O życie! Jakże mnie zaskakujesz tym, że coraz mniej mnie zaskakujesz!
O Pani Profesor Janion! Jakże byłem głupi niegdyś, wiele lat temu, polemizując z Panią. Napisała Pani, że w naszym polskim życiu zanika zdolność do przeżywania ironii, wyrażania jej i rozumienia. Ja na łamach „Wyborczej” napisałem wtedy, że najbardziej powszechny odbiór popkultury przez inteligencję oparty jest przecież na ironii. Nie przeczuwałem wtedy, że ironia jest świetnym sposobem na likwidację ironii, a inteligencja też jakoś przy tej okazji zniknie.
O Bracia Figo Fagot! Tu muszę się przyznać, że uwielbiam Braci Figo Fagot. Nie dlatego, że biorę na poważnie ich parodystyczne „rasistowskie” i „seksistowskie” teksty o zdradzie z Cyganem i chapaniu hot-doga – trudno jest to wszystko traktować poważnie, gdy pointa zalinkowanego tutaj teledysku dekonstruuje zarówno seksizm, jak i antyseksizm: nasz macho po nawróceniu na homo staje się homo-macho (pozostaje panem o twardej ręce – tyle że panem innego pana). Nie wyśmiewam się też z ludzi słuchających „poważnego” disco polo: ich podatność na taką estetykę nie jest ich winą.
Nie wyśmiewam się nawet z samego disco polo. Uważam, że jest ono czymś bardzo cennym: pokazuje Polaka takim, jakim jest naprawdę. Folwarcznym niewolnikiem, który zaraz po wyzwoleniu (nader względnym) wystroił się jak stróż w Boże Ciało i przyklepał sobie włosy na cukier. Podobnie jak mój przyjaciel Janek Kleyff uważam, że disco polo to przyrodzona nam estetyka i powinniśmy ją eksplorować. Jeżeli mamy naprawdę rozwijać się jako naród i wznosić na coraz wyższe piętra mądrości, zrozumienia i filozofii, będzie to rozwój prawdziwy i prawdziwie przeżyty tylko wtedy, gdy będzie realizować się w naszym autentycznym języku, w języku disco polo – czego najlepszym dowodem jest nieśmiertelna Jesienna deprecha.
Aczkolwiek muszę tu zaznaczyć, że Janek – ekspert wybitny, który od lat powoli tworzy płytę disco polo składającą się z 12 przebojów, i co to będzie, kiedy ona wyjdzie! – nie zgadza się ze mną co do tego rozwoju. Janek twierdzi, że estetyka disco polo sama z siebie wyklucza taki rozwój i to jest w niej najpiękniejsze. Zapytał mnie kiedyś, jak zatytułowałbym jego płytę. „RUCHAŁEM I PŁAKAŁEM” – odpowiedziałem od razu (tytuł oczywisty). „Nie – odpowiedział Janek. – To zbyt głębokie”.
Bracia Figo Fagot pojawili się w tym tekście właśnie dlatego, że pragnę filozoficznej ewolucji disco polo (Wymiar Kreaturalny Złotego Rozporka, czyli Pragnienie Deifikacji jako Upokarzająca Antropofania; Lacanowski Antygwałt Majteczek w Kropeczki, czyli Przerwanie Błony Symbolicznego przez Realne w Wyobrażeniowej Remizie Strażackiej). Bracia już teraz ewoluują w kierunku filozoficznym. Za pomocą utworu disco polo zadali pytanie filozoficzno-polityczne o ironię. Jak wiele ironia jest w stanie usprawiedliwić? Czy ironia usprawiedliwia rasistowskie wypowiedzi? Gdzie w tych wypowiedziach jest ironia, jeśli w ogóle jest – i czy odbiera im jad?
Sprawa nie jest prosta. Zamiast dać odpowiedź, podam kilka przykładów rasistowskich lub quasi-rasistowskich wypowiedzi, w jakie obfitują nasze media, żebyśmy mogli je przetestować na ewentualną zawartość ironii.
Oto przykład pierwszy. Tu ironia niczego nie usprawiedliwia, bo jej nie ma (dowcipu zresztą też nie) i chyba nikt zdrowy na umyśle się jej nie dopatrzy. Autor zalinkowanego rysunku potraktował stereotyp ludożercy i dzikusa jako absolutną oczywistość, od której w żaden sposób się nie dystansuje. Jako że oczywistość jest sama przez się zrozumiała, została tu użyta w charakterze prostego narzędzia do pognębienia znienawidzonego Tuska. I kto tu jest dzikusem? – wypadałoby zapytać.
Innym przykładem jest Michał Figurski i jego słynny „żart” o gwałceniu Ukrainek. W tym przypadku Michał, tłumacząc się po fakcie, próbował się usprawiedliwiać ironią. Ale niestety, w „żarcie” nie było nic, co wskazywałoby na jego ironiczny charakter (ironia bezironiczna nie usprawiedliwia, tak samo jak kawa bezkofeinowa nie pobudza i raczej, powiedzmy sobie szczerze, nie jest kawą, tylko wyrobem kawopodobnym). Trudno też jednak – to taka uwaga na marginesie – zaakceptować, że współautor „żartu”, Kuba Wojewódzki, nadal bryluje na antenie (a dokładnie uprawia wyrób brylowaniopodobny), podczas gdy Michał Figurski został ukarany i ukarana została jego Bogu ducha winna żona (może w zastępstwie Wojewódzkiego, dla równego rachunku).
Innym przykładem jest mój własny tekst. Czy mówienie Polakom, że są narodem morderców i niewolników nie jest rodzajem rasizmu? Czy operowanie jakimikolwiek stereotypami, nawet przykrymi dla samego siebie, nie jest rasistowskie? No cóż, w tym przypadku nie wypada mi być sędzią we własnej sprawie – osądźcie Państwo sami. Powiem tylko, że kiedy pisałem ten tekst, wcale nie chciałem, żeby był ironiczny. Chciałem, żeby był śmiertelnie poważny, choćby nawet miał być rasistowski (faszysta we mnie, mój mały wewnętrzny Trzebiński, pragnął bestii przeciwstawić bestię). Teraz, gdy patrzę na tamten felieton, widzę, że jest ironiczny – jest ironiczną prowokacją pod tytułem: „Skoro Polak nie może żyć bez parszywych stereotypów, to niech przynajmniej będą to stereotypy choćby częściowo oparte na prawdzie – a wtedy Polak wypadnie przerażająco. Ale nie martwcie się, rodacy: niewolnicy i mordercy są sexy – na pewno bardziej niż Polska Zawsze Dziewica)”. Teraz widzę tu pewną odmianę ironii, ale jak już mówiłem, osąd nie należy do mnie.
Żadnych wątpliwości jednak dotąd nie miałem co do Braci Figo Fagot. Oczywiście teksty w rodzaju: „A mówiłem ci, kochana, wyskrob, proszę, tego Cygana” albo „Nikt tak nie kradnie jak Cygan z cygańskiego taboru” są rasistowskie, gdy je pozbawić figo-fagot-kontekstu. Ale równie oczywiste dla mnie było to, że Bracia Figo Fagot, śpiewając te słowa słodko jęczącym głosem do monstrualnie landrynkowej muzyki, robią sobie z rasizmu jaja, jaja z konfiturą.
Teraz jednak moja pewność została zachwiana. Pewność nie co do intencji Figo Fagotów, ale pewność co do oczywistości ich przekazu.
Proszę Państwa, do niedawna Braci Figo Fagot prześladował tylko Kościół katolicki: proboszczowie, stosując charakterystyczny dla siebie wrzaskliwy szantaż (ha ha, znowu stereotyp – ale znowu bliższy prawdy niż katolickie kłamstwa), zmuszali lokalne domy kultury, aby nie wpuszczały Braci do sal koncertowych. „Po co oni tam w ogóle jeżdżą? – zastanawialiśmy się z Jankiem. – Przecież nawet jak ich proboszcz nie przepędzi, to drechy ich pobiją. Publika disco polo od razu się zorientuje, że zespół ją wyśmiewa, a wtedy dojdzie do rękoczynów”. O ironio, jakże przecenialiśmy twoją zrozumiałość!
Teraz do proboszczów dołączyli liberałowie. Okazało się, że zespół jeździ po miastach uniwersyteckich i podczas juwenaliów śpiewa swoje piosenki o Cyganach. To wywołało protest ze strony lokalnych elit (w Poznaniu) i organizacji romskich. Zaraz, pomyślałem sobie, to jednak lekka przesada. Idąc tym tropem, należałoby zakazać słynnego skeczu Monty Pythona o Belgach: „Ogłosiliśmy konkurs na wymyślenie najbardziej obraźliwego określenia dla Belgów. Otrzymaliśmy masę listów, niektóre bardzo ciekawe, na przykład: nie nazywajmy ich, po prostu ich ignorujmy. Albo: przecież nie ma bardziej obraźliwego określenia niż Belgowie”.
Tak myślałem – dopóki nie dowiedziałem się, że na jednym z koncertów Braci podniecony tłum ryczał: „Jebać Cygana!”.
Proszę Państwa, prawica potępia tak zwaną polityczną poprawność (ja wolę bardziej tradycyjne określenie: grzeczność) nie tylko za to, że ogranicza ona wolność słowa, ale także za to, że pozbawia międzyludzką komunikację różnych smaczków i niuansów. Sprawa Braci Figo Fagot zdaje się sugerować, że prawica w kwestii niuansów i smaczków ma rację – ale jeśli tak, to czyja jest to wina?
Gdybyśmy mieli prawdziwą edukację: dobrze opłacanych i wyszkolonych nauczycieli, rozwijający program edukacyjny ukazujący bogactwo ludzkich kultur, poglądów i postaw, program oparty na nauce myślenia, a nie na zakuwaniu do debilnych testów z klucza, program wychowujący nie tylko do rywalizacji, ale także do kooperacji, program zawierający elementy terapii i autoterapii emocjonalnej, której dzieci i nastolatki potrzebują, niestety, od wczesnego wieku (konstruktywne przepracowywanie buntu, gniewu, złości, nienawiści, poczucia upokorzenia) i do tego jeszcze dodatkowy, obowiązkowy program dla rodziców (kursy uczące, jak szanować dziecko, jak przepracowywać negatywne emocje w kontaktach z dzieckiem, jak wpajać dziecku odporność na medialny i internetowy bullshit) – gdybyśmy mieli takie programy, do tego odpowiedzialne media szerzące ideę solidarności, a przede wszystkim: gdybyśmy mieli wyższe pensje i więcej zabezpieczeń społecznych – to przestraszeni, upokorzeni, szukający zastępczego wroga i nierozumiejący ironii ludzie stanowiliby margines. Nawet jeśli na koncercie jakiś pojedynczy debil zawołałby „Jebać Cygana!”, to i tak nikt by go nie usłyszał. Nie przebiłby się przez czarowne dźwięki klawiszy Braci Figo Fagot.
Gdyby tak było, ironia nikomu by nie zagrażała. Liberałowie nie musieliby stać na straży politycznej poprawności (grzeczności), a konserwatyści nie musieliby cierpieć z powodu kneblowania, bo nikt by ich nie kneblował: ich niuanse i smaczki byłyby przyjmowane uśmiechem lub uśmieszkiem (zależnie od tego, na co by zasługiwały), a niegrzeczności sami by nie chcieli wygadywać – bo dobra lewicowa edukacja służy także konserwatystom.
Dlatego i jedni, i drudzy powinni być za wzrostem wydatków na socjal i edukację – czyli za zwiększeniem podatków i tak zwanych „kosztów pracy”. Ale nie są. I w związku z tym sytuacja jest taka, że każdy, kto próbuje uprawiać ironię, choćby ewidentną, stąpa po cienkim lodzie. Także Bracia Figo Fagot.
W tej całej aferze jedno mnie dziwi: dlaczego konserwatyści z Gowinem na czele nie zaprotestowali przeciwko Braciom w imię swojej własnej, konserwatywnej i prawicowej politycznej poprawności, a dokładnie w imię antyaborcjonizmu? Czyżby nie raziły ich słowa „Kochana, wyskrob Cygana”? No cóż, najwyraźniej zarodek jest dla nich człowiekiem, ale Cygan już nie.
O ironio.