Wyznawcę „zemsty Boga”, w przeciwieństwie do człowieka religijnego, zawsze bardziej niż jego własna wiara interesuje niewiara i „nieczystość” innych.
Różnica pomiędzy wiarą (trzech monoteizmów, ale także innych religii, a nawet świeckiego humanizmu, który jako nauczanie etyczne też się w ogromnej mierze z religii historycznie wywodzi) a ideologią „zemsty Boga” jest stosunkowo prosta. Można ją przedstawić na przykładzie różnicy pomiędzy bogobojnym Żydem w Jerozolimie, który przestrzega szabasu, poszukuje śladów Boga, praktykuje miłosierdzie wobec bliźnich, a członkami neoortodoksyjnych lub neochasydzkich wspólnot żyjącymi w tym samym czasie i w tym samym mieście, którzy w szabas wychodzą na ulice z kamieniami w rękach, aby obrzucać samochody kierowców, którzy nie przestrzegają szabasu albo obrzucać kamieniami i obrażać kobiety ubrane „nieskromnie”.
Wyznawcę „zemsty Boga”, w przeciwieństwie do człowieka religijnego, zawsze bardziej niż jego własna wiara interesuje, pasjonuje, „kręci” (cyt. za Robert Tekieli) niewiara i „nieczystość” innych. „Zemsta Boga” jest przy tym „bliższa naturze”, obsługuje bardziej naturalistyczne potrzeby człowieka: potrzebę bezpieczeństwa, potrzebę dominacji, potrzebę przynależności do twardo zdefiniowanej wspólnoty własnej przeciwstawionej równie twardo wyodrębnionej wspólnocie „obcych”, potrzebę pewności, której nie dostarczą ani wątpliwości Abrahama pochylającego się z nożem nad własnym synem, ani ekstatyczne wskazówki Jezusa, ani wizja Mahometa, której doznał w ciągu tych kilku milisekund, zanim upuszczony przez niego dzban rozbił się na kawałki. Na tle wszystkich naturalnych potrzeb, które zaspokaja „zemsta Boga”, doznanie prawdziwie religijne rzeczywiście wydaje się cudem, gdyż „nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, we wszystkim pokłada nadzieję…” („Hymn o miłości” to wraz z „Kazaniem na górze” dwa najbardziej antynaturalistyczne teksty religijne w obrębie trzech monoteizmów, i niech się współcześni żydowscy suprematyści nie obrażają, bo choć oba są wzięte z chrześcijaństwa, to autorami obu są Żydzi).
To, co piszę nie jest wezwaniem do wycofania się ludzi religijnych „do kruchty”, do porzucenia nakazu propagowania swej wiary czy poczucia odpowiedzialności za innych. Jednak człowiek religijny – jeśli wierzyć jednoznacznej pod tym względem przypowieści o miłosiernym Samarytaninie – dysponuje tylko jednym narzędziem umożliwiającym zarówno publiczne deklarowanie swojej wiary, jak też branie odpowiedzialności za innych. Tym narzędziem jest praktyczne miłosierdzie.
Tymczasem wyznawca „zemsty Boga” uważa, że narzędziem nawracania innych, narzędziem leczenia innych z grzechu, narzędziem brania odpowiedzialności za świat jest motywowana jego osobistymi przekonaniami przemoc. Przemoc fizyczna, przemoc symboliczna, przemoc prawa powszechnego narzucanego „niewiernym” wszędzie tam, gdzie wyznawca „zemsty Boga” dysponuje przewagą siły („większość” katolicka, muzułmańska, żydowska…).
Obserwowany z tego punktu widzenia konflikt pomiędzy ks. Lemańskim i jego zwolennikami w polskim Kościele, a abp. Hoserem, Tomaszem Terlikowskim, o. Tadeuszem Rydzykiem i ich zwolennikami w polskim Kościele, nie pozostawia wątpliwości, że polski Kościół jest dziś w nieporównanie większym stopniu zdyscyplinowaną armią wyznawców „zemsty Boga”, niż wspólnotą wolnych (nawet jeśli narzucających sobie ograniczenia zgodne z wymaganiami ich wiary) chrześcijan. Nie wiem, czy ducha Kościoła katolickiego w jego wymiarze uniwersalnym rzeczywiście uosabia papież Franciszek, ale pewne jest, że ducha dzisiejszego polskiego Kościoła uosabia Tomasz Terlikowski. Abp. Hoser wyraził to jednoznacznie (a nikt w polskim episkopacie nie podjął z nim publicznej polemiki), kiedy po sporze pomiędzy ks. Lemańskim a Tomaszem Terlikowskim odwołał ks. Lemańskiego z jego parafii, uzasadniając to brakiem zgodności pomiędzy jego poglądami a nauczaniem Kościoła. Ducha polskiego Kościoła uosabia też dzisiaj nie papież Franciszek, a o. Tadeusz Rydzyk, który otrzymał właśnie od słabego polskiego Kościoła (słabego w wymiarze religijnym, więc niepotrafiącego przeciwstawić się zagarniającej go ideologii „zemsty Boga”) i od słabego polskiego świeckiego państwa kolejne potężne narzędzie oddziaływania, które stosunek sił pomiędzy „zemstą Boga”, a wiarą religijną w polskim Kościele uczyni jeszcze bardziej nierównym.
W tym samym czasie wybuchł spór o ubój rytualny, też będący w pewnym wymiarze sporem pomiędzy religią, a „zemstą Boga”, tyle że toczącym się na obszarze judaizmu i islamu. Ubój rytualny jest – moim zdaniem – nadmiarem okrucieństwa, niekoniecznym jako narzędzie religii rozumianej zarówno jako szacunek wobec Boga, jak też jako praktyczne miłosierdzie wobec bliźniego rozszerzające się powoli (bardzo powolutku) także na zwierzęta. Ale to jest moje zdanie i nie mogę go narzucać ortodoksyjnym wyznawcom judaizmu czy islamu. Ich wola jest granicą mojej woli. Nasza cywilizacja jest wciąż cywilizacją antropocentryczną, a dopóki tak jest, składanie wolności drugiego człowieka na ołtarzu własnej wrażliwości wobec zwierząt jest zabiegiem bardzo ryzykownym. Rozumiem niepokój Żydów, którzy świetnie pamiętają, że pierwszą ustawą uchwaloną przez Reichstag zdominowany już przez NSDAP była ustawa o „ochronie niemieckich zwierząt” zawierająca zarówno kategoryczny zakaz uboju rytualnego, jak też prawne regulacje przewozu zwierząt na rzeź (maksymalna liczba zwierząt w wagonie, wentylacja wagonów, częstotliwość postojów na pojenie i karmienie zwierząt itp.). Żadnej z tych regulacji „ekologiczny prawodawca” z NSDAP nie przestrzegał później przewożąc wagonami ludzi, przede wszystkim Żydów, na rzeź. Dlatego nie mam w sobie siły i zdecydowania, aby stosunek ortodoksyjnych żydów czy muzułmanów do uboju rytualnego rozwiązywać za nich, nawet jeśli cieszy mnie każda informacja o tym, że istnieją ortodoksyjni żydzi wegetarianie, którzy postanowili łączyć wrażliwość etyczną z szacunkiem dla wymogów Prawa, istnieją także synagogi reformowane lub nawet bardziej wrażliwe synagogi ortodoksyjne odrzucające ubój rytualny otwarcie albo przy udziale skomplikowanej kazuistyki (zgoda na ogłuszanie zwierząt „minimalnie później”, niż poderżnięcie im gardła). Człowiek jest istotą okrutną (człowiek wierzący, niewierzący, chrześcijanin, żyd, muzułmanin, świecki humanista). Dlatego każda kazuistyka minimalizująca cierpienie, które człowiek zadaje, jest tutaj wartością.
Jednocześnie jednak niektórzy ortodoksyjni żydzi czy muzułmanie w Polsce nie bronią dzisiaj swojej wolności religijnej, ale bronią zarabianych przez siebie pieniędzy. Certyfikaty uboju rytualnego umożliwiające gigantyczny eksport polskiego mięsa do Turcji, Arabii Saudyjskiej i Izraela, za które przemysł rzeźniczy płacił procent od zysków, wydawały w Polsce ortodoksyjne żydowskie i muzułmańskie wspólnoty religijne. I to one czerpały z tego zysk, tym proporcjonalnie bardziej dla nich istotny, im same były mniej liczne. Stąd ich niechęć wobec każdej regulacji prawnej, która umożliwiłaby ubój rytualny na skalę zaspokajającą potrzeby kilkudziesięciu tysięcy ortodoksyjnych żydów i muzułmanów żyjących dziś w Polsce, ale uniemożliwiałaby jednocześnie dalsze czerpanie (przez producentów mięsa i przez wspólnoty religijne dostarczające odpowiednich dokumentów) zysków z eksportu mięsa pochodzącego z uboju rytualnego. Utrata tych zysków jest dla ortodoksyjnej wspólnoty żydowskiej i muzułmańskiej w Polsce czymś bardzo bolesnym, polskie państwo powinno pomyśleć o odszkodowaniach dla tych wspólnot. Tym bardziej, że Kościołowi katolickiemu polskie państwo płaci odszkodowania za czyny przez siebie popełnione i niepopełnione.
Polskie państwo i polska klasa polityczna powinny być także zdolne do jak najszybszego wprowadzenia regulacji prawnych umożliwiających ubój rytualny na skalę zaspokajającą realne potrzeby ortodoksyjnych żydów i muzułmanów żyjących dziś w Polsce (nawet przełamując niechęć niektórych reprezentantów tych wspólnot do takich regulacji).
Ale że świeckie państwo w Polsce jest dziś słabe, a polska klasa polityczna woli tarzać się w podłych walkach partyjnych, niż rozwiązywać jakiekolwiek problemy i być wobec tych rozwiązań jakkolwiek solidarna, toteż robiące sobie na złość PO i PiS (tylko one się liczą), nie potrafiły uchwalić prostej regulacji prawnej, która umożliwiałaby ubój rytualny w Polsce na skalę jednej rzeźni albo jednej linii produkcyjnej, zakazując jej na skalę wielkiego przemysłowego biznesu opartego na niekoniecznym okrucieństwie wobec zwierząt. W ten sposób słabość świeckiego polskiego państwa staje się usprawiedliwieniem dla zarzutów o ograniczanie wolności religijnej w Polsce, które są dziś zgłaszane przez niektórych ortodoksyjnych żydów i muzułmanów. Kompromitując judaizm i islam, ponieważ w tym akurat kontekście te zarzuty są nieprawdziwe. W ten sposób słabość świeckiego polskiego państwa i krótkowzroczność polskiej klasy politycznej stają się dodatkowym źródłem patologii obecnych w Polsce religii. Tak samo jak próby instrumentalnego traktowania Kościoła przez polską klasę polityczną (komisja majątkowa pod wezwaniem Marka P., „Kościół toruński kontra Kościół łagiewnicki”, procesje z kamerami polityków i prezydenta z PO, cyniczne częstochowskie przemówienia Jarosława Kaczyńskiego) przyspieszyły przejmowanie polskiego Kościoła przez „zemstę Boga”, tak samo niezdolność polskiej klasy politycznej do uchwalenia precyzyjnej ustawy o uboju rytualnym umożliwia niektórym ortodoksyjnym żydom i muzułmanom publiczne głoszenie tez jawnie nieprawdziwych, które kompromitują reprezentowane przez nich wielkie religie.