Pewność siebie bohaterek „Dziewczyn” jest gówniarska, niekiedy bezczelna. I godna pozazdroszczenia.
W lutym ruszył ostatni, szósty sezon serialu Dziewczyny (Girls). W pierwszym odcinku pierwszego sezonu główna bohaterka Hannah, która chce być pisarką, mówi, że wydaje jej się, że może być głosem pokolenia. W pierwszym odcinku ostatniego sezonu widzimy, jak Hannah po wielu życiowych perturbacjach wraca do pisania. Na spotkaniu z przyszłą pracodawczynią szczerze oznajmia, że idealnie pasuje do linii magazynu, dla którego ma pisać – nic jej nie obchodzi i jednocześnie ma opinię na każdy temat, nawet na taki, o którym nic nie wie. Panie i panowie: jakie pokolenie, taki głos.
Dziewczyny są oczywiście dużo mądrzejsze niż ich główna bohaterka, czy nawet wszystkie bohaterki razem wzięte. Ten serial sporo namieszał. Przynajmniej w USA. Nie wiem, czy jest sens pisać jeszcze o filmach, książkach czy serialach, które są głosami pokolenia, bo nowoczesność taka płynna, a pokolenia tak szybko przemijają. Na pewno są jednak seriale, które wpływają na kulturę i debatę społeczną, z którymi utożsamiają się jeśli nie pokolenia, to na pewno klasy i grupy społeczne. Takimi popularnymi serialami byli kiedyś Przyjaciele czy Seks w wielkim mieście. Dziewczyny mają w sobie coś z tamtych produkcji.
Nic o nas bez nas
Jak to w popularnym serialu, który ma być głosem pokolenia, trzeba jakoś to pokolenie przedstawić. No więc są nim dwudziestoparolatkowie z Nowego Jorku. Część studiuje, mają jakieś dorywcze prace, ale raczej jeszcze nie te docelowe. Nie opływają w luksusy, ale też nie mają problemów finansowych, a te, które mają, nie oznaczają dla bohaterek wielkich życiowych tarapatów.
Rewolucyjność Dziewczyn polega na tym, że to serial kobiet. Pisany przez kobietę, reżyserowany, zagrany przez kobiety. Niby Seks w wielkim mieście też był cały o kobietach, ale w sumie kobietom tym zależało głównie na tym, żeby ładnie wyglądać i znaleźć sobie chłopaka. Bohaterki Dziewczyn trochę inaczej definiują swoje życiowe cele.
Rewolucyjność Dziewczyn to też cielesność, której w ten sposób w mainstreamie jeszcze nie pokazywano. Bohaterki nie wyglądają jak wycięte z żurnala, bohaterowie też nie. To nie pokaz mody. To serial. W Przyjaciołach jednym z najśmieszniejszych motywów serialu było to, że Monika, jedna z bohaterek, była kiedyś gruba. Potem schudła, jak na lata 90. przystało, ale zawsze, kiedy wracał wątek wagi, w tle radośnie rozlegał się śmiech z puszki. Bohaterki Seksu były niby wyzwolone i takie bezpruderyjne, ale seks zawsze uprawiały w staniku. W Dziewczynach nie ma już ani dyktatu wychudzonych kobiet, ani bezsensownego budzenia się rano w staniku. Są za to nagie piersi, nagie cipki, krzaczaste włosy łonowe, cellulitis na udach, zęby niewyrównane aparatem ortodontycznym. Tak, właśnie dlatego ten serial jest taki niezwykły. Przez te cycki i uda.
Przełomowość Dziewczyn nie ma oczywiście takiej samej wagi w USA jak np. w Polsce. Kiedy amerykański „Glamour” umieścił w lutym tego roku na okładce cztery aktorki grające w serialu, Lena Dunham bardzo się ucieszyła i oficjalnie podziękowała magazynowi za to, że grafik zostawił jej cellulit w spokoju i pozwolił jej być na okładce taką, jaka jest w rzeczywistości. Polski„Glamour” chyba nie był na to gotowy. Zobaczcie:
Serial Dziewczyny odniósł ogromny sukces. Lena Dunham wydała autobiograficzną książkę Nie taka dziewczyna. Prowadzi też feministyczny portalo-newsletter Lenny. Niedawno brała udział w marszu kobiet w USA.
Ale nie myślcie, że oto Lena Dunham i Dziewczyny są przykładem jakiegoś daleko posuniętego progresywnego głosu amerykańskiego pokolenia. Kiedy serial pojawił się w telewizji, w amerykańskich mediach natychmiast zaczęto pytać, gdzie są kolorowe dziewczyny. Jak się okazało, cycki i uda z cellulitem to za mało. Lena Dunham bardzo szybko musiała stawić czoła krytykom zarzucającym jej, że jak na opowieść, która dzieje się w tak multikulturowym mieście jak Nowy Jork, obsada jest trochę za bardzo „biała”.
Z punktu widzenia Polski ten zarzut może brzmieć jak kosmiczne czepialstwo, ale cóż. Na łamach The Nation i Jezebel pytano, czemu Lena Dunham zapomniała o kolorowych dziewczynach. Dunham broniła się tłumacząc, że serialowe postaci są często oparte na prawdziwych przyjaciołach. Kiedy przeczyta się Nie taka dziewczyna, łatwo się domyślić, że Lena mogła się obracać w dość homogenicznym środowisku liberalnej artystycznej klasy średniej i rzeczywiście nie zdołała wyjść ze swojej „hipsterskiej bańki”, a więc nie zauważyła, że nagrywa bardzo „biały serial”. Po latach powiedziała jednak, że teraz nie wyobraża sobie zrobienia serialu, w którym występują cztery białe dziewczyny. Żeby słowu stało się zadość, w pierwszym odcinku ostatniego sezonu Hannah ma romans z instruktorem surfingu. Nie białym. W drugim Shoshanna i Jessa spotykają znajome Shosh sprzed lat. Też nie białe. A Elijah flirtuje z kolorowym facetem. W ostatnim sezonie widać, jak dziewczyny dojrzewają. Dojrzała też Lena Dunham i stara się unikać błędów, które popełniła wcześniej.
W Polsce Dziewczyny nie są tak popularne i kontrowersje dotyczące za mało zróżnicowanej rasowo obsady serialu brzmią jak problemy pierwszego świata. Mimo tego serial na pewno wart jest uwagi. Ciekawe w nim jest choćby to, że bohaterki wcale nie są takie miłe i łatwe do pokochania. Hannah jest egoistką, Marnie marnie śpiewa, a myśli, że śpiewa pięknie, i na dodatek daje się wkręcać w emocjonalne szantaże męża, Dessiego. Shoshanna i Elijah nie wiedzą, czego chcą, Ray wie, czego chce – chce być z Marnie, ale nie oszukujmy się, więcej go łączy z Shosh. Adam i Jessa odizolowali się od grupy i próbują swoje problemy przykryć szaleństwem związku. Niby bohaterowie są już kilka lat starsi i widzieliśmy, że trochę przeszli, jednak nadal trudno powiedzieć, żeby ktoś poza dużo starszym od reszty Rayem Ploshanskym był stabilny emocjonalnie.
Bohaterki „Dziewczyn” wcale nie są takie miłe i łatwe do pokochania.
Brak stabilności nie przeszkadza jednak bohaterkom – bo one są tu jednak w centrum uwagi – wierzyć w siebie. Hannah niby często się załamuje, ale z drugiej strony to ikoniczna bohaterka całego serialu. To jej ciało, pokryte tatuażami, najczęściej odkryte czy wystające zza jakiegoś koszmarnego kostiumu, jest tak ważne dla serialu. Manohla Dargis napisała niedawno w „New York Timesie”, że oglądając Dziewczyny, zdała sobie sprawę, że Lena Dunham jest body artist, że duża część zachodniej historii sztuki to historia mężczyzn tworzących portrety kobiet, a Lena tworzy sztukę, te obrazy przekształcając. W zasadzie sama tworzy obraz kobiety. W jednym z odcinków Hannah chce zrobić dla swojego chłopaka nagie zdjęcie. Pomaga jej Ray. Hannah rozebrana leży na kanapie w knajpie Raya, ten trzyma komórkę i próbuje zrobić najlepszą fotografię. Hannah, parodiując scenę z Titanica, mówi: „Sportretuj mnie tak, jak malowałeś swoje Francuzki”.
Hannah jest pogubiona, ale trudno ją nazwać zahukaną, niepewną siebie. W Polsce niedawno sporą karierę zrobił felieton Anny Dziewit-Meller o tym, jak na propozycję zostania felietonistką „Tygodnika Powszechnego” zareagowała strachem, że nie da rady, bo – upraszczając – się nie zna. Prowadzimy bazę Ekspertki.org, w której rejestrują się kobiety znające się na różnych rzeczach i gotowe wypowiedzieć się w debacie publicznej. Ileż to razy panie mówiły, że nie czują się na tyle pewnie, żeby się do bazy zapisać, bo mają tylko doktorat. Kiedy w ramach promowania tej bazy organizowaliśmy w Krytyce Politycznej warsztaty dla dziennikarzy, zadzwoniłam do jednej z bardziej doświadczonych dziennikarek prasowych i radiowych. Powiedziała, że nie poprowadzi zajęć, bo się na mediach nie zna.
W takich chwilach wolę już Hannah z Dziewczyn, która na niczym się nie zna, ale zawsze ma jakieś zdanie. Młoda jest. W końcu się na czymś pozna, a pewność siebie już wtedy będzie miała. W drugą stronę to chyba idzie wolniej – co z tego, że wiele kobiet z pokolenia starszego od pokolenia Dziewczyn ma wybitną wiedzę, jeśli brak im tej gówniarskiej, bezczelnej niekiedy pewności siebie, jaką mają Hannah, Jessa, Marnie i Shoshanna.