Na wiosnę miała się jednoczyć lewica. Wiosna już jest. I jest, jaka jest: jak nie ulewny deszcz, to lodowaty wiatr. Jaka wiosna, takie zjednoczenie. Między Ruchem Palikota a Sojuszem Lewicy Demokratycznej trwa wojna. I to jaka. Jaka wiosna, taka wojna. Wiosna żałosna i wojna też żałosna.
Po której stronie powinniśmy się opowiedzieć w tej wojnie? Trudny wybór, a właściwie żaden. Palikot popiera podniesienie wieku emerytalnego do 67 roku życia, a w „Gazecie Wyborczej” opowiada niestworzone rzeczy o swojej wymarzonej koalicji z Platformą. Palikot wyśmiewa Millera jako politycznego starca, ale kiedy mówi o członkach swojego rządu marzeń, wymienia trzech innych, mówiąc delikatnie, weteranów, do tego mniej lub bardziej neoliberalnych: premier Aleksander Kwaśniewski, minister gospodarki Jerzy Hausner, minister spraw zagranicznych Andrzej Olechowski. Ten rząd, z Palikotem jako prezydentem, miałby dokonać „korekty kapitalizmu”. Ciekawe, w jakim kierunku? Jeszcze bardziej neoliberalnym?
Humorystyczny jest fragment o tym, jakich wielkich zmian w mentalności Polaków dokonałby Palikot jako prezydent, ponieważ przestałby zapraszać duchownych na prezydenckie uroczystości oficjalne. Panie Palikot, gigantyczna większość Polaków nawet by tego nie zauważyła, bo gigantyczna większość Polaków nie chodzi na prezydenckie uroczystości oficjalne. Nie mówiąc już o tym, że następnych wyborów prezydenckich pan nie wygra.
Ale jakkolwiek żałosny byłby Janusz „Opowieści Dziwnej Treści” Palikot, Leszek „Tortury CIA” Miller jest jeszcze żałośniejszy. Co prawda, Miller nie popiera podniesienia wieku emerytalnego do 67 roku życia, żąda referendum i w tej sprawie wystąpił wspólnie z „Solidarnością”, śpiewał nawet z nimi Mury. Ale powinni dla niego zmienić trochę tę pieśń:
Wyrwij mułłom zęby z ust
Wodę do gardła chlust chlust chlust
Aż mułła pęknie, pęknie, pęknie
I nam wyśpiewa wszystko pięknie
Pięknie, kurwa, pięknie, jak mówi staropolskie przysłowie. W Sejmie Leszek Miller nazwał posłów Ruchu Palikota „naćpaną hołotą”. Brawa dla tego doświadczonego polityka. Miller swoim tekstem zrobił coś niemożliwego: znalazł sposób na to, żeby nasza sympatia – mimo naszych metagalaktycznie gigantycznych zastrzeżeń do Palikota – natychmiast i odruchowo powędrowała w stronę Ruchu. Więcej: Miller znalazł sposób, żeby znienawidziła go polska młodzież, która dotąd go nie nienawidziła (bo nie pamięta komunizmu i aroganckich wystąpień w stołówce KC PZPR, gdzie Miller gromił ówczesną młodzież). Z właściwą sobie bezczelnością lider SLD wysikał się z trybuny sejmowej na problemy polityki narkotykowej, na cierpienia osób uzależnionych i młodych ludzi skazywanych na bezsensowne wyroki za posiadanie skręta. Przypominam też, że słowo „hołota” jest pogardliwym określeniem biedoty. W ten właśnie sposób możni i bogaci nazywali tych, co mniej mają i mniej mogą. Wobec tego musimy powiedzieć: wszyscy jesteśmy naćpaną hołotą.
To tyle, jeśli chodzi o lewicowość Millera. Więcej na ten temat w najbliższym numerze „Przekroju”. A na zakończenie chcę zwrócić Państwa uwagę na pewne tajemnicze zjawisko. Kiedy wczoraj (przy świadkach! szkoda, że nie zrobiłem screen shota) wszedłem na stronę Google Tłumacz i wpisałem tam zdanie: „Mężczyzna jest mężczyzną i mężczyzna powinien sprzątać dom”, Google Tłumacz przetłumaczył mi je jako: „Man is man and woman should clean house”. What the fuck, powiedziałem sobie. Czy na Google’u działa jakaś translatorska dywersja? Czy ktoś stworzył antykobiecego wirusa? To bardzo tajemnicze, bo kiedy ponowiłem eksperyment dzisiaj na innym komputerze, tym razem przetłumaczyło mi poprawnie, jak należy. Czyżby informatycy Google’a w ciągu jednej nocy naprawili sekretną ideologiczną usterkę? A może wynik eksperymentu zależy od tego, kto i na jakim komputerze dokonuje doświadczenia? Jeżeli macie chwilę czasu, wejdźcie na Google Tłumacza i sprawdźcie, jak to u Was wygląda.