Konflikt pomiędzy Wandą Nowicką a Januszem Palikotem nie posłużył ani Kongresowi Kobiet, ani „drobnomieszczańskiej Samoobronie” Palikota. Posłużył wyłącznie do tego, aby w nowej inicjatywie politycznej Europa Plus hierarchia przywództwa była ustawiona jasno. Aleksander Kwaśniewski wraca do polityki jako lider, a przygięty lekko do ziemi Janusz Palikot pełnić ma funkcję równorzędną wobec Siwca, Kalisza, a w przyszłości być może Cimoszewicza czy nawet obecnych liderów SLD (wciąż trudno mi tu wskazać kobiety, wygląda na to, że Kalisz musi się nieco pospieszyć).
Jakie są zalety i ryzyka tego rozwiązania? Zalety już mogliśmy zobaczyć. Do tej pory (gdzieś tak od roku 2004) wszyscy w tym kraju – od Tuska począwszy – orientowali się wyłącznie na różne odłamy polskiej prawicy i jej najrozmaitsze, coraz bardziej kliniczne, szaleństwa. Wydawało się, że lewica jest w tym kraju trupem na zawsze, więc jedynym punktem odniesienia, nawet dla „centrystów i liberałów”, pozostawali biskupi, ich najbardziej nawet perwersyjni „specjaliści od biopolityki” (patrz Franciszek Longchamps de Berier), mnożące się na drodze podziału komórkowego prawicowe media. Jedynym punktem odniesienia dla ludzi usiłujących rządzić tym krajem była przyspieszająca prawicowa licytacja na społeczną i kulturową reakcyjność, której apogeum stała się religia smoleńska.
Teraz pokryta grubym kożuchem śmieci woda w naszym zatęchłym stawie zaczęła się jednak poruszać nieco bardziej chaotycznie (nie piszę, „w lewo”, piszę „bardziej chaotycznie”). Tusk nie nadepnąłby na kark Gowina z takim medialnym przytupem, gdyby nie widział, że Kwaśniewski wraca. Zatem na lewo od PO może powstać formacja, do której liberalni wyborcy Platformy będą mogli uciec nie chcąc swymi głosami żyrować ideowych pasji Gowina, Żalka, Giertycha czy Niesiołowskiego (to są zawsze pasje polegające nie na „pogłębianiu własnej formacji duchowej”, ale na łamaniu za pomocą prawa powszechnego sumień ludzi myślących i żyjących inaczej niż prawicowcy). Donald Tusk zastanawiając się, na rzecz kogo może stracić wyborców albo od kogo ich skubnąć, nie będzie już sobie kazał czytać wyłącznie „Od rzeczy”, „W sieci”, „Uważam Rze” czy bijącego tamte wszystkie na głowę nowego prawicowego tygodnika „Potwory i spółka”. Czasem pozwoli swemu sercu pobić trochę także po liberalnej stronie. Tusk zaczął też puszczać balony próbne w stronę SLD – czy Miller nie zechciałby zostać jego kolejnym wicepremierem, a liderzy SLD ministrami. Moim zdaniem, Tusk powinien był to zrobić po wyborach, dziś, w kontekście inicjatywy Kwaśniewskiego, może być za późno. Ale to też oznacza zmianę w stosunku do wcześniejszej praktyki zajmowania się wyłącznie terapeutyzowaniem polskiej prawicy przeżywającej szok poznawczy w zderzeniu z „lewackim światem” Camerona, Aznara, Sarkozy’ego czy Merkel.
A ryzyka? Po pierwsze, tworzenie Europy Plus może ugrzęznąć w paradygmatycznym konflikcie pomiędzy Leszkiem Millerem i resztą świata. Leszek Miller ma wystarczającą siłę, aby reszta świata połamała sobie na nim zęby, tak jak to się wydarzyło po aferze Rywina. Wtedy obie strony pójdą z fasonem na dno. Zatem ja bym się na miejscu obu stron (Millera i reszty świata) zastanowił, zanim pójdą na dno. Ale jest drugie ryzyko, bez porównania poważniejsze. Ja osobiście wytrzymam nerwowo czasy, kiedy PiS ze swoimi 30 procentami będzie liderem sondaży, pod warunkiem, że inne partie, które z Kaczyńskim i Macierewiczem nigdy rządu nie stworzą (choćby nawet profesor Gliński był w tym rządzie kapciowym), nie spadną poniżej 70. Ale to nie jest pewne. Warto bowiem w tym miejscu przypomnieć podział na „tych którym się powiodło” i „nieudaczników” polskiej transformacji. Na jej beneficjentów, lub choćby aspirujących do sukcesu, oraz na „wykluczonych” (jednych dlatego, że nie mają pracy, innych dlatego, że Kościół z prawicą nie stworzyli im jeszcze tak jednolitego i bezpiecznego świata „jak za Gierka”). Europa Plus, tak jak wygląda na dzisiaj, może walczyć wyłącznie o elektorat nowego polskiego mieszczaństwa z obecnym dysponentem tego elektoratu, Donaldem Tuskiem. Palikot potrafił zorganizować „nieco wykluczone”, ale jeszcze bardziej „aspirujące” prowincjonalne drobnomieszczaństwo. To już jest gigantyczny wyborczy zysk w stosunku do możliwości LiD-u, Borowskiego i innych, którzy wyborców po drugiej stronie społecznej barykady nigdy nie mieli, nie mają i mieć nie będą. Ale to może nie wystarczyć. Jeśli większość tego społeczeństwa wciąż będzie się utożsamiała z transformacją, mam nadzieję przekonana co do konieczności korekty jej dzisiejszego modelu, to podział, o którym przypominam będzie potworny, będzie nie do zniesienia, szczególnie dla ludzi o lewicowej wrażliwości społecznej, ale przynajmniej tego państwa nie zniszczy. Żyjemy jednak w kraju, który znowu nurkuje w kryzys. Wskaźniki bezrobocia i nierówności społecznych wznoszą się ku niebu żwawiej, niż zakupione przez LOT Dreamlinery. W Radomiu próbowano przerwać wykład człowieka, który w 1976 zrobił wiele, i to rzeczy heroicznych, żeby robotnikom radomskim pomóc. Ale tamten Radom już nie istnieje. Przestało istnieć miasto przemysłowe Radom, co być może zbyt ochoczo wszyscy zaakceptowaliśmy. Jest miasto upadku i bezrobocia, rządzone przez klerykalną i populistyczną prawicę PiS, którą coraz mocniej „podsiąkają” neofaszyści. Radom to także miasto (prawie) bez lewicy.
Jeśli transformacja potoczy się gorzej – tak, jeszcze gorzej niż do tej pory – Radomiem może stać się cała Polska. A wówczas populistyczna prawica zdobędzie władzę i zdmuchnie Tuska, Kwaśniewskiego i całe nowe polskie mieszczaństwo, łącznie z jego najbardziej postępowym skrzydłem. Wiem, że są wśród moich czytelników ludzie, których ta perspektywa zachwyca. Mnie nie zachwyca. Zatem zanim zabijecie Millera, który jako jedyny w gronie Europa Plus–SLD, mimo wszystkich swoich blairyzmów potrafił się komunikować z „wykluczeniem społecznym”, bo jest z awansu, a pochodzenie społeczne nie kłamie, zróbcie sobie wcześniej jakiegoś nowego Millera (nie będzie to łatwe) albo spróbujcie istniejącego wbudować w strukturę Europy Plus. Tak, żeby to nie była wyłącznie „lewica dla lemingów”. Inaczej pozostanie wam z realnych aktywów politycznych wyłącznie lekko przygięty do ziemi Palikot. Jego drobnomieszczańska „Samoobrona” to przynajmniej nie jest „liberalizm dla lemingów”. To liberalizm dla dawnych ochroniarzy z klubów, dla ludzi z prowincji i dołów tęskniących za obietnicą społecznego awansu, którzy, gdyby nie Palikot, też mieliby do wyboru już wyłącznie Kaczyńskiego albo narodowców.
O projekcie Europa Plus czytaj też rozmowę Cezarego Michalskiego z Markiem Siwcem