycza.

Jeśli jednak ostatecznie w imieniu Unii i MFW pojadą na Ukrainę chłopcy po stażach w bankach inwestycyjnych i funduszach hedgingowych, z mentalnością globalnego KoLibra w głowach, którzy zarabiając wielokrotność przeciętnej pensji londyńskiej (nie mówię „brytyjskiej”) czy waszyngtońskiej (nie mówię „amerykańskiej”), bo za mniejsze pieniądze nie zdołano by ich i ich oportunistycznych kompetencji „kupić z rynku”, będą się prześcigać w mówieniu Ukraińcom, jak bolesne muszą być ich reformy, a przede wszystkim, jak szybko trzeba oczyścić przemysłowy pejzaż Ukrainy na przyjęcie korporacji globalnych, to ci sami Ukraińcy, którzy dzisiaj wybrali kapitalizm UE (na razie jego miraż) zamiast kapitalizmu Putina (bo poznali jego realność), mogą wybrać za kilka lat miraż kapitalizmu Putina, zamiast realności kapitalizmu UE. Tym bardziej, że kapitalizm UE zostanie im zaoferowany w jego wersji dużo gorszej, niż np. niemiecka, bo w wersji peryferyjnej (już nawet polityka Bismarcka, Adenauera, czy polityka przemysłowa i społeczna dzisiejszych Niemiec, zarówno przez globalnych chłopców z KoLibra, jak też przez peryferyjnych „centrystów” zostanie uznana za „lewactwo”, oni wolą Thatcher, szczególnie w wersji mitologicznej).

To jest realny wybór, jaki stoi przed Unią, a tym bardziej przed lewicą w Unii, wobec Ukrainy. Jest on minimalny, mieści w obrębie TINY, nawet mnie, schodzącemu już do grobu po długim i burzliwym życiu „liberałowi zmęczenia” robi się czasem duszno na myśl o ciasnocie tego wyboru.

A jednak nawet do wymuszenia tego minimalnego wyboru lewica w Unii (czyli także w Polsce) nie jest przygotowana ani politycznie, ani intelektualnie. Pozostają łzawe opowieści o ukradzionej rewolucji Majdanu, które Marks potraktowałby z jeszcze mniejszą łagodnością, niż ja je traktuję, bo nie jestem Marksem (czasem żal człowiekowi, że nie jest geniuszem), więc nie mam prawa mówić zbyt wiele nieprzyjemnych rzeczy ludziom, którym nie umiem powiedzieć nic przyjemnego.

Jedno mnie tylko prowokuje do symbolicznego okrucieństwa. Fakt, że są tacy lewicowcy – od Die Linke po najbardziej zakurzone kąty w Polsce – którzy nie wiedzieć czemu uważają dziki i oligarchiczny kapitalizm Putina czy Janukowycza za lepszy od nieudolnie regulowanego kapitalizmu Unii Europejskiej. Chyba tylko dlatego, że nad Kremlem jest jedna czerwona gwiazda, która kojarzy im się być może z jakimiś fajnymi momentami z ich odległej jurnej młodości albo ze wspomnień ich tatów i dziadków, a nad budynkiem Europarlamentu powiewa flaga z większą ilością gwiazd innego koloru, która ani im, ani ich tatom czy dziadkom nie kojarzy się z niczym. I tyle by było moich uwag odnośnie tradycji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij