Mówienie elicie finansowej, żeby się ograniczyła ma taki sens, jak namawianie tygrysa, żeby przeszedł na dietę wegetariańską.

Mówienie elicie finansowej, żeby się ograniczyła ma taki sens, jak namawianie tygrysa, żeby przeszedł na dietę wegetariańską.
Prognozy gospodarcze i rynkowe na nowy rok.
Wyobraźmy sobie wygraną Partii Wolności w Holandii, Frontu Narodowego we Francji, Pięciu Gwiazdek we Włoszech i przegraną Angeli Merkel w Niemczech. Niemożliwe? Ależ całkiem prawdopodobne.
Może lepiej, żeby wygrał Trump i stał się swoistą szczepionką zapobiegającą jeszcze poważniejszej chorobie?
Debata Clinton–Trump czy odwołanie ministra Szałamachy – co ważniejsze z naszego punktu widzenia?
Wakacje minęły, zaczęły się schody. Najwyższy z nich to najważniejsze od wielu lat wybory prezydenckie w USA.
Świat się trzęsie, a indeksy rosną. Na Wall Street biją rekordy wszechczasów.
Doświadczyliśmy typowego efektu „czarnego łabędzia”.
Polityka państwa stała się jakąś zadziwiającą grą pozorów. Państwo udaje, że coś robi, ale de facto wyzbywa się kolejnych obowiązków.
Dla rynków najgorsza jest niepewność.
Wyciek danych o kontach założonych w Panamie określany mianem „Panama Papers” zmieni bardzo niewiele, a jeśli zmieni to tylko tak, żeby nic się w rzeczywistości nie zmieniło.
Czy kilka lat temu mogliśmy sobie wyobrazić, że banki centralne zamiast płacić odsetki zaczną pobierać opłaty od złożonych przez banki komercyjne depozytów?